Maciej Bieszczad „Pogrzeby wróbli”, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot, str. 48
Ewa Witke
DOKŁADNIE TAK SIĘ PRZECHODZI PRZEZ WĄSKIE I NIEUCZĘSZCZANE KORYTARZE
Nie wgłębiając się specjalnie w temat literatury, a zatrzymując jedynie na utworach poetyckich, zauważa się w nich więcej przeciwności losu, niż pomyślnego obrotu rzeczy i zwycięstwa. Mniej rozwiązań, raczej podnoszenie sztandarów samotności, krążenie wokół osi rozgoryczenia, zasmucenia. Wręcz nawet wykluczenia. Daleko stąd do happy endu, raczej bliżej do człowieka umęczonego, odsłaniającego sprawy trudne i bolesne, kształtujące jedyną w swoim rodzaju dojrzałość. Która potraktowana z rozwagą pozwala na bardziej świadome, nieschematyczne odczuwanie surowości (nie bójmy się stwierdzić) ułomnego świata.Tym samym łatwiej ukonkretniać obrazy, uszczegóławiać przestrzeń, modelując w niej urealnionych bohaterów. Przy odpowiedniej kompozycji czytający ma szansę zostać świadkiem pogłębionych rozważań o człowieku; być może „bogatszym” duchowo, moralnie.
Trudno przewidzieć na ile konflikty egzystencjalne, ich dramat, staną się bliskie emocjom czytelnika. Obyczajowość i duch chrześcijaństwa będzie (być może) w sąsiedztwie tajników jego myśli, uzyskując aprobatę. A może stanie się rzecz niebywała (mianowicie to, co między innymi powinno być funkcją sztuki, w tym wypadku poezji); pojawi się konkretna nuta - wzruszenie, demaskujące wrażliwość prowadzącą do duchowego oczyszczenia, czyli tak zwanego katharsis. Koncepcję Arystotelesa można rozpatrywać wieloaspektowo z pozycji różnych teorii naukowych czy założeń artystycznych (na co, notabene, zwraca uwagę Leszek Sosnowski w artykule Emocjonalizm Arystotelesa i znaczenie pojęcia katharsis), natomiast tutaj, odniesiemy ją do poezji wywołującej emocje i reakcje odbiorców.
Nie bez kozery, po dość długim wprowadzeniu do rozważań o wzruszającym tomie poetyckim Pogrzeby wróbli, można powiedzieć: wiersze Macieja Bieszczada nie zrodziły się z improwizacji, a z wiarygodnego namysłu. Demonstrowana refleksja pełni u poety rolę oczyszczającą.
„Przechodzę przez cmentarz//z malutką córeczką. Niedawno zaczęła // mówić. (…) / Mijamy nowe groby // usypane wczoraj. // Stale pokazuje paluszkiem // dużo nowych kwiatów // Nic tak nie przykuwa jej uwagi // jak wielobarwne wiązanki” (Ostatnie pożegnanie)
„Na zakończenie dnia // rozwiesiłem pranie na strychu. // Siedem rzędów drucianych // sznurów uginało się pod ciężarem pościeli, prześcieradeł, tetrowych // pieluch, majtek i koszul. // Cierpliwie stałem z boku. // Kłąb pary wodnej // oraz znikomej wiązki światła // wpadającego przez // uchylony lufcik w dachu” (W stronę niezwykłego)
„Tyle razy siedziałem na brzegu wyschniętej rzeki // pomiędzy godzinami bez kresu. // Nie patrzyłem dokładnie // Nie umiałem” (Podziemne źródło)
„odważyliśmy się szukać // mocy danej od Boga // o której tyle czytaliśmy w Biblii. (Poskromienie)
Brniemy cyklami zdarzeń, charakterystycznymi dla tragedii (lub jej zapowiedzi), która ożywia współodczuwanie poprzez realność podszytą nieszczęściem człowieka niewinnego. „Rzucanie grudy ziemi // tak by nikt nie zauważył” wiersz Pogrzeby wróbli. To zawsze będzie rodzić niepokój, swego rodzaju trwogę. Tym bardziej, gdy postać jest choć odrobinę podobna do nas. W wierszach przebywa się drogę od nieświadomości ku poznaniu. Stajemy się świadkami zwrotu; od życia do niebytu - będącego nieuchronnością. Faktem powolnego umierania.
To wszystko się dzieje w Pogrzebach wróbli bez histerii. Wstrząs, zgryzota - nie ma w tym przerażenia, krzyku. Jest napięcie, zaskoczenie prowadzące czytelnika do ostatniej kartki. Wiele mówią detale i obrazy. Bez natarczywej intencji wprowadzają w klimat zadumy. Zamyśla się człowiek nad kruchością życia, jego nieprzewidywalnością. Jednak bez wyświechtanych, banalnych sformułowań o nieubłagalności przemijania i „ulotności chwil”. Pozostawia siebie i czytelnika w obliczu pewnej tajemnicy z pogranicza sacrum (wiersze Poskromienie, Sąsiad, Szelest, W imieniu). Stawia pytania, zachowując dystans (wiersz Pierwsze dni lata). Raczej unika dialogu. Treści świadczą o wewnętrznym przeobrażeniu, o przemianach mających właściwości kathartyczne (uwalniające niewłaściwe emocje). A jaki jest prawdziwy, podskórny świat autora?
Powołując się na artykuł Prawda sztuki a rzeczywistość Anny Ziółkowskiej, teoria Arystotelesa między innymi mówi: „ (…) sztuka, jakakolwiek by była, jest sposobem rozpoznania, w którym zarazem pogłębia się samopoznanie, a więc i oswojenie ze światem”. Wobec tego, dokonujmy swego rodzaju „rozpoznania” i „samopoznania”.
Oczywiście w ostatecznym rozrachunku nie ma co liczyć na oswojenie się ze światem. Można przejrzeć się w słowach jak w zwierciadle, dopatrując wspólnej myśli i na ile tylko wrażliwość pozwoli uczestniczyć w przeżywaniu odrębnego losu.
Nietrudno będzie określić własną kondycję w podobnych warunkach, co wydaje się niewyrażalne. Wystarczy wyjście poza własną jaźń – i w ten sposób dając szansę zbliżenia do drugiego człowieka. Jakże to indywidualna sprawa. Niemniej jednak, interpretując poezję Bieszczada, zwartą całość, (być może) będzie się snuło jeszcze dalej idące wnioski.
Czwarty, szczery tom poezji Macieja Bieszczada pozwala współprzeżywać egzystencjalne refleksje, obcując z osobliwym tokiem mowy. To ciekawa odrębność, zasługująca na spojrzenie.
Maciej Bieszczad „Pogrzeby wróbli”, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot, str. 48
Ewa Witke