Jan Sochoń "Bagaż podręczny (wiersze amerykańskie)", Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2005, str.

Kategoria: port literacki Opublikowano: wtorek, 17 listopad 2009 Drukuj E-mail

Wanda Skalska

W podróży nie obędziemy się bez bagażu podręcznego. W nim zwykle jakiś ciuch, szczoteczka do zębów, mapa, książka, paszport, czasem termos z kawą. Ale bagaż podręczny to także wyposażenie duchowe w wędrówce przez życie.
Z perspektywy podróżnego odzywa się ks. Jan Sochoń, sfotografowany (pierwsza strona okładki) na schodach wiodących do The Art Institute of Chicago. Siedzi w sandałach, z plecakiem zrzuconym u stóp. Na twarzy błąka się u.miech. Ot, chciałoby się rzec, zwykły odpoczynek podróżnika.
Pogodnego uś.miechu nie brakuje też między strofami zbioru. Powiada o sobie ks. J. Sochoń: profesor nie może wyglądać/ jak strąk fasoli,/ albo poeta przed debiutem.
Z oddalenia wszystko wygląda inaczej. Zmienia się perspektywa widzenia. Głośna zastanawia się autor: Co mówi pamięć, odkryta na nowo,/ tutaj, za dalekim morzem,/ za wszystkim, co ukochane trwa;// co mówią słowa, powtarzane dzień/ po dniu, jak dym z rodzinnego paleniska.
I taka jest cała półsetka utworów: refleksyjna, oparta na dialogu, czasem niezobowiązującej rozmowie. Obce przedmioty i pejzaże uaktywniają obserwację, kuszą porównaniami. Poeta podróżnik nie sili się na wyszukane metafory, nie nadużywa języka. Stać go też na mądrą pokorę i dystans wobec doczesności. Przykładem będzie choćby wiersz pt. "Powaga", gdzie czytamy:

To nic, Boże, że jestem słaby
jak ściółka leśna,
jak zgasła w świetle ćma.
To nic, że nie potrafię
porozumieć się z mocami
tego świata,
że nie bywam na scenach
obleganych przez koneserów (...).

Nie bywa na obleganych scenach, bo wie że nie tam jego miejsce.
Blichtr i pogoń za świecidełkami zostawia innym.


Latarnia Morska 1/2006