Włodzimierz Kruszona "Wyrwane z pustki", Wydawnictwo REPLIKA, Zakrzewo 2008, str. 396
Paulina Matysiak
WYRWANE Z PUSTKI
Nota z okładki tej powieści informuje dociekliwego czytelnika, że ma do czynienia z rodzinną sagą, która między innymi przybliża życie zwykłych Niemców po I wojnie światowej. Sięgając po książkę czytelnik znajdzie odpowiedzi na pytania zaznaczone na skrzydełkach książki: „w jaki sposób [Niemcy] radzili sobie z wysokimi podatkami nałożonymi przez państwo nękane odszkodowaniami wojennymi? Jak realizowali sen o budowie kapitalizmu? Jak zareagowali na zdobycie władzy przez Hitlera? Czy wierzyli w jego obietnice? Co się stało z kołobrzeskimi Niemcami w roku 1945?” Odpowiedzi, jak już zaznaczyłam wcześniej, znajdzie, ale nie o nie tak naprawdę chodzi. Opisywani bohaterowie mogliby być zupełnie inni, ich losy mogłyby toczyć się inaczej. Tak naprawdę nie ma to większego znaczenia. Bo książka ta, tak naprawdę jest o mieście, ludzie schodzą na dalszy plan.
Jednym z najważniejszych bohaterów tej książki jest właśnie Kołobrzeg. Wciąż obecny, zmieniający swoje oblicze, przechodzący metamorfozy na skutek zawirowań Historii. Miasto, które jest ściśle związane z losami Knopów, Friebów, Jeleńskich, tym samym staje się niemym świadkiem ich życia. Autor rzetelnie opisuje przemiany zachodzące w samym mieście, jego rozwój, wprowadzane innowacje. Myślę, że można zaryzykować stwierdzenie, że Wyrwane z pustki są swego rodzaju nadmorską Lalką. I nie jest to konstatacja na wyrost. Z pewnością nie! Wszystkie te drobiazgowe opisy, topograficzne szczegóły, dbałość o ukazanie detali składają się na spójną całość, na zakrojoną z rozmachem realistyczną powieść. Ten realizm potwierdzają również zastosowane przez Kruszonę chwyty. Mamy zatem i pamiętnik, i urzędowe sprawozdania, kartki pocztowe, artykuł z czasopisma, wszystko wplecione zgrabnie w tok narracji. Upewniają one czytelnika o prawdziwości poznawanych przez niego historii. Za tymi różnymi sposobami pokazywania ludzkich przeżyć i zmian zachodzących w świecie idzie również stylizacja językowa.
W każdej z części książki, a dotyczą one innego okresu (od początku XIX wieku po czasy współczesne) znajdziemy inny język, charakterystyczny dla opisywanego czasu. Wprowadzone środki językowe – leksykalne i gramatyczne, zbliżają czytelnika do do epoki, której dotyczy fabuła. Autor wprowadza również regionalizmy. Język ten, przede wszystkim w pierwszej, chronologicznie najstarszej części, jest najtrudniejszy do odbioru. Trzeba się „wczytać”, „przegryźć” te słowa. Kruszona stawia wysoko poprzeczkę czytelnikowi. Już na samym starcie wyznaczony jest pewien poziom, poniżej którego autor nie schodzi. Dla pocieszenia dodam, że z każdą kolejną częścią język utworu sprawia coraz mniejsze problemy, robi się on coraz bardziej przejrzysty. Nie skupia na sobie aż tak dużej uwagi. Trzeba jednak dostrzec jego zalety: jest on jędrny, soczysty, w wielu partiach tekstu także liryczny, tak jak np. w dzienniku Georga Knopa, który ze swadą opisuje swoje miłosne podboje, by za moment z uczuciem i spokojem omawiać wykonane przez siebie fotografie.
Podsumowując, doceniam wysiłki autora i jego pracę nad książką, która przecież obejmowała studia nad historią Kołobrzegu. Warto sięgnąć, przeczytać i przede wszystkim zamyślić się nad zmiennym losem Fortuny, która tylko mami człowieka zostawiając mu próżne nadzieje. Potwierdza to motto zaczerpnięte z twórczości Cz. Miłosza: „Krzyk pokoleń oczekujących zmiłowania wznosił się w pustce i zapadał w pustkę, a oni szli pod ziemię razem ze swoimi złudzeniami.” Bo wszystko to marność proszę Państwa, i powieść Kruszony doskonale to opisuje.
Latarnia Morska 1-2 (11-12) 2009 / 1 (13) 2010