Łucja Dudzińska „Tupanie ze sobą po drodze”, Grupa Literyczna Na Krechę i Fundacja Centrum Rozwoju Kultury i Edukacji, Poznań 2016, str. 70

Kategoria: port literacki Utworzono: piątek, 12 sierpień 2016 Opublikowano: piątek, 12 sierpień 2016 Drukuj E-mail


Ewa Witke

SZTUKA CZUŁOŚCI

Gdyby odebrano czułość, to jakby rękom odjąć palce, które pielęgnują miłość.

Tupanie ze sobą po drodze – nowy tomik Łucji Dudzińskiej – może stać się inspiracją do napisania sztuki o czułości (w podkasanej podmuchem makowej spódnicy) i rozkoszy, która będzie udawać, że jest tu przypadkiem a Bóg jej nie stworzył. Julia, główna bohaterka tych wierszy, postać stworzona przez autorkę, oddaje się i poddaje czułości, a on lubi patrzeć, jak ona szuka własnej woli, zrzuca skórę…

Julia od dzieciństwa do starości, poprzez macierzyństwo i śmierć bliskich, doświadcza pospolitych uczuć – bólu i cierpienia, ale tylko we właściwy sobie sposób je wyraża. Tak samo inaczej każdy z nas przeżywa miłość, ale nie każdy potrafi pięknie o niej opowiedzieć. Łucja potrafi.

Najbardziej porusza nas w nostalgicznej opowieści, jaką jest czułość u schyłku życia, która rozwierca, jak kościsty palec starca, kiedy wskazuje upragnioną rzecz… Czułość łączy, wiąże, ale też potrafi więzić w nachalnej gorączce dobrobytu. Zahartowani na wskroś czułością nie doświadczą zaskoczenia podarunkiem, jaki niesie czułość niespodziewana, której zadziwiająca wielkość (rzadkość) w konsekwencji może okazać się dla nich zbyt powszechna. To żadna przyjemność, tylko ciężar dla miękkich kolan i słabego karku, przywykłych do nadgorliwości.

W takim wypadku czułość dewaluuje się, mając przyzwolenie na bezsensowny nadmiar. Potrafi lenić się w wiecznej chwale, gasić iskrę, od której miłość się zaczyna, przez rytuał codzienność doszczętnie spalić. Czasem długo odrasta lub dorasta i samą siebie potrafi odłożyć na bliżej nieokreślone jutro. Ale nigdy nie jest dla niej za późno, by rozżarzyć i zaskoczyć na nowo wysokim płomieniem.

Czułość nie znosi bezruchu, martwej ciszy, zamkniętych ust… Cokolwiek się jej zdarza, jest zaskoczeniem. Potrafi być nieprzewidywalna i tak pięknie zmysłowa, jak w tym oto fragmencie: z piasku odkleja stopy, wybiera miejsca, gdzie można przykleić znów // sprawdza jak słone mogą być ciała. Zna swoją siłę i nie pozwala gnuśnieć w jałowych palcach. Przychodzi bez zaproszenia. Upomina się o zapachu włosów i aksamitną skórę, to znowu gładzi pomarszczony policzek wpatrzona w śliskie od wody ramiona, zanim poprosisz – podaje ręcznik. Czułość to po cichu zamykane drzwi. I obrane, pokrojone dla kogoś jabłko, to rozkładany koc na nogach śpiącego, zostawiona po sobie czysta umywalka... To sprzątanie w milczeniu popielniczek po jej/jego papierosach…

U Łucji unosi się zapach koszul… I jeszcze coś ważnego: łagodne palce, spokojny głos. To jeden z momentów, w którym czułość więcej daje niż chciałaby brać.

Sztuką jest panowanie nad własną wolą, niedomaganie się wzajemności, tak samo dotkliwe jak oczekiwanie na „coś” wymarzonego, co nie ma szansy przyjść. Ależ ile w tym własnego spełnienia potrzeby obecności bycia dla kogoś. Czasem niezwykłej urody są same gesty; one potrafią przewyższyć czułość. I nie wypada wręcz oczekiwać wzajemności. Czułość nienachalna, spontaniczna, jest piękna. Ujmuje, porywa. Można się w niej zatracić i cudnie odnaleźć. W wierszu pt. Kokarda poetka pisze: idąc obok siebie reszta jest mijaniem / ślizgają się promienie on goni zajączki na jej plecach // palce sięgają obłoków / mówią że to dobry sposób aby nie zawalił się dom i zakwitły ściany. Ale jest też czułość bliska tęsknocie, która umęczy, zgnębi. Można wypatrywać oczy i nie spostrzec, że jest tylko imaginacją, pragnieniem, które nie uniesie, nie zaskoczy uchylonymi drzwiami. W wierszu Mijanie Łucja pisze: wymyśliłem ciebie aby cię dotykać.

Czułość trwa! Jest punktem, który zawsze będzie chciał naznaczyć sobą. Możemy nawet domyślać się, jak uciążliwym jarzmem potrafi stać się czułość, jak trudnym doświadczeniem. Ale przecież i bodźcem do odkrywania nowych wewnętrznych światów, w których się drzemie, koi, łasi, nie wygląda końca końców, i jakby zanurza w gęstym mleku, kruszeje, z czasem łagodnieje jak łagodnieje się z najedzenia, ale ciągle z apetytem na jeszcze.

Wielkim zaszczytem jest czułość. Jeszcze większym mądrość, co odracza wstrząsy, w których czułość może nas opuścić, bez prośby sama odejść, i to nie przypadkowo. Jak wszystko w życiu, ona także wcześniej czy później może ulec erozji – zbiera każdy włos, paproch, chce strzepnąć wszystkie ślady // udaje że nie pamięta zapachów… // chce zapomnieć wrodzoną nieśmiałość…

Można pogratulować Łucji Dudzińskiej – potrafi wydobyć i przetworzyć myśl na papier. Myśl bliską każdemu z nas. Bo przecież czułość nie jest czymś obcym, czymś obojętnym. I trudno powiedzieć o czułości: jestem zagadką, której nikt nie rozwiązał, bo nie słyszał treści // jestem snem, który się nie przyśni, ponieważ szukasz mnie w tajemnicy tworzenia…

Czytając wiersze Łucji, można ćwiczyć własną pamięć i jak mantrę powtarzać, że pozbawianie się czułości, w której drzemią tajemnicze siły, to jakby omijać rozczarowania. A i odzierać się z wielkich uniesień, to jakby żyć połową, żyć sobą mniej, bez większego sensu, tak po prostu, dla ledwo słyszalnego pulsu, dla zwykłego przetrwania.

Łucja Dudzińska „Tupanie ze sobą po drodze”, Grupa Literyczna Na Krechę i Fundacja Centrum Rozwoju Kultury i Edukacji, Poznań 2016, str. 70

Ewa Witke

 

Przeczytaj też w tym dziale niżej recenzje wcześniejszych zbiorów poetyckich Ł. Dudzińskiej Z mandragory (2013) oraz MeMbrana. Cyrkulacje (2014) autorstwa Leszka Żulińskiego i Edyty Kulczak