Edyta Szałek "Łowcy wielorybów", Instytu Wydawniczy Latarnik im. Zygmunta Kałużyńskiego, Warszawa 2010, str. 194
Edyta Szałek (rocznik 1974), z wykształcenia socjolog, oddaje się dwóm pasjom: fotografowaniu i pisaniu. Na stronie http://www.etphotography.eu/ znaleźć można jej wysmakowane artystycznie zdjęcia. Teraz jednak skupimy się na pisarstwie, a konkretnie na powieści opublikowanej jesienią 2010 roku - Łowcy wielorybów. To trzecia książka w dorobku autorki. Debiutowała powieścią Sen zielonych powiek (2006), wydając później zbiór opowiadań Kamieniczka (2009). E. Szałek jest też zwyciężczynią konkursu na dziennik literacki "Dzień po dniu" zorganizowany przez magazyn "Zwierciadło". W tymże magazynie publikowała później felietony "Miasteczko blisko morza".
Łowcy wielorybów. Atrakcyjny tytuł - z obrazkiem statku na okładce. A pierwsze dwa zdania powieści brzmią tak: Dziesięcioletnia Flora siedziała smutna na szkolnym korytarzu. Przed chwilą jedna z koleżanek powiedziała, że ona powiedziała, że jej tata złowił wieloryba na wędkę. Lecz nie dajmy się zwieść. Nie jest to bowiem rzecz o życiu wielorybników. Ich wywołanie bardziej ma wartość metaforyczną. Przeczytamy na skrzydełku książki: Płynąc tropem tytułu powieści, poznajemy atmosferę polowań na wieloryby, która stanowi tło do prawdziwego przesłania. Każdy z nas jest na swój sposób wielorybnikiem i każdy zmaga się z wyzwaniami, które wydają się go przerastać.
Bohaterką wiodącą tej fabuły jest Flora: raz jako dziecko, raz jako kobieta dojrzała. Gdyż powieściową rzeczywistość przeplatają reminiscencje z przeszłości. Dzięki temu Florę poznajemy pełniej, z różnych perspektyw.
Każda historia fabularna dziać się musi w konkretnych miejscach. W przypadku Łowcy wielorybów jest to Norwegia, od kilku lat miejsce zamieszkania autorki. Z udanie odmalowanymi opisami. To dla czytelnika polskiego strefa trochę egzotyczna, tajemnicza, kojarząca się z chłodem i surowością fiordów. Mówię skrótami myślowymi i przy takich pozostając przedstawiam na wyrywki postaci i wątki omawianej powieści.
Oto ustabilizowane małżeństwo trzydziestotrzyletniej Flory. Ważnymi postaciami są dla niej Stefania (babka), Anna (matka), Matylda (ciotka) i ojciec. Rodziciel Flory (jak i dziadek) jawi się tu nieciekawie - z przypadłościami kładącymi cień na rodzinie. Przynajmniej tak to wygląda z punktu widzenia kobiet. Mała (i dorosła) Flora ma problem. Przez pryzmat dominujących wartości musi się zmierzyć sama z sobą. Wewnętrznie dookreślić, zmierzyć i... jakoś ułożyć. Bo nikt nie jest w stanie żyć w zawieszeniu, w moralnej próżni. Jak sobie poradzi z tym główna bohaterka? To oś rozważań tej prozy. Silna strona. Gdyż nie znajdziemy tu rozstrzygnięć jednoznacznych - mimo rosnącej asertywności w trakcie lektury.
Naturalnie postaci znaczących (i peryferyjnych) przewija się tu więcej. A niektóre wydają się malownicze lub zagadkowe - na przykład Kapitan, Ojciec Wyspy, Birmańczyk. Wspiera taki odbiór migawkowość opisu, czasem budząca wątpliwość co do autentyczności (w obrębie świata ukazanego).
Swoimi opiniami wspierają powieść na pierwszym skrzydełku okładki - krytyk literacki Marta Mizuro i coraz bardziej ceniona kołobrzeska pisarka Elżbieta Cherezińska. Dobrze oddają charakter tej prozy.
Notuje M. Mizuro: W swojej trzeciej książce Edyta Szałek pyta o to, co wymaga większej odwagi: walka o swoje szczęście czy walka z samym sobą o dochowanie wierności i lojalności aż po grób. Rozstrzygnięcie tego dylematu nie jest oczywiście proste.
Z kolei E. Cherezińska między innymi zauważa: Edyta z drobnych rzeczy buduje małe światy swoich bohaterek - kobiet, których nie znajdziemy w modnych serialach. Dzięki temu ufamy każdej z nich. Lubię ich bezradność, zagubienie i dreptanie w kółko. Lubię ich niezdecydowanie, które zmienia się w determinację. I to, że młodość nagle przestaje być dla nich najważniejsza, a staje się odległym, zamazanym tłem.
To powieść bez pretensji artystowskich, z gatunku obyczajowych, adresowana do czytelników łaknących tradycyjnej fabuły z przewidywalnymi emocjonalnie i psychologicznie rozwiązaniami. Napisana językiem zgrabnym, przejrzystym, nie stawiającym oporu w trakcie lektury. Na pytanie: czy warta poświęcenia kilku godzin, odpowiadam - owszem. Zaś największym admiratorkami tej prozy będą niewątpliwie kobiety. Głównie z racji sposobu opisania przedstawianej rzeczywistości. Z nutami ciepła, pewnej nostalgii i romantyzmu, które to atrybuty czytelnikom męskim wydają się - co odkryciem nie jest - mało atrakcyjne.
A w przygotowaniu, jak informuje wydawca, kolejna powieść E. Szałek, pod roboczym tytułem Solhaug.
Wanda Skalska