Kalina Kowalska „Złodziejka głosu”, Wydawnictwo PSYCHOSKOK, Konin 2016, str. 78
Wanda Skalska
WYCISZONY DYSKRETNY GŁOS
Bywa poezja hałaśliwa, ostentacyjnie epatująca językiem, udziwnioną budową strof i rozchwianymi poziomami emocji. A na przeciwnym jej brzegu – pomijając tu gęsto zasiedlony środek - spotkać możemy głosy peryferyjne, bez fajerwerków, wyważone, wyciszone, zmierzające ku refleksji. I do tej drugiej kategorii zaliczyć należy poezjowanie Kaliny Kowalskiej, autorki świeżo opublikowanego zbioru wierszy Złodziejka głosu.
Obserwuję poczynania twórcze poetki od szeregu lat – od przeddebiutanckiej (wydanej w 2006 r., w mikroskopijnym nakładzie i bez ISBN) książeczki pt. Układanka, którą to publikację określiła sama poetka wydarzeniem „okolicznościowym”.
Beata Golacik (bo Kalina Kowalska to pseudonim) oficjalnie zadebiutowała zbiorem wierszy Za mną przede mną w 2011 roku, wydając później tomiki Światło (2012) oraz Łupki (2013). Nie jest to dorobek ilościowo imponujący. Bo też autorka nie należy do twórców z gatunku „co rok prorok” (gdy o częstotliwość publikacje idzie). Ceni sobie słowo, uważnie mu się przygląda – zawsze ze świadomością przemijania i dystansem do siebie oraz tego, co postrzega, w czym uczestniczy. Już w utworze-pilocie, o tytule, który posłużył za pieczęć całego tomu, zauważa między innymi:
Jak długo będę tłumaczyć mezalians z literaturą? Ilu jeszcze / pustym stronom powiem: nie pamiętam waszych imion, naprawdę. / Jestem bezdenna, nic we mnie nie osiada. O czym się mówi – tonie, / co trzeba wiedzieć – osiada. (…) / Tło niehistorycznoliterackie jestem. Tło bez tła. Sobie tło (…)
Samookreślenia twórczyni. Poetycka autoprezentacja. A kim w istocie jest, skąd się wzięła, czym się zajmuje? - spyta niejeden zaciekawiony czytelnik. Nie tajemnica. Urodziła się, mieszka i pracuje w Świdniku – jako nauczycielka w szkole średniej. Absolwentka teologii KUL oraz studiów podyplomowych z zakresu nauk społecznych i zarządzania zasobami ludzkimi. Laureatka wielu nagród w konkursach poetyckich, prowadząca warsztaty literackie dla młodzieży i dorosłych. Współautorka kilku antologii poetyckich, autorka felietonów i recenzji – czego efekty znaleźć można m.in. w jej blogach związanych z literaturą („Blog kowalski”, „Beata Golacik – felietony”). Mało? Starczy. Kto zechce, znajdzie – choćby w Internecie – więcej. Tymczasem wróćmy do ostatnio opublikowanego tomiku.
Jak się okazuje, Złodziejka głosu jest wyborem wierszy z lat 2010 – 2016. Poetka podzieliła tom na trzy części: „Epizody”, „Refreny”, „Cykle” („Hospicjum” i „Z jaskrawości jego”). Widać w tym układzie swoistą konsekwencję, a też troskę o językową spoistość. Nic tu nie jest przypadkowe czy naddane „z powietrza”.
A gdyby chcieć wskazać na nurty główne, tropy wiodące Złodziejki głosu? Zatrzyma uwagę między innymi empatia oraz wręcz czułość w traktowaniu ludzkich losów. Przejmujący jest na przykład dział zbioru „Z jaskrawości jego” (tyleż inspirowany twórczością Edwarda Stachury, co jemu dedykowany). W utworze „Słuszne to i zbawienne” (nawiązanie do wiersza „Prefacja” E.S.) notuje autorka:
Sam las. Tak sam, że już mu nie przeszkadzasz. / A mech na pniach taki sam. A strach twój / od północnej strony. Cień. // Sam cień. I możesz w nim układać chrust, / kopczyki słów. A ogień z nich taki sam. / Tak sam, że już mu niepotrzebny / głos. Twój głos milknący w mrok. // A z tobą noc. Sama. Noc z tobą / i z duchem twoim.
Poetka wciąż szuka własnego głosu. Własnej artykulacji. Nie gubiąc przy tym motywów dominujących ogłoszonych utworów, których – między innymi - imiona to „samotność”, „cierpienie”, „lęk przed śmiercią”, „umieranie” (najmocniej wyakcentowane w dziale „Hospicjum”). Rzecz jasna nie wyczerpuje to rewirów jej zainteresowań, bo przecież znajdziemy tu również wiersze tematycznie odmienne.
Zatem, sumując, jakie wrażenia po lekturze objawiają się na planie pierwszym? To poezja zmierzająca do prostoty wyrazu, wyraźnie powiązana tyle z emocjami, co z „chłodem” umysłu. Ciekawy melanż. Z dodatkami zauważalnej melancholii oraz nostalgii. Gdzie zero, przecinek banalnego „ciumciania” czy egzaltacji. Się czyta. I się przeżywa.
A że twórczyni nie zawsze miała szczęście do recenzentów (ich opinii), nie przejmujmy się tym zbytnio. Jak to powiadano niegdyś: łaska pańska na pstrym koniu jeździ. Gdyż owszem, zdarzały się autorce w poprzednich tomikach drobne potknięcia, co nie zmienia faktu, że zmierzała i zmierza ścieżką własną ku rozpoznaniu tego, co nas dotyka, co niepokoi, co boli. A taki marsz z natury okupiony być musi błądzeniem, rozterką. I czasem wyrażenie tego – mimo usilnych starań – zawodzi. Lecz taka właśnie chromość przydaje nam ludzkich cech. Oswaja w przybliżeniu. Przekonuje.
Na uwagę zasługują również pomieszczone w zbiorze całostronicowe fotografie Bożenny Bielskiej – przedstawiające autorkę tomiku. Widzimy poetkę w sztafażu natury, odzianą w białą koszulę i czarne spodnie, z wędrownym kijem w garści: nadchodzącą i odchodzącą. Klimat tych ujęć dobrze współgra z zawartością książki, stanowiąc jej nienatrętne dopełnienie.
Kalina Kowalska „Złodziejka głosu”, Wydawnictwo PSYCHOSKOK, Konin 2016, str. 78
Wanda Skalska
Przeczytaj też wiersze K. Kowalskiej (dział “poezja”), a także w tym dziale niżej recenzje jej wcześniejszych tomików – Za mną przede mną (2011), Światło (2012) oraz Łupki (2013)