Tadeusz Stirmer, „Śpij dobrze, dziecko”, Wydawnictwo Kontekst, Poznań 2011

Kategoria: port literacki Utworzono: piątek, 24 luty 2012 Opublikowano: piątek, 24 luty 2012 Drukuj E-mail


Ne me quitte pas

„Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę.”
A może to było tak. „… nie było człowieka, który by uprawiał ziemię (…) wtedy to Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia” i umieścił go w ogrodzie zwanym Edenem. Potem doszedł do wniosku, że „Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam; uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc.” Potem dalej lepił z gleby zwierzęta, które mężczyzna nazywał, ale wśród nich nie znalazł pomocy dla siebie. Wtedy to Pan wyjął żebro z mężczyzny i zbudował kobietę.

Mężczyzna powiedział: „Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała!”
Gatunek ludzki rozrastał się. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat podwoiła się liczba ludności na świecie. Coraz trudniej znaleźć drugą połówkę. Całe życie wzdychamy do ideału, o który niezmiernie trudno, bo każdy ma jakieś wady, które prędzej czy później, jak to szydło z worka wyjdą i kłuć będą z mocą.
Kobietę i mężczyznę literatura obrabia na wszelkie sposoby. Pisarze i poeci analizują, obserwują, jakie relacje, jakie związki między nimi zachodzą. Uczeni badają dokładnie reakcje chemiczne, gwałtowne wydzielania hormonów. Mierzą i ważą mózgi kobiece i męskie. Kto mądrzejszy, kto ma więcej zwojów. Za co odpowiadają geny, a co kształtuje tradycja i sposób wychowania. Kobieta i mężczyzna owinięci są jak kokonem konwenansami. To wypada, tamto nie. To zyska akceptację współbraci, tamto będzie naganne. To przystoi w określonym wieku, co innego nie. Kobieta zbudowana z żebra, czy nie. Pomoc dana mężczyźnie, czy nie. Zależna od niego, czy wyzwolona. No i mamy zamieszanie.

Z jednej strony otwierający tomik Śpij dobrze, dziecko wiersz Edyty Kulczak, która trochę przewrotnie wciela się w rolę dziecka i prosi: Jeszcze powiedz / na dobranoc coś / niepoetyckiego dla mnie. Poetka prosi poetę o coś niepoetyckiego, (…) o czym będę mogła śnić / lub przez co / nie będę chciała / zasypiać.
Poeta realizuje prośbę w wierszu „Sama”. Już tytuł daje do myślenia przez swoją dwuznaczność. Sama / pani magister prowadzi sklep / z używaną odzieżą dla dzieci. Jeśli tak czytać, to zauważamy jakieś pokpiwanie z kobiety, która skończywszy studia nie wspina się na wyżyny społeczne. Rodzaj wykonywanej pracy jest nieadekwatny do wykształcenia. „Sama” może czuć degradację w hierarchii społecznej. Może „Sama” jest sama sobie winna? Poeta mężczyzna podsuwa kobiecie poetce problem do myślenia na dobranoc. Kim jest „Sama”? Kobietą z przeszłością? Może miała pełną rodzinę, nie umiała porozumieć się z mężczyzną i teraz obarczona dziećmi, zdegradowana, gorzkniejąca, pisze wiersze o kobiecie Bogu / i mężczyznach (traktowanych / jak nieudana próbka tchnienia). Takie zawracanie rzeki kijem. Prymitywne myślenie. Nie każdy / jest Tischnerem – większość to / podgrzybki w lesie Pana albo / skamieliny bałwaniarstwa. Używając zaimka „każdy” – nie „każda”, poeta kieruje swoją wypowiedź zarówno do kobiet, jak i do mężczyzn.

Jak myśleć o relacjach damsko – męskich? Nie oczekujmy recepty od poezji. Poezja wznosi i pogłębia / różne szczepy grafomaństwa i mamy paradoks. Jak dobrze by było, gdyby poeci, czy uczeni odkrywali czystą prawdę. Niestety, my śmiertelnicy musimy zadowolić się okruchami prawdy, półprawdami. Cały świat przepuszczamy przez siebie. Tyle o nim wiemy, ile zdołaliśmy doświadczyć.
Nauka coraz to lepiej zgłębia ludzką naturę. Coraz więcej wiemy o swoich zachowaniach, o etapach, przez które od urodzenia do śmierci musi przejść każdy człowiek. Do niedawna mówiło się tylko o menopauzie u kobiet, a okazuje się, że mężczyźni w podobnym czasie zmagają się z andropauzą. Przekwitanie mężczyzn nie przebiega tak wyraźnie jak u kobiet. Często dolegliwości wynikające ze starzenia się, składają na karb stresu czy przepracowania. Jakoś im chyba trudniej pogodzić się z upływającym czasem. Dlatego autor w alegorycznym wierszu „Portret” pod postacią psa maluje wizerunek starzejącego się mężczyzny. Żyje, bo żyje. Jedynie ona, jej karmiąca ręka może wnieść coś miłego.

Kilkakrotnie w wierszach Tadeusza Stirmera pojawia się motyw wiatru. Za oknem wiatr mroźny współgra z depresyjnym nastrojem mężczyzny. Co wtedy można zrobić? Najprościej zapić, ale to banalne; można jako środek terapeutyczny potraktować pisanie wierszy lub uparcie szukać jakiegoś ciepła. Wybrać tropiki lub ogrzać się przy kobiecie, której się ufa. Wtedy można się otworzyć, pokazać jej miejsce, gdzie pochowało się psa. Tęsknota za zdechłym psem jest taka niemęska, podobnie jak wzruszanie się do łez przy słuchaniu J. Brela, który jednak staje się inspiracją do zrodzenia wiersza. Może on nawet śmieszyć, ale co tam – No pośmiej się; to rzadka okazja. Wiatr już nie jest straszny – wiem – zawrócę wiatr, znów nastanie wiosna – mocno splotę nas (…) ty królową zielną i natychmiastowy powrót do szarej rzeczywistości – starym błaznem ja. Choć brzmienie wiersza „Piosenka” przypomina song J. Brela „Nie opuszczaj mnie”, jest w nim tylko cicha prośba: tylko czasem – bądź.
Pomarzyć można, jak w wierszu „Moja George Sand” i niecierpliwie czekać na maila, telefon. Najtrudniej jest nocą. Nie ma zdrowego snu. Życie mija, w bezsenne noce narasta poczucie osamotnienia, jest ta godzina przed świtem / kiedy jesteś na granicy ucieczki.

Oto jaki jest „Status quo” – stan rzeczy. Przeklęty wiatr – skowyczy / i pędzi na złamanie. Nie dał się zawrócić. Ona (…) w kruchej powłoce odwagi / zbiera siły / do niezrobienia niczego. U niego nawet w wigilię Narodzenia postępuje destrukcja. „Anioły nie zawsze są białe”. Już to zauważyła Ne me quitte pas, a on marzy: jeszcze ujrzeć anioła / w krwistej sukni; / nemezis krąży / w moim chorym niebie. Tak, krąży. Jest zemstą i przeznaczeniem, ale pilnuje także równowagi. W jej rękach koło, przy niej gryf. Fortuna się toczy, a gryf oprócz ciała lwa i skrzydeł orła ma jeszcze ośle uszy. Słyszysz ten wiatr – śpiewa / jakby się urwał z różańca / martwych oczekiwań. Oczekiwania martwe, bo bezsprzecznie są konwenanse, bariery wiekowe i rozsądek, który nakazuje poddać się „Kwarantannie”. Niespokojne czekanie.
Zawsze myślimy, że coś może przytrafić się każdemu, ale nie nam. Staramy się zapanować na uczuciami, mimo włochatych myśli dbamy o konwenanse, jesteśmy przygotowani do życia społecznego. Facet metr dziewięćdziesiąt / kiwa się w fotelu o dużej / wyporności.  Po co się miotasz (…) spójrz w szybę / minął twój wiek (…) popatrz – wali śnieg. Z sypiącym śniegiem wraca nadzieja na spokój, zasypanie śladów, wyciszenie. Śnieg wytłumia wszystko o tej porze; / niespełnienie złość. Edyta pisze – „wiem / tak się nie mówi / o mężczyznach”. Zgoda, bo oni do końca świata chcieliby być zwycięzcami, ale… czas, kiedy się hardo myśli, mija. Dlatego Śpij dobrze, dziecko. Spokojnie odsłoń oczy i żaluzje.

I ja na koniec powiem coś niepoetyckiego. Tak po prostu. Tadeusz Stirmer mnie nie zawiódł. Wręcz przeciwnie, z czasem coraz bardziej uwodzi. Pięknem języka, wrażliwością i nieważne, czy zna oksymorony lub logaedy. Ma warsztat tkacki i wie, jak ze słów tka się szlachetną materię. Na pewno lektura tego tomiku dostarczy czytelnikom dużo wrażeń estetycznych.

Tadeusz Stirmer, „Śpij dobrze, dziecko”, Wydawnictwo Kontekst, Poznań 2011

Jolanta Szwarc