Karolina Sałdecka "Na własne oczy", Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2011, str. 52

Kategoria: port literacki Utworzono: niedziela, 10 kwiecień 2011 Opublikowano: niedziela, 10 kwiecień 2011 Drukuj E-mail

Karolina Sałdecka - (rocznik 1983) ur. w Wyrzysku. Mieszka w Bydgoszczy. Z wykształcenia polonistka i romanistka, obecnie doktorantka w Zakładzie Polskiej Literatury Współczesnej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Lauretka nagrody głównej Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Rainera M. Rilkego w 2009 r. Swoje utwory publikowała m. in. w "Twórczości", "Kwartalniku Literackim TEKA" i na stronach internetowych "Dekady Literackiej". A teraz, nakładem Towarzystwa Przyjaciół Sopotu - w ramach Biblioteki "Toposu" (tom 58) - ukazał się jej debiut poetycki: zbiór wierszy pt. Na własne oczy.

Debiutancki tomik, zawierający niespełna czterdzieści utworów, podzieliła autorka na trzy części, opatrzonych tytułami "Ćwiczenia z podpatrywania ciała", "Fotografie za pomarańczowym szkłem" i "Karaoke".
Świat pojawia się i dzieje/ pod powieką notuje poetka w ostatnich wersach wiersza "Pokój 314". Istotnie, takie można odnieść wrażenie, kartkując zbiór Na własne oczy. Podmiot liryczny tych utworów zdaje się preferować zmysł wzroku w rozpoznawaniu rzeczywistości. W rozpoznawaniu i opisywaniu. Pojawiają się i znikają fotografie, następstwa obrazków - wywołane fleszowo, w ulotnym błysku. Z ładunkiem ukrytych emocji, które przypisane są konkretnym osobom i skojarzeniom z nimi związanym. Chciałoby się powiedzieć: impuls fizycznego zdjęcia znajduje kliszę poetycką. Może źle powiedziane - nie kliszę znajduje, a zredukowaną refleksję w obrazie poetyckim. Jakbyśmy punktowo kierowali reflektor na wybrany przedmiot. Tak czy siak mamy tu do czynienia z ciekawym zabiegiem. Bo dzięki niemu osiągnięty jest efekt kondensacji, dający pole manewru czytelniczej wyobraźni. Owe ścieśnione refleksje mogą być zresztą (i bywają) punktem wyjścia dla - że tak określę - poetyckich trybów przypuszczających. Dopowiada autorka w jednym z następnych utworów: dobrze że na fotografii/ mogę dołożyć im/ jeszcze inne życie.
Przedstawiane postaci są realne i nierealne zarazem, bo "przerastrowane" starannie dobranym słowem, które nie tylko komentuje.
Język tych strof jest oswojony, czerpiący z zasobów powszechnie dostępnych, a jednocześnie sięga po skrót, dystansuje się też czasem mniej lub bardziej jawną ironią (a także smutno-gorzkim spostrzeżeniem). Jak w wierszu "Kawa", który pieczętuje pointa: kobiety u Apollinaire'a/ chyba nie wierzą w poezję/ i inne podobne bzdury/ może nie wierzą wcale.
Warto też zwrócić uwagę na operowanie przez K. Sałdecką namacalnym szczegółem, potęgującym wiarygodność poetyckiej mowy. I na zręczne obrazowanie z niejednokrotnie ciekawymi brzmieniami (chrzęst bioder w muzealnej zbroi, krucha skóra pod białą kołdrą i inne). Jest w tym spora świeżość.

Wyodrębniona część trzecia, "Karaoke", różni się od dwóch pierwszych. Co prawda nadal zachowana jest konwencja "fleszowości" strof, jednak punktem startowym tej garści wierszy jest obserwacja własna. Dodajmy zaraz: przyprawiona chłodną goryczą i nie dającym się ukryć sarkazmem. Nie bez kozery K. Sałdecka sięgnęła po taki, a nie inny podtytuł. Bowiem karaoke, forma rozrywki implantowana z Japonii, polega - jak wiemy - na śpiewaniu oklepanych przebojów na tle odtwarzanego z nagrania akompaniamentu instrumentalnego bez warstwy wokalnej. Nazwa powstała ze zbitki cząstek dwóch japońskich słów: karappo (pusty) i ōkesutora (orkiestra).
Absorbuje tu naszą uwagę polifonia głosów, przybierająca postać chórów (m. in. chóru dogmatyków, stroskanych cieni, szczęśliwej narzeczonej, umierającej kobiety, doskonałej matki i oszukanego syna). Poetka dworuje sobie z kulturowych bryków, zasiedziałości mentalnej i tego, co krzepnie w nas złogami karykaturalnego podejścia do życia. Dajmy tego próbkę. Domykającym tom utworem "Chór dobrych mężów":

czy wiesz że kiełbasa chorizo wyostrza zmysły?
mamy jej zapas w piwnicy i na zapleczu
a nawet w kieszeniach
w spodniach koszulach i kurtkach
nasze ciała wydzielają słodki zapach
sproszkowanych przypraw
które wchodzą w świetną prostą spółkę
aromatu i chłodu świeżego mięsa
naszych kobiet różnych kobiet
zabijamy je delikatnie od tyłu i klasycznie jeśli lubią
głaszcząc ostrze noża jak sierść małego psa

Słowem debiut to interesujący, z rodzaju "perspektywicznych". Tak na własny użytek nazywam debiuty wartościowe, obiecujące, z dostrzegalnymi zalążkami poetyckiego rozwoju.

Wanda Skalska