Joanna Storczewska-Segieta "Urodzeni bez łokci", Towarzystwo Miłośników Ziemi Zawierciańskiej, Zawiercie 2011, str. 110

Kategoria: port literacki Utworzono: niedziela, 04 marzec 2012 Opublikowano: niedziela, 04 marzec 2012 Drukuj E-mail

Joanna Storczewska-Segieta - urodzona i mieszkająca w Sosnowcu. Biolog, absolwentka Uniwersytetu Śląskiego. Debiutowała w 2005 r. w "Akancie", publikując później w "Śląsku", "Dekadzie Literackiej", "Raptularzu Kulturalnym" i "Świadectwie". Laureatka Konkursu Pierwszgo Programu Polskiego Radia "Życie jest opowieścią", Konkursu Oświęcimskiego Centrum Kultury "Pisanie jest dobre na chandrę", Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego im. Haliny Snopkiewicz w Zawierciu - i kilku innych. W ubiegłym roku ukazała się książka autorki: zbiór opowiadań Urodzeni bez łokci. Może stanowić przykład amatorskiej twórczości - a precyzyjniej mówiąc: kompletnej amatorszczyzny.

Publikacja zwarta zawiera trzynaście tekstów prozą. Okładkę zaprojektowała sama autorka, śląc z foty na odwrocie książki piękny uśmiech. Jest tam również zachęta do czytania, skrojona przez Bogdana Dworaka. Przytoczmy ją w całości, gdyż będzie punktem wyjścia krótkiego omówienia.
Nie bez satysfakcji kreślę kilka zdań o debiutanckim tomie opowiadań Joanny Storczewskiej-Segiety.
Opowiadania młodej pisarki zaskakują czytelnika. Na tle współczesnej prozy wyłamują się z powszechnej dosadności języka, który ukazuje, a czasami nawet afirmuje brutalność "polskiego razowca codzienności". A przecież treścią opowiadań "Urodzonych bez łokci" są problemy ważne, często tragiczne, w których uczestniczymy, albo dzieją się w zasięgu naszego spojrzenia.
Jest to proza o naszej współczesności, pełna dystansu i ironii - między poezją, esejem, obnażająca bohaterów opowiadań, bardzo często w sytuacjach ostatnich tchnień bliźnich.
Polecam tę artystyczną wizję naszych dni wszystkim zanim osiągną wiek spokojnej starości.

Czy dało się "zachętę" strawić? Niezborną i bełkotliwą?
Cóż, jakością nie ustępuje zawartości rekomendowanego "produktu".
Nie bez satysfakcji kreślę kilka zdań o debiutanckim tomie... Bez satysfakcji.
Opowiadania młodej pisarki zaskakują czytelnika. Młodej, owszem, to widać na zdjęciu. Lecz zaskakują kiepskością - gdy idzie o konstrukcję, opis zdarzeń.
Na tle współczesnej prozy wyłamują się z powszechnej dosadności języka. Nie wyłamują, a załamują. Język jest rozchwiany, niechlujny, bez indywidualnego piętna, momentami kojarzący się z krzyżówkami tworów żurnalistycznych i sztambuchowych.
...treścią opowiadań "Urodzonych bez łokci" są problemy ważne, często tragiczne, w których uczestniczymy, albo dzieją się w zasięgu naszego spojrzenia. Gratulacje dla dobrego samopoczucia.
Jest to proza o naszej współczesności, pełna dystansu i ironii - między poezją, esejem, obnażająca bohaterów opowiadań, bardzo często w sytuacjach ostatnich tchnień bliźnich. Stek bzdur. Jaka tu poezja? Jakież otarcie o esej? Dystansu zero. Ironia? Raczej twórcza katatonia. Bohaterowie tekstów przypominają postaci z komiksowych wycinanek. A ostatnie tchnienie można oddać z powodu lektury tej prozy.
Polecam tę artystyczną wizję naszych dni wszystkim zanim osiągną wiek spokojnej starości. Nie polecam nikomu - ani w wieku spokojnej starości, ani w wieku burzliwej młodości.

Nie chciałabym zostać posądzoną o gołosłowność. Kilka próbek na wyrywki. Z tekstów różnych, przez które - z recenzenckiego obowiązku - przebrnęłam z ogromnym trudem. Chwilami ze zdumienia wbijając palce w oparcie fotela.

Tu mrowisko myśli organizuje się wokół jedzenia; przez przezroczyste ściany głupie warzywa śmieją się w twarze ludzi wiążących końce istnienia w zaadoptowanych komórkach.
***
Szczur jest jak amputowany organ społeczeństwa. Jeszcze się rusza, trzepoce w nim skrzydełko życia, ale praktycznie to już zgon.
***
Zbolała kobiecą marnością biegnie do przedpokoju i tarmosi sztruksową marynarkę literata i nieudolnie pluje na nią małą śliną.
***
Na widok kobiet w jego ręce wstępuje lubieżny szatan i błyskawicznie pełźnie przez sąsiedztwo organów, podniecając twardą wężową skórką żołądek, płuca, magazyny hormonów, aż po sam czubek ekstazy.
***
A Maria była empatyczną pustynią bez szans na oazę.
***
Ustawiczne chodzenie od ściany malowanej pół wieku temu na jaskrawy wtedy kolor pokryty biały wzorem malarskiego wałka do ściany zastawionej starą, wielką witryną jest jak tykanie zegara.
***
Pogoda wyjęta spod prawa do mnie przeciwbólowym środkiem nic sobie z tego nie robi.
***
Chwalił się moimi zarobkami do kumpli masowo zwalnianych z kopalń, bezmyślnie śmiał im się w popielate twarze odsączone z błogosławieństwa.
***
Na moją głowę padał zielony deszcz energii uwolnionej z ciała-puszki.

Starczy? Aż nadto.

Szanowna Autorko - proszę niczego więcej nie przysyłać do naszej redakcji. Oszczędzi Pani kolejnych stresów - sobie i nam.

Joanna Storczewska-Segieta "Urodzeni bez łokci", Towarzystwo Miłośników Ziemi Zawierciańskiej, Zawiercie 2011, str. 110

Wanda Skalska