Anna Augustyniak „Irena Tuwim. Nie umarłam z miłości. Biografia”, Wydawnictwo TRZECIA STRONA, Warszawa 2016, str. 272
Leszek Żuliński
DAGEROTYP IRENY TUWIM
Hmm, ciekaw jestem jak teraz, dzisiaj, czytany i postrzegany jest Julian Tuwim (1894-1953). Klasyk Tuwim! Skamandryta Tuwim! Tyle w ciągu kilku dekad potrafi się zmienić. Jeszcze w moim pokoleniu czytaliśmy go, wielbiliśmy, bo przecież nie był tylko wybitnym poetą, ale wręcz „magiem literatury”, i to takim, który także potrafił nas bawić. Tuwim, Gałczyński… Pokrywają się kurzem czasu? – czy nie?
Życie i losy Tuwima potoczyły się osobliwymi drogami, co wymusiła Mateczka-Historia. W sumie jest o czym pisać, jest o czym opowiadać – niezła biografia na film. Już zapewne nikt takiego filmu nie zrobi (była pora!), ale oto ukazała się książka Anny Augustyniak poświecona siostrze Juliana, Irenie Tuwim (1899-1987).
Ta postać żyła, oczywiście, w cieniu swojego Wielkiego Brata, ale nie przetrwała jako „kwiatek do kożucha”. Miała swoje talenty, swój dorobek, swoje poglądy, dzięki czemu wpisała się w życie kulturalne kilku dziesięcioleci.
Debiutowała jako poetka w roku1916, potem zdobyła sobie popularność jako autorka książek dla dzieci… Skamandryci ją znali i „przytulali” do swojej grupy. Bezcenny był także jej trud translatorski; w końcu nie zapomnijmy, że przetłumaczyła dwie książki o Kubusiu Puchatku Milne’a i Mary Poppins Pameli Lyndon – a więc hiciory po dzień dzisiejszy.
Zanim zacząłem czytać książkę Augustyniak, sięgnąłem do Wikipedii, aby uporządkować sobie w skrócie tamtą biografię i dorobek. Ciekawostka: Stanisław Lem uznał tłumaczenie (Kubusia Puchatka) Tuwim za lepsze od oryginału. A dalsze losy potoczyły się tak: W latach 1939–1947 przebywała na emigracji we Francji i Wielkiej Brytanii, następnie w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych. Po powrocie do kraju zamieszkała w Warszawie. W roku 1922 wyszła za mąż za Stefana Napierskiego, z którym rozwiodła się w roku 1930. Jej drugim mężem był od roku 1935 Julian Stawiński….
Tamte lata, tamte postaci to dzisiaj dla nas – głównie polonistów, ale przecież nie tylko – legenda. Wielka, piękna legenda, choć – niestety – chwilami ponura, bo przecież lata wojny przerwały przedwojenną sielankę artystowską, rozrzuciły pisarzy po świecie, a kto przeżył, musiał się adoptować w zupełnie nowej rzeczywistości.
Augustyniak cytuje słowa Pani Ireny: Moje całe życie nie jest niczym innym, jak jednym wspominaniem o Julku. Rozumiem tę atencję, w końcu Julian był wielkim dębem, a Irena rosnącą w jego cieniu brzozą, ale ona – ta atencja – wydaje mi się przesadzona. Z prostego powodu: Irena Tuwim miała swój samodzielny dorobek i przecież wpisała się w literaturę polską swojego czasu. Niemniej Brat widziany z bliska siostrzanymi oczami, i to przez lata, to postać „ubogacona” (tak się dzisiaj mówi?), bo – po pierwsze – są to wspomnienia z pierwszej ręki, a, po drugie, któżby znał tyle szczegółów, jak nie rodzona siostra. I – po trzecie – to jest książka o Irenie, a nie o Julianie, chociaż go tu pełno. To jest książka Anny Augustyniak, która podreptała skrupulatnie śladami Ireny, słysząc za nią kroki Juliana. No, w końcu takie rodzeństwa literackie to rzadkość (już częściej zdarzały się literackie małżeństwa).
Teraz mam problem: jak opowiedzieć tę książkę? Nie da się! Tyle w niej lat płynie, tyle szczegółów, drobiazgów, wspomnień, wyrwanych i cytowanych słów… I dużo w niej smutku, dramatu, szamotaniny, bo też biografia, losy Ireny Tuwim to byłby zły materiał do „lekkiej opowieści”. Wszystko przez te cholerne czasy tamtego pokolenia. A na dodatek Irenie Tuwim przyszło żyć – już po wojnie – 34 lat bez swojego brata Juliana, który był dla niej opoką.
Autorka, Pani Augustyniak, na plecach okładki, zamieściła skondensowane clou: Powiedziała kiedyś (Irena Tuwim – LŻ), że książka o jej życiu powinna być zatytułowana „Tam gdzie nie ma uczuć”. Ciągle była ich spragniona, bez uczuć umierała… Ale nie umarła z miłości ani do obłąkanej matki, ani do obu mężów, może jedynie do… brata. „Wszystko cokolwiek się ze mną działo, w jakiś sposób oplatało się dookoła jego osoby”, pisała o Julianie Tuwimie. Nie żyła w jego cieniu. Żyła nim, jego lękami i swoim umiłowaniem go. I zapłaciła za to wysoką cenę – została zapomniana. Siostra poety, poetka, prozatorka i tłumaczka. To jej słowami Kubuś Puchatek zapewniał: „Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika”…
Czy została zapomniana? Hm, chyba jednak tak. Wszyscy dziś wiedzą, kto zacz Kubuś Puchatek, ale mało kto wie i myśli o jego „polskiej mamie”, czyli Irenie Tuwim – zacnej i zasłużonej dla naszej literatury Damie Pióra.
Dlatego książka Augustyniak jest po prostu cenna. To monografia wielu szczegółów i dagerotyp minionego czasu. Pieczołowity! A napisany ze szczególną skrupulatnością, aurą i lekkością. Augustyniak brnie drobiazgowo w faktografię, ale czyta to się jak „story”. Hmm, iblowscy specjaliści powinni się czegoś od niej nauczyć.
Na koniec: książka jest gęsto uzupełniona fotografiami, faksymiliami. To dodatkowy cymes – nawet nie zauważymy, że wehikuł czasu uniósł nas w inną epokę. Od strony edytorskiej – cudeńko!
To już czwarta książka tej autorki. Pierwszą wydała w 2009 roku. Anna Augustyniak ma szczególny talent do tego typu opowieści, wymagających przecież drobiazgowych lektur, kwerend, szperaniny faktograficznej, ikonograficznej itp. Myślę, że zyskaliśmy biografistkę (ale i interpretatorkę), która często powinna trafiać na nasze półki swoimi kompetentnymi opowieściami, które ocalają od zapomnienia minione czasy, ludzi, dzieła.
Anna Augustyniak „Irena Tuwim. Nie umarłam z miłości. Biografia”, Wydawnictwo TRZECIA STRONA, Warszawa 2016, str. 272
Leszek Żuliński
Przeczytaj też w w dziale poetyckim wiersze A. Augustyniak, a także „porcie literackim” recenzje jej rzeczy prozatorskiej Kochałam, kiedy odeszła (2013) - autorstwa Edyty Kulczak, a także zbioru wierszy Bez ciebie (2014) - pióra Anny Łozowskiej-Patynowskiej