Elżbieta Cherezińska “Saga Sigrun”, t.I cyklu “Północna droga”, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2009, str. 408; “Ja jestem Haldard”, t. II cyklu “Północna droga”, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2010, str. 484
Wielowarstwowa tkanina
Roveste, Namsen, Vira... "Jest takie miejsce na wzgórzu, na zachód od grodu, gdzie ciągnie się łąka, daleko po horyzont okolony sinym ornamentem gór". Zaglądam na zdjęcie satelitarne. Z wysokości satelity zieloność... To może być ta. Nie ta, może jednak tamta bliżej fiordu? Nie tak wiele, patrząc z góry, znów się tu zmieniło, więcej siedlisk ludzkich i dróg. Niewiele od czasu gdy krainę tę zbudował lodowiec. Rozdał góry, doliny, wlał wody mórz w skalne wąwozy tworząc fiordy - bezpieczne porty dla łodzi wikingów.
Opisane miejsce to łąka kraju ojca, pierwszego mężczyzny, którego kochała bohaterka „Sagi Sigrun”, pierwszej części cyklu Elżbiety Cherezińskiej pt. „Północna Droga”. Dziesiąty wiek, Północ Europy, czasy wikingów. Norwegia ze swoją niezmiennością krajobrazu i nieskazitelnością przyrody świetnie się na powrót do historii tak dawnej nadaje. Czytelnik nie potrzebuje nawet opisu. Myśli Norwegia i widzi zieloność.
A Sigrun? Wyrasta z tej ziemi, z tych wzgórz jak drzewo, tkwiąc w niej mocno korzeniami - jak to obrazowo opisuje autorka. Jesteśmy z nią od chwili gdy zaczyna samodzielnie myśleć. Jest dziewczynką, która właśnie poznaje świat, nastolatką i już kandydatką na żonę. Dorastamy z nią, będąc w samym środku wewnętrznych lęków, jej myślenia o świecie trudnym dla niej, a jeszcze bardziej dla nas, żyjących ponad dziesięć wieków później. Razem z nią zadajemy pytania, uczymy się nieznanego.
Elżbieta Cherezińska, gdyby użyć jej alegorycznego języka z początku „Sagi Sigrun”, wabi nas szumem zielonych listków drzewa-Sigrun, jego urodą i zaraz przyciąga bliżej do konarów, do pnia, do samego rdzenia. Sprawia, że nieświadomi niczego, już tkwimy przytuleni twarzą do kory, zaczynamy słyszeć mowę, czuć zapach, ciepło, jedność losów. Utożsamiamy się z nią i idziemy przez świat, którego Sigrun uczyła się rozumieć od ojca. On przekazywał jej swoją wiedzę wojownika-polityka o prawach natury, ludzi i bogów, o wojnach, które były źródłem bogactwa i życiową mądrość. Ale najważniejsza była miłość jaką ją obdarzał i której uczył.
Łąkę kocha tak bardzo, że aby ją utrwalić sięga po igłę, nić i płótno. Maluje zarys wzgórz, linię horyzontu. A wyhaftowany obraz zamyka w srebrnej szkatułce. Podziwiam miłość Sigrun do miejsca, w którym żyje - ona kobieta z X wieku - znająca tylko ten jeden skrawek świata. Podziwiam jej miłość do ojca. "Na skórce zajęczej wyhaftowałam znaki ochronne, najsilniejsze runy (...), wiem że i tarcza go chroniła i moja żarliwość. Zdobiłam tamtą koszulę haftując głowy smoków i wilków, a ich oczy i kły wyszyłam nawlekając zamiast nici swe włosy, by lśniły jak złoto." Podziwiam miłość do męża, która jest oddaniem, namiętnością, lękiem o jego życie, czekaniem. Jej miłość do dzieci będącą nieustanną trwogą i walką o ich zdrowie, a także życie, czuwaniem w chorobie, zaklinaniem sił natury, mocy nadprzyrodzonych i boskich.
Sigrun trwa w jednym miejscu. Jej oknem na świat jest brama grodu, widok na fiord skąd wypatruje powrotu swoich mężczyzn – w dzieciństwie ojca, potem męża, a po jego śmierci syna. Dni upływają jej na zarządzaniu gospodarstwem, majątkiem, na pielęgnowaniu życia rodzinnego, kobiecych zajęciach, trosce o mieszkańców grodu, ich rodziny, własne dzieci i sprawy świata polityki, które jej – żony Pana Północy często dotykają. Wieczorem patrzy na gwiazdy przez dymnik okryta futrami, rozmyśla.
Jej opowieść oczarowuje głębią psychologiczną. Zachwyca wiarą w sens wszystkiego co robi - miłością jaką potrafi obdarzać, mądrością, intuicją, uporem i uległością, wrażliwością i dobrocią. Jej emocje, doświadczanie życia, chwile szczęścia i bólu, wędrówkę przez codzienność z nieustanną troską o innych przeżywamy na każdej stronie książki. Wśród spraw, którymi się zajmuje znajdujemy to, co najważniejsze. Jest w tym prostota, właściwa waga i proporcje. Ona żyje naprawdę, a my z nią.
E. Cherezińska w swej pierwszej części sagi "Północna Droga" stworzyła nam ideał kobiety. W tle ideał mężczyzn, takich jak mąż Sigrun sławionych w pieśniach: "Miał wszystko: miłość, przyjaźń, bogactwo, dzielnego syna, piękną córkę i nieustraszone serce".
Ale nie spodziewajmy się plagi aniołów z Północy. Bo Haldard, narratorka drugiej części sagi pt. „Ja jestem Haldard” to w przeciwieństwie do Sigrun, kobieta nieznająca miłości, choć tylko do czasu, utożsamiająca się ze skałą i jak skała twarda, choć tylko na pozór. "Łatwo być dobrą kiedy się ma wszystko" wyrzuca Haldard w myślach Sigrun. Bo ona - ta zła - wszystko musiała wywalczyć. I ją poznajemy jako dziewczynkę. Tu nie ma kochającego ojca, nie ma bogactwa, nie ma nawet domu. A jednak i ona została Panią Północy. Jesteśmy z nią na tej drodze, gdy uległością, podstępem, polityczną grą, spiskiem wytrwale dąży do celu. Choć cel się zmienia, sens gubi. To właściwie samotna matka, kobieta-polityk, rozdarta wewnętrznie, pewna siebie i wątpiąca, szukająca i błądząca, która choć przychodzi jej to trudno też umie kochać i obdarzać przyjaźnią.
Sigrun i Haldard oddzielone symboliczną rzeką, połączone wielością spraw i ludzi, głównie mężczyzn Panów Północy, żyjące w dwóch bliskich, ale odmiennych światach ten świat nam przybliżają i otwierają. W sadze obecny jest bunt kobiet. Ukryty w alkowach i miejscach, do których uciekają by nie widziano ich łez i bólu. To skała, to grzbiet konia w galopie, las i brzeg morza. Fiordy i domy Panów Północy dają schronienie wielu kobiecym tajemnicom. Tu rodzą się przyjaźnie, więzi międzypokoleniowe między kobietami, które dzieli wiek a czasem język i nacja. Kobiety, te najstarsze przekazują wiedzę i doświadczenie młodym, wraz z symbolicznymi kluczami otwierającymi wszystkie pomieszczenia, skrzynie i skarbce. Większość swego życia spędzają bez mężów. Czekają i tęsknią, gdy kochają, jak Sigrun albo cieszą się z nieobecności, gdy nienawidzą, jak Haldard.
Fabuła raz toczy się rytmem codzienności, raz wymyka, wpada w trans, staje się pełna niedopowiedzeń, symboli, tajemnic. Jak w opowieści podawanej z ust do ust, w pieśni skalda, w której brzmią czasy dawne i niepojęte. Jak w tajemnicy śmierci, do której autorka nieuchronnie prowadzi swoje bohaterki.
Jak daleko jest nam do świata kobiet stworzonego przez wyobraźnię E. Cherezińskiej? Blisko bardzo. To nasz świat. Tak właśnie jest w tych powieściach. Te książki mówią o człowieku, który choć zaszedł cywilizacyjnie bardzo daleko, niewiele się zmienia. Autorka Północnej Drogi mówi nam nawet, że nie zmienia się wcale. Głębia psychologiczna jej bohaterek i bohaterów jest tym, z czego czerpie przyjemność czytelnik. Chwilami czytając zastanawiamy się, czy mogło być aż tak, czy opisywane życie wewnętrzne było tak bogate? Chce się wierzyć, że nie mogło być inaczej.
Na akcję powieści E. Cherezińska wybiera czasy dla wikingów niespokojne. Wiara ich przodków, w której wyrastali, ściera się z kroczącym powoli, początkowo gdzieś daleko, wdzierającym po cichu i skrycie, aż wreszcie głośno i orężem, chrześcijaństwie.
Bohaterki dwóch pierwszych części Północnej Drogi to w pojęciu średniowiecznym poganki. Wyznawcy Chrysta dla nich to ci, o których mówi się szeptem albo wcale. Obca wiara, która wkracza powoli życie ludzi Północy, budzi strach, niesie śmierć. Zaprzyjaźnieni z bohaterkami sagi zastanawiamy się po co była ta krew. One są otwarte i dobre, kochają tak samo, żyją według tych samych zasad, potrafią odróżniać dobro od zła, więc po co to wszystko? Elżbieta Cherezińska artykułuje na marginesie jedną korzyść płynącą z chrześcijańskich podbojów – rozwój pisma, mogącego wyrazić więcej niż treści zapisane runami...
Autorka snuje przed nami świat kobiet Północy. Zupełnie nieznany i fascynujący. Ten świat nie tylko daje, ale każe się lubić. Stworzyła go ze strzępków informacji, śladów, wykopalisk, ale przede wszystkim z wyobraźni. To tworzenie cechuje niezwykła narracyjna zręczność, wnikliwość i pasja. Czuć je w każdym opisie i dialogu. Podaje nam świat, którym sama się zachwyciła i pokochała. Stała się skaldem skandynawskiej, nie tylko norweskiej kultury. Z jej śpiewu-pisania docierają do nas echa tych najstarszych pieśni, ich rytm pobrzmiewa nie raz w tej prozie.
Jest badaczką słowa znalezionego w pieśniach ludów Północy. Saga jest pisana językiem nam współczesnym, zrozumiałym, prostym. Ale pełna jest symboli, nawiązań do starych podań i pieśni skandynawskich, jej akcja przepleciona faktami historycznymi, tocząc się wśród spraw codziennych, często i niepostrzeżenie przenosi nas w atmosferę Eddy, gdzie Odyn, Thor - skandynawscy bogowie rządzą światem.
Ale tych symboli i nawiązań jest znacznie więcej, sięgających czasami zupełnie blisko. Przychodzi na myśl Rya-Rya, tytułowa bohaterka powieści szwedzkiego XX-wiecznego pisarza Ivara Lo-Johanssona, która wobec zagrożenia życia dziecka szuka ratunku w pniu drzewa, o jego cudownej mocy mówi legenda, ale Rya-Rya wyzwolić jej już nie potrafi. Jest jednak tak samo bezradna, tak samo walcząca jak bohaterki Północnej Drogi.
Jako badaczka historii Elżbieta Cherezińska posiadła dar pasjonowania się nią. Nie tylko warstwa psychologiczna jest fascynująca. Obraz kultury materialnej, sztuki i rzemiosła jest tak wnikliwy, że w każdym detalu chłoniemy smaki, zapachy, dotykamy i widzimy piękno nieistniejących przedmiotów, poznajemy je i marzymy, żeby zobaczyć te skarby na własne oczy, żeby posiąść mistrzowskie umiejętności. Umieć tak szyć, mieszać zioła, kuć w kamieniu, ciosać drewno.
Poszczególne części obu sag połączone są jak ręcznie tkane kawałki tkaniny - zielonej latem i wiosną, rudo-żółtej jesienią i stalowo-białej zimą, na których nieoczekiwanie i bez żadnego logicznego porządku pojawia się czerwona plama krwi. Krainy połączone-oddzielone rzeką, więzami przyjaźni, czasem pokrewieństwa, wspierające się w potrzebie. Ich wątki przeplatają się, doszyte w innym czasie, wplecione inną ręką, ściegiem i włóknem. Czasami ten gobelin ukazuje wielowarstwowość tych samych spraw i na przemian różne punkty widzenia, to Sigrun, to Haldard.
Po przeczytaniu dwóch pierwszych części czeka się na następny kawałek tego misternie tkanego świata wzdłuż Północnej Drogi, który E. Cherezińska właśnie kończy doszywać. Wiem już, że ten trzeci ma być pleciony zgrzebną przędzą habitu, krwią i czystym złotem, za które nadludzkim wysiłkiem swój pierwszy kościół zbuduje Einar, wyznawca Chrysta. Czekam na tę historię, której nici już zostały częściowo wplecione.
Elżbieta Cherezińska pisze tak sugestywnie, że jestem przekonana, że jej krzesło przy komputerze wyściela futro z foki, a przy klawiaturze leży talizman w kształcie niedźwiedzia. Spodziewam się, że równie dobrze pisze runami, odprawia czary, a idąc z nią na spotkanie zastanę kobietę ubraną w narzutkę z lisów i misterny naszyjnik z kłów morsów.
Elżbieta Cherezińska “Saga Sigrun”, t.I cyklu “Północna droga”, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2009, str. 408; “Ja jestem Haldard”, t. II cyklu “Północna droga”, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2010, str. 484
Halina Szczepańska
Latarnia Morska 2 (14) 2010 / 1 (15) 2011