„Konstelacja Toposu. Antologia poezji”, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2015, str. 224

Kategoria: port literacki Utworzono: poniedziałek, 15 sierpień 2016 Opublikowano: poniedziałek, 15 sierpień 2016 Drukuj E-mail


Wanda Skalska

CI, KTÓRYM SIĘ CHCE (I KTÓRZY POTRAFIĄ)

Chyba nie ma nikogo – pośród uczestniczących w kulturze – komu dwumiesięcznik literacki „Topos” nie był znany. Wychodzące od 1993 r. pismo dostępne jest w całym kraju w sieci salonów EMPiK. I latami przy tym periodyku wykształcało się środowisko. Nie mechanicznie, a w sposób ewolucyjny. Etap po etapie. Przez moc wzajemnych oddziaływań i docieranie. Aż wreszcie wyszło do ukonstytuowania swoistej konstelacji. Zgrupowania poetów, których grawitacja - z przewagą sił dośrodkowych - zaowocowała niniejszą antologią. Potrwało trochę, nim wgryzłam się w nią i przetrawiłam. By teraz podzielić się kilkoma spostrzeżeniami.

Solidnie edytorsko wydana rzecz (szycie, odpowiedni papier, typografia, elegancka w swej skromności okładka) wygląda jak Pan Bóg przykazał. I zawiera - rzec można – klasyczne elementy budowy dla tego rodzaju publikacji. Mamy ósemkę poetów, a przy bloku wierszy każdego z nich (zawierającym od kilkunastu do dwudziestu utworów) biobibliograficzne noty i fotografie. Zaś całość domyka posłowie.

I pora przedstawić dramatis personae zbiorowego wydania. W antologii publikują: Krzysztof Kuczkowski, Adrian Gleń, Wojciech Kass, Wojciech Gawłowski, Artur Nowaczewski, Jarosław Jakubowski, Przemysław Dakowicz oraz Wojciech Kudyba. Rzecz posłowiem opatrzył Jarosław Ławski.

Razem stanowią grupę. Nieformalną – bez oficjalnie ogłoszonego programu, ale jednak grupę. Coś w rodzaju konfraterni. Którą zespala co? Najogólniej ujmując: wspólna pasja i empatia. Oraz poważny sposób traktowania języka poetyckiego. A także, co bardzo istotne, oryginalnie punktowana duchowość. Czyli, mówiąc lżej, nie mamy tu do czynienia z baranim trwaniem w stadzie na przypadkowym pastwisku.

Sprawa wydaje się tym bardziej intrygująca, gdy uświadomimy sobie, że cała ósemka obecnych w antologii poetów to silne indywidualności, o sporym i znaczącym dorobku, a też rozmaitych osobowościach.

Tak obrysowuje skrótowo sylwetki magików poetyckich strof J. Ławski w posłowiu. Poeci „Toposu” - twórcy z konstelacji, której światło, jednak, przebija się przez zachmurzone niebo epoki. Pojawili się jako właśnie konstelacja poetów skupionych wokół słowa i pisma. Różni i podobni, oddaleni od siebie i tak sobie bliscy: Kuczkowski – melancholijny liryk anielski, Kass – melancholik, liryczny metafizyk, Gleń – erudyta od jest „jest” i „nie ma”, Gawłowski – z czułością historiozofa żegnający ludzi i chwile, Jakubowski – poeta epitafijnej refleksji, Nowaczewski – poeta „tamtej strony”, Dakowicz – liryk patosu i żrącej ironii, Kudyba – metafizyk natury i miasta, liryczny epifaniusz.

A skoro jesteśmy przy posłowiu, jeszcze jeden cytat, aż proszący się o przytoczenie. Z racji celności uwag.

Z dwu strategii poetyckich, które tak rozgłośne stały się w ostatnim stuleciu – pisania rylcem i pisania pędzlem – toposowcy wybierają refleksyjne pociągnięcia pędzlem o twardym włosiu. Wiec oni też ryją w słowie, też szukają, ale nie zaprzedając doświadczenia poetyckiego doświadczeniu eksperymentu, prowadzącego do jałowizny zestrojeń słownych, żonglerki kalamburami, parad dźwiękowych.

Ich poezjowanie jest zarazem jakimś trudnym do nazwania oczyszczeniem słowa: przywróceniem mu znaczeń, odzyskaniem  ś w i e ż o ś c i  przez słowa, które użyte do eksperymentu albo znijaczone nadużyciem zatraciły świeżość, euforyczną radość nazywania rzeczy tego i nie-tego świata. Tu dzieje się inaczej: dąb to dąb, kosteczki to kosteczki, nic – paraduje strojne jak paw jako nic. Nie znaczy to, że unikają błysków, epifanicznych fraz, kontaminacji znaczeń i metafor.

Co mnie osobiście ujęło w tej antologii, to – pojawiające się w utworach z rozmaitym natężeniem – metafizyczne nuty. Ich wybrzmiewanie unosi strofy wyżej, dodając im refleksyjnych znaczeń. Poeci, osadzeni w jednej rzeczywistości, a wywodzący się (jak my wszyscy w tej strefie Europy) z korzeni kultury chrześcijańskiej, traktują słowo jak rodzaj posłannictwa. W tym znaczeniu powiedzieć można o poetyckiej „ewangelizacji”.

Nadto rzec można – w kontekście wymienionej z imion i nazwisk ósemki -  iż taki rodzaj wspólnoty, niewyrazistej formalnie, posiada zwornik, którego istotą  są wyznaczniki uchwytne duchowo.

Tu, u tych poetów, o stylistykach jakże różnych, tradycja mocno splata się z tęsknotą za słowem odnowionym, poszukującym, drążącym. Instrumentarium całej ósemki jest wyjątkowo bogate i w swej polifonii budujące nową jakość.

I jeszcze jedna refleksja, nasuwająca się po lekturze. Również zaskoczenie. Zwykle antologie – z racji ich specyfiki – bywają nierówne, gdy o poziom idzie. A to jeden autor się potknął, a to innemu omsknęło się pióro, a to komentator zbiornika utworów zgrzeszył nadinterpretacją. W tej natomiast jest tak, że nie zawiera utworów chybionych. A posłowie jest kompetentne.

Sumując. Namawiać do czytania antologii specjalnie nie trzeba, gdyż sama udaną zawartością się broni. I chciałoby się częściej mieć do czynienia z podobnymi wydawnictwami (ale to chyba marzenie ściętej głowy...).

„Konstelacja Toposu. Antologia poezji”, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2015, str. 224

Wanda Skalska