Adam S. Szadkowski "Dekalog. Wiersze", nakład prywatny, Kraków 2005, str. 92
Wanda Skalska
Czytelnik może przygotować się na niespodzianki. Poeta robi wszystko, by odbiorcę zaskoczyć. Żongluje poetykami, miesza pojęcia, aż rwie się do bitki z językiem. Bawi się słowami, niestety często z nikłym sensem. Wybieram przykład pierwszy z brzegu. Z tekstu pod tytułem "Poeta i narkotyczna temperówa":
tabula/ nie/ rasa (nawet)// pochłaniacz/ ołówkowych trocin/
drży/ na my.l/ o setnym użyciu// (...)/ wymiot/ łóżko czerwone/
jak na Monte Casino/ sufitowa bezsilność.
Takich wersów w ponad sześćdziesięciu tekstach jest zatrzęsienie. Przypuszczalnie poeta wytoczyłby obronne działa. Głównohukowe działo strzeliłoby argumentem: ja prowokuję!
Ale to już było, szanowny panie prowokancie. Na cóż bić pianę już dawno ubitą?
Umieszczone w zbiorze wiersze pochodzą z internetowej strony autora: www.szadkowski.friko.pl Kto nie wierzy, niechaj sam na wskazaną stronę internetową zajrzy. Na ostatniej stronie zbioru zacytowano kilka wpisów z księgi gości. Jedna z internautek napisała do autora: "nędza, panie szadkowski, kiepskie wierszyki ogólnie grafomaństwo".
Grafomania to nie jest, tylko raczej mało udane mocowanie się ze słowem.
Latarnia Morska 1/2006