Jerzy Fryckowski "Zanim zapomnisz. Wiersze wybrane", Biblioteka TEMATU, Bydgoszcz 2010, str. 112

Kategoria: port literacki Utworzono: sobota, 29 styczeń 2011 Opublikowano: sobota, 29 styczeń 2011 Drukuj E-mail

W kwietniu ubiegłego roku przybliżaliśmy czytelnikom naszego portalu tomik Jestem z Dębnicy Jerzego Fryckowskiego (rocznik 1957). Autor ten, mieszkający w Dębnicy Kaszubskiej, gdzie pracuje jako nauczyciel, obok poezji para się satyrą, krytyką literacką i dziennikarstwem. Debiutował zbiorem Cierpliwość ubogich w 1989 r., wydając później kilkanaście książek poetyckich, w tym Słowa bielsze od śniegu. Antologia poezji wigilijnej (2006). Jest laureatem wielu prestiżowych konkursów literackich. A jego utwory tłumaczono na języki - angielski, niemiecki, francuski, litewski, hindi, czeski, serbski i słoweński. Jednak, o dziwo, twórczość J. Fryckowskiego u nas w kraju nie jest zbyt znana. Sam autor, co podkreślono w nocie na okładce, najwyżej ceni sobie tytuł Króla Łgarzy, zdobyty w Bogatyni.

A teraz otrzymujemy summę poetycką - wybór wierszy. Powiedzieć można: naturalna kolej rzeczy. Autorzy, osiągnąwszy wiek średni, z pokaźnym już dorobkiem, układają wybory. Czyli selekcjonują dotąd opublikowane wiersze, eksponując te, które wydają się im najważniejsze. A miał z czego J. Fryckowski wybierać, publikując - oprócz wspomnianej już rzeczy debiutanckiej - następujące tomiki: Copulum abruptamae (1991), Aleja dusz (1992), Nogami do przodu (1994), Gdzie jest cicho o mnie (1995), Zaufać ślepcom (1997), Treny (1999), Kroki na suficie (2004), Kiedyś nas uśpią (2007), Między tobą a snem (2007), wreszcie omawiany wcześniej Jestem z Dębnicy (2009) i raz jeszcze Treny (wydanie rozszerzone, 2009).
Pochwalić poetę należy za daleko idącą powściągliwość w doborze wierszy. Gdyż utworów w książce znajdziemy niewiele ponad sto. Dobrze to świadczy o krytycznym podejściu do twórczości własnej. I o świadomości tego, co ważne. Jak w kapitalnym, przekornym, dworującym sobie z sentymentalizmu, superkrótkim utworze "Łzy", gdzie czytamy: Woda - 97,2%/ substancje organiczne - 1,4&/ sole mineralne - 0,8%/ na wzruszenia pozostaje - 0,6%

Jednak wzruszeń, powiedzmy od razu jasno, w tej publikacji jest znacznie więcej od 0,6%. Te wzruszenia i inne emocje czytelnicze biorą się głównie stąd, że poeta urodzony nad Skotawą mówi o sprawach fundamentalnych w sposób uczciwy, bez udziwnień i poetyckich sztuczek. Ujęło (i ujmuje nadal) mnie zwłaszcza silne eksponowanie związków rodzinnych (jakże tu ważni matka i ojciec, żona, córka), które we współczesnej postmodernistycznej poezji praktycznie nie istnieją. Ważny dla autora jest dom, najbliższe otoczenie, wreszcie relacje ze światem przez ten pryzmat właśnie. Ta perspektywa, z punktem wyjścia konkretnego dzieciństwa, buduje nas wewnętrznie, pozwalając istnieć w kruchej rzeczywistości z wyprostowanym kręgosłupem. I stąpać po konkretnej ziemi. Oczywiście nie brak tu bólu, cierpień i rozczarowań, ale dzięki nim (a może mimo nich?) nasza egzystencja staje się pełniejsza, zdecydowanie głębsza.
Także bardzo istotną  w twórczości Jerzego Fryckowskiego jest świadomość przemijania. Właśnie ten kontekst dodaje tej poezji wyrazistej wagi. Motyw upływu czasu i związanych z tym zmianom duchowym i biologicznym pojawia się tu wciąż intensywniej, aż do opisu przeczucia śmierci. Śmierci, która u poety - poza zrozumiałem lękiem (i niezgodą) - niesie szansę wydźwignięcia nad dominat materii. Pomoga w tym utajana wiara, wreszcie przeświadczenie tego, że nie odchodzimy "dosłownie", w całości. Jakże znamienny jest tu, przynajmniej dla mnie, zamykający wybór wierszy cykl "Kiedy będę umierał napiszę pięć wierszy". No i ważne w tym wszystkim wydaje się to, że poeta nie uderza w wysokie "c", unika koturnu i obezwładniającej solenności.

Sto osiem wierszy domyka interesujące posłowie "Fenomen istnienia" pióra (a raczej dziś należy chyba mówić: klawiatury) Dariusza Tomasza Lebiody. Dlaczego określam omówienie mianem interesującego? Gdyż, co takie częste w tego rodzaju omówieniach nie jest, krytyk ten rzetelnie przedstawia poetykę J. Fryckowskiego. Nie konfabuluje, nie nadinterpretowuje, lecz krok po kroku mówi, jak rzecz twórcza autora Kroków na suficie  się ma. Oto wciągający początek krytycznego opisu. Poezja Jerzego Fryckowskiego jest zapisem niezwykłej wrażliwości, która zrodziła się wraz z przekonaniem, że twórca czuwa na posterunku, poświęca się dla najbliższych, dla samego siebie i dla całej ludzkości. Jego wiara w ożywczą i ocalającą moc słowa jest ogromna, bo jest odpowiedzią na wezwanie, płynące gdzieś z głębi świata, z jakichś przepastnych dali, łkających w nim jak dziecko i stale domagających się zadośćuczynienia. To jest przekleństwo i dar bogatego wnętrza, które otwiera się w poecie jak magiczna przestrzeń, a zarazem domyka się w nim w sposób gwałtowny i nieoczekiwany.

To, nie waham się tego powiedzieć, poetyka osobna w naszym aeropagu literackim, niosąca swoimi wersami solidną i krzepiącą dawkę postrzegania świata nietanią refleksyjnością. Ale, obserwując obroty ciał medialnych, mocno wątpię w to, by wartościowa (choć cicha i nieepatująca fajerwerkami) poezja Jerzego Fryckowskiego wreszcie została szerzej dostrzeżona. Myślę jednak, że za czas pewien historia literatury odda poecie, co mu się należy.

Na koniec może warto wspomnieć o oprawie plastycznej wyboru wierszy. Na okładce wykorzystano barwną reprodukcję obrazu Hieronima Boscha "Ogród rozkoszy ziemskich, Piekło", a wewnątrz książki znajdziemy osiem rysunków (w tym część karykaturalnych) przedstawiających autora omówionych wierszy - autorstwa Krzysztofa Toboły, Czesława Guita, Teresy Ciepierskiej, Władysława Szprocha, Andrieja Miercałowa, Wiesławy Baszanowskiej i Jacka Frankowskiego. Prace te (pomijając H. Boscha) w szczególny sposób dodają publikacji ciepła.

Wanda Skalska