„Rzeczy i słowa” - almanach Stowarzyszenia Kołobrzeskich Poetów, Instytut Wydawniczy ŚWIADECTWO, Bydgoszcz 2016
Jolanta Szwarc
DORZECZNE SŁOWA DO RZECZY DODANE
W uciekającym nam roku 2016 wydany został almanach Stowarzyszenia Kołobrzeskich Poetów pod redakcją Wojciecha Czaplewskiego. On też napisał krótki wstęp, z którego wynika, że raz w tygodniu poeci okupują podziemny lokal o nazwie „Pożegnanie z Afryką” i wtedy, jak mówi autor: rozmawiamy, czytamy wiersze, kłócimy się i cieszymy z tego, że te kłótnie są niebanalne. /…/ Świadomi faktu, że Słowo czasem próbuje Rzecz wyprzedzić lub nawet pominąć, staramy się nie ulegać pokusie pięknego bełkotu, lecz raczej trudzimy się szlifując chropawą szczerość.
Tak, tak. Ale gdy z wiosną życia duch przez lato, lata lata, aż do jesieni, która ducha Artystę żółcią zalewa, on woła drżącym głosem: „Ty! poezjo, i ty, wymowo” zostawiam was w spadku, niech następni się zmagają i nowym rzeczom odpowiednie słowa dają.
Nie ma już Szymborskiej, zmarła Poświatowska, odeszła Konopnicka, za nią Komornicka. W 1883 roku pogrzebano Norwida na cmentarzu w Ivry. Siostry miłosierdzia zniszczyły większość rzeczy osobistych, także rękopisy, różne dokumenty. Samotny był. Pięć lat w grobie leżał, cmentarnej składki nikt mu nie opłacił, więc go ekshumowali, przenieśli na cmentarz w Montmorency i pogrzebali w zbiorowej mogile między Polakami. Pewnie raźniej mu było. Może w 2001 roku, kiedy wzięto ziemię z grobu w urnę i przewieziono na Wawel, przemycił w niej trochę przyjaciół i teraz razem Tam tworzą. Tak jak chciał w wierszu „Ciemność”. „Ty skarżysz się na ciemność mojej mowy; / - Czy też świecę zapalałeś sam? / Czy sługa ci zawsze niósł pokojowy / Światłość?... patrz – że ja cię lepiej znam.” Tyle czasu mają teraz Tam w urnie. Blisko siebie są. On, jego czytelnicy i słuchacze. Współcześni mu, może także starsi też już nauczyli się odczytywania treści i emocji, jakie dźwiga na sobie słowo poetyckie. Poza tym trzeba uwierzyć twórcy. I o to pyta Norwid. „Wiarę dałeś?... patrz – patrz, jak płonie!... // podobnie są i słowa me, o! człeku, / A ty im skąpisz chwili marnej, / Nim - rozgrzawszy pierwej zimnotę wieku - / Płomień w niebo rzucą … ofiarny.”
Nie skąpiłam chwili marnej poetom z Kołobrzegu i nie tylko, a jest ich dziewiętnaścioro: Eugeniusz Koźmiński, Emanuela Czeladka, Piotr Piątek, Agnieszka Dębek, Beata Mieczkowska, Maciej Wódz, Lilia Herman, Elżbieta Niedźwiadek, Grażyna Perlińska-Siuda, Sława Rudnicka, Alina Karolina Krawiec, Bolko Służewski, Gabriela Anna Wojtczak, Alina Kornecka, Marzena Lubszczyk, Wojciech Czaplewski, Stefan Przybylski, Rafał Sienkiewicz, Michał Filipowski.
Ciemność i światło występują nie tylko u Norwida. Znaleźć można te słowa w wierszu Eugeniusza Koźmińskiego „Jesień. Stary Poeta na progu” otwierającym almanach. Czy jest jeszcze czas na światło, czuły gest / i dotyk? W coraz większej ciemności, / Po omacku? Słowa jeszcze i już kołaczą się po głowie. Jeszcze można? Czy już nie. Jeszcze, jeszcze można napisać sobie dobry wiersz na siedemdziesiąte piąte urodziny. To nic, że niektóre słowa umarły. Przecież pozostał dystans, uśmiech, którego nie umiem nazwać, żeby nie urazić myśli estetycznych, etycznych, moralnych, filozoficznych, kiedy mówi: z każdego kąta śledzą mnie oczy dzikich zwierząt, pierze i sadza kleją się / Do ust, z dymu nożem wykrawam resztki słów, by odpowiedzieć na / Ostatnie pytania, / Potem wieszam na gwoździu biały, słomkowy kapelusz, obok wieszam / Siebie i myję ręce – pogodzony.
Do myślenia o śmierci trzeba dojrzeć, choć nie mam najmniejszej wątpliwości, że każdy z nas podąża zawsze w swoją śmierć.
Emanuela Czeladka przypomina spektakularną śmierć na życzenie pięknej Evelyn – leżała / z ustami rozchylonymi w nagłym zdziwieniu / że to już.
Nie zawsze tak jest. Nie ma już. Proces trwa i trwa. Piotr Piątek zafundował mi wiersz „Na święta”, a zadedykował go Reni. Pisze – lekarz mówił coś o operacji, nie słuchałem, patrzyłem / w gasnące oczy i szukałem zapałek. Przedtem wydawało się, że To dotyczy wszystkich, tylko nie najbliższych. Nie ma też tak, jak mówisz – śmierć chowa się zaszyta w twojej poduszce i postanowiłem załatać / wszystkie przetarte ze starości miejsca. I co, pomogło? Może nastąpiło tylko przesunięcie w czasie. Przecież sam mówisz – Przez okno patrzyłem jak niektórzy / Potrafili wyrwać śmierci kolejne pół roku życia. Potem się dziwisz – Ileż tu życia co już nie jest życiem.
Agnieszka Dębek poszerza pole zjawiska w wierszu „Matki które odeszły”. Najpierw myślałam, gdy przeczytałam tytuł, że chodzi o wszystkie matki, bo tak jakoś myślę fragmentami, jednak z dalszej lektury wynika, że chodzi o te matki, które odeszły od małych dzieci. Ciągle nie mogą się od nich oderwać. Z jednej strony nie chcą Bogu robić przykrości, z drugiej wątpią czy przywykną / do niebycia / i wiecznego czuwania.
Beata Mieczkowska również sięgnęła po nośny temat, pisząc „Śmierć ukochanego”. Zginął w wypadku samochodowym w drodze do domu. Ot, wszystko wygląda tak normalnie, żeby nie powiedzieć banalnie, bo mało to młodych ludzi ginie na polskich drogach i zupełnie nie o to mi chodzi. Chodzi mi o to (zamilcz Słowacki), żeby język (mówiłam, zamilcz) wytłumaczył, że długa żałoba musi ustąpić nowej miłości, ale tu trzeba dużo rozsądku i dyskrecji, żeby los znowu nie zwąchał, że kocham.
Śmierć samobójczą przywołuje też Alina Karolina Krawiec. Jest ona jakimś wyjściem z domu dla umysłowo chorych, szczególnie gdy dłużej się tam przebywa. Jedna z mieszkanek mówi: nie chcę odgłosów chcę być / wypalam ostatniego papierosa / wchodzę na parapet // przypadkiem otwartego okna / i czuję zapach wiatru we włosach / jestem. Jestem na zawsze, czy przez chwilę lotu. A co dalej? Myślę, że wielu na moment przed śmiercią zadaje sobie to pytanie – i co dalej? Dalej to ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało – jajko z niespodzianką. Dla małych z małą, dla dużych z dużą.
By nie myśleli, że można byle jak żyć, jak Don Giovanni. Wszystko do czasu. W „Piosence” zadedykowanej E. Koźmińskiemu wyłuszczył dokładnie sprawę Wojciech Czaplewski. W tym wierszu wędrowny handlarz cieni zagląda do starych portowych miast. Tak sobie myślę, może takich jak Antwerpia, gdzie wzdłuż ulicy szklane witryny sklepowe oferują dziewczyny do wynajęcia. Jedne stoją, niektóre siedzą, korzystając z wolnej chwili czytają lub coś tam dziergają. Na tych ulicach, w knajpkach marynarz może znaleźć rozkosz. Felek płaszcz rozpina czyni z Lolą grzech / Felek fason trzyma Lola roni łzę / frunie karuzela kataryniarz gra / kończy się niedziela mija mija czas. Już pod kapliczką przydrożną wędrowny handlarz cieni / nuci arię Komandora / z przebitego boku / ranne drzewo żywicą ocieka. Felek jak Don Giovanni nie chce żałować, nie chce odmienić swojego życia. Opera się kończy. Don Giovanni zestrachany nie może pojąć, skąd ten straszliwy pożar płomieni, a demony śpiewają, że za takie występki kara musi być większa. „Chodź tam, gdzie ból jest najgorszy.” Teatr życia to nie Metropolitan Opera. Frunie karuzela kataryniarz gra / kończy się niedziela grabarz sypie piach i tyle. Koniec rozrywek, koniec zabawy.
U Bolka Służewskiego toczy się inne „Przedstawienie”, jest inna sceneria. Gaśnie dzień, zmierzch osłabia światło, jest pościel z konkurencyjną sceną. Nie będę zaglądać pod kołdrę. W końcu człowiekowi, który przed snem otwiera okno, też się coś należy.
Póki co, powtarzamy sobie: „Jeszcze nie”. Właśnie chciałam przeszkodzić, wkraść się w tok myślenia Gabrieli Anny Wojtczak w wierszu „Zmagania”. Droga ucieka. / Umyka za las, by tam wniknąć w ziemię. Niech znika. Znajdzie się inna. Jedynie łzy za tobą nie schodzą z pola widzenia. / Razem ze słońcem zachodzisz za horyzont. // Świat niknie. // W słoiku na parapecie zakręcona mucha / zmaga się z brakiem powietrza. / Jak ja z samotnością. No, proszę. Coś dla mnie. Ja też zakręcałam muchy, ale nie czułam, jak to jest być samotną. Teraz bym jej nie zamknęła, chociaż nie lubię jak toto łazi.
Kołobrzeg, poeci, morze to dobra ochrona przed nudą i samotnością. Elżbieta Niedźwiadek obserwuje – Ziemia upiła się wiosną /…/ Na czystej białej plaży / jak na wielkanocnym obrusie / iskrzyły się grudki jantaru / wplecione w zieleń wodorostów / i słone pocałunki morza. Wiele autorek i wielu autorów wierszy docenia, może lepiej dostrzega, obecność morza, kutry też ściągają spojrzenia i mewy.
Sława Rudnicka pyta: Dokąd chcesz dojść / z zamkniętymi oczami i sercem / synu świtu i mgły? // Za tobą chłód / przed tobą mrok. / Zatrzymaj się więc i śpiewaj. // Zatrzymaj się / nim zamknie się dla ciebie / czas.
Zatrzymuję się i śpiewam. O tym, że w Sylwestra jestem z Wami Poetami i Poetkami nad Bałtykiem, że razem chowamy stary pomarszczony 2016 rok i razem witamy dzieciaka, z którego nie wiadomo co wyrośnie.
Życzę Wam wszystkim wspaniałej zabawy słowami, nie żadnego szlifowania tekstów, żłobienia, ale zabawy, bo wszystko, co się robi z miłością, staje się zabawą.
„Rzeczy i słowa” - almanach Stowarzyszenia Kołobrzeskich Poetów, Instytut Wydawniczy ŚWIADECTWO, Bydgoszcz 2016
Jolanta Szwarc
Przeczytaj też w tym dziale niżej recenzję Szymona Prowackiego wcześniejszego almanachu Stowarzyszenia Kołobrzeskich Poetów North-west (2012)