Jerzy Żelazny, „19 bułeczek”, Wydawnictwo FENIKS, Koszalin, str. 124

Kategoria: port literacki Opublikowano: środa, 24 listopad 2010 Drukuj E-mail

Jolanta Szwarc

CHLEB NASZ POWSZEDNI


Twoje bułeczki, mamo, nie oswoją  mego świata – pomyślał zasypiając. Paweł S. spał twardo i słodko, a pociąg pędził przez ciemność z nadzieją na pojawienie się światełka, które rozkwitnie w nowy świt.
Chciałam napisać, że piękne wczoraj, nieoswojone dzisiaj i nieprzewidywalne jutro przeplatają się w tej książce. Byłabym się ładnie zagalopowała, bo to „wczoraj” wcale nie było takie urocze. Paweł S. odleciał z gniazda, które uwiła mu matka, bo ojca wywieźli Ruski na Syberię i tam pewnie zamarzł. Kłamał jak najęty w każdej ankiecie, że ojciec zginął na wojnie. Uciekł z domu, by zostać magistrem, ale zostało w nim trochę tęsknoty za krajobrazem dzieciństwa.

Magister Paweł S. w bliżej nieokreślonym miasteczku pomorskim przechodzi, po latach pracy w urzędzie miasta, na zasłużoną emeryturę. Miasteczku, w którym chyba tylko psy wiedzą, kto tu czuje się u siebie. Przyjezdni w tyrolskich kapeluszach, czy tubylcy. Urodzeni po II wojnie światowej jeszcze na własnej skórze czują jej chory oddech, bo ciągle ciążą nad Polską skutki decyzji wielkich tego świata podjętych w Jałcie. Jeszcze musi wiele wody w Wiśle upłynąć, żebyśmy mogli doskoczyć do państw wysoko rozwiniętych w Europie. Tymczasem mamy szarą, zgrzebną rzeczywistość czarno na białym przedstawioną przez Jerzego Żelaznego. Rzeczywistość zapyziałego miasteczka na Pomorzu w zapyziałej Polsce (w zapyziałym kraju). Zostajemy wprowadzeni w dziwny świat współczesnej Polski, w którym wszystko może się zdarzyć. Z brzyduli Danki miłość może uczynić piękną i ponętna kobietę. Odbiorniki telewizyjne i radiowe mogą się same włączać i pełnić funkcje, których wcale nie chcemy, płacąc abonament. Po co mamy kupować gazety z gruntu mające złe intencje, powstałe tylko po to, by dokuczać (politycznym) przeciwnikom jak „Popis”. A właściwie, czy ta gazeta naprawdę wychodzi? Czasy są takie, że nie wiadomo, co jest prawdą, a co imitacją.
Na kartach książki jak w krzywym zwierciadle odbija się współczesność. Rzeczywistość nierzeczywista. Gdzieś zagubione zostały odwieczne wartości. Rozluźniły się więzy rodzinne. Babcią zajmuje się pracujący wnuk, a nie córka mająca dużo wolnego czasu.
 Przechodzenie na emeryturę, to też ważny problem, z którym nie bardzo sobie radzą szczególnie mężczyźni. Naraz człowiek zyskuje dużo wolnego czasu, z którym w chorej rodzinie nie wiadomo co zrobić. Koniec pracy kojarzy się ze sztampowym pożegnaniem typu bukiecik i dyplomik, i ze świadomością, że oto nadchodzi czas oczekiwania na śmierć, bo młodzi już do niczego nie dopuszczą.
Paweł S. ucieka przed oficjalnymi pożegnaniami w Ratuszu. Ten czas chce poświęcić miejscowym obrzępałom. Im postawić, z nimi się napić. Może dlatego, że obrzępały też są poza oficjalnym obiegiem krwionośnym miasta. Zostać obrzępałą wcale nie jest trudno. Wystarczy, że się noga trochę powinie.

Miasteczko z „19 bułeczek” możemy znaleźć w każdym miejscu Polski. No, może tylko bez tych tyrolskich kapeluszy, tak charakterystycznych dla tzw. Ziem Odzyskanych. Ale wszystko inne znajdziemy na pewno.
Pomimo że nieraz się śmiałam, czytając tę książkę, nie odważę się powiedzieć, że jest żartobliwa, raczej humor, w jaki mnie wprawiła, nazwałabym wisielczym. To taki śmiech przez żal i złość. Nie doznałam tego typu uczuć czytając „Firmę” Macieja A. Suszka, czy „Transformejszen” Edwarda Redlińskiego.
„19 bułeczek” Jerzego Żelaznego zasługuje na szczególną uwagę. Pozwala uświadomić sobie skomplikowaną współczesność. To co wydawałoby się mieścić w świecie fantazji, naraz staje się realne. Znów do szklanek rozlewamy lemoniadę z epoki wczesnego Gomółki. Po szynach, które skradli Ruski jeżdżą pociągi. Skoro takim środkiem lokomocji można z miasteczka wyjechać, to można nim także wrócić. Fruwają pomysły i zdarzenia prawdopodobne i nieprawdopodobne, wyrwane z samego środka baśni i osadzone w realu.

Z miasteczka, po posiedzeniu komisji śledczej, gdzie wszyscy oskarżają wszystkich, odjeżdża pociąg. W wagonach siedzą ci, którzy zdołali się wyrwać. Paweł S. zasypia. Chce przespać czas przechodzenia nienormalności w normalność. Bo dosyć ma teczek z kompromitującymi rysunkami, dosyć napuszczania jednych na drugich. Zastanawia się, czy malarz Jaś ma brata bliźniaka. Nie chce żyć w błędnym kręgu, w świecie fikcji. Może pojawi się jakieś światełko, jakiś promyk nadziei.
Panie Żelazny, jest Pan tragicznie przekonywujący.
Może też pójdę spać, ale czy spać powinnam?


Latarnia Morska 1-2 (11-12) 2009 / 1 (13) 2010