Wojciech Stamm „Pieśni i dramaty patriotyczne i osobiste”, Wydawnictwo FORMA, Szczecin-Bezrzecze 2014, str. 54

Kategoria: port literacki Utworzono: poniedziałek, 07 lipiec 2014 Opublikowano: poniedziałek, 07 lipiec 2014 Drukuj E-mail


Agnieszka Kołwzan

PERFORMANCE NIEJEDNO MA IMIĘ

Pieśni i dramaty patriotyczne i osobiste wszechstronnego artysty Wojciecha Stamma to zbiór różnorodnych form wypowiedzi literackiej wydany w 2014 roku przez wydawnictwo FORMA ze Szczecina. Uwagę przykuwa okładka będąca reprodukcją grafiki Piotra Pasiewicza, zaś poszczególne utwory wewnątrz książki przedzielane są ilustracjami autorstwa Andrzeja Awsieja i Marcina Rupiewicza, które wpisują się w klimat zbioru. 
Niejednoznacznie skonstruowany i przewrotnie typograficznie zaprojektowany tytuł tomu można zinterpretować na kilka sposobów. Klasyczne odczytanie, zgodne z regułą „od lewej do prawej” daje tytuł Pieśni i dramaty patriotyczne i osobiste, odczytanie „kolumnowe” powoduje, że nazwa zbioru brzmi: Pieśni patriotyczne i dramaty osobiste, natomiast z odczytania „krzyżowego” wynika rzecz: Pieśni osobiste i dramaty patriotyczne. Co ciekawe, każda z tych nazw odpowiada zawartości publikacji. Względność tytułu tomu, która nie wyznacza tym sposobem sztywnych granic interpretacyjnych, stanowi zapowiedź nie mniej frapującej treści.

Książkę otwierają "Dziady" – pastisz, jeśli nie parodia, mickiewiczowskiego dramatu romantycznego o tym samym tytule. Poza tytułem z oryginałem łączy Stammowską wersję wiele aspektów: motto Williama Shakespear’a: „Są dziwy w niebie i na ziemi, o których ani śniło się waszym filozofom”, które poprzedza zasadniczą część utworu, miejsce i czas akcji (kaplica, wieczór), obecność Chóru i Aniołka. Wszystkie pozostałe kwestie drastycznie, odbiegają od pierwowzoru. Miejsce Guślarza zajmuje GUS – Główny Urząd Statystyczny, który wypowiada kwestie (jak na przykład: „Babcia rechot/ przemieniła w/ kości grzechot…/ Grzech pokoleń następuje[…]”) nawiązujące niekiedy do struktur dadaistycznych, dekonstruujących sensy, bądź do poezji lingwistycznej, która wykorzystując m.in. skojarzenia konatywo-brzmieniowe tworzyła lub demistyfikowała znaczenia. Nieustające burzenie decorum osiąga kulminację w ostatnim dystychu dramatu: „A kto prośby nie posłucha/ Niechaj swoją żonę rucha…”. W tej straszliwej klątwie rzuconej przez GUS pobrzmiewa echo gombrowiczowskiego zakończenia powieści Ferdydurke „Koniec i bomba/ A kto czytał ten trąba”.

Poza "Dziadami" punktem odniesienia dla W. Stamma stają się także inne wielkie teksty literatury polskiej, które autor pieczołowicie odświeża i „odbrązawia”, jak "Treny" czy "Mazurek Dąbrowskiego". Zwłaszcza ten ostatni, tu zatytułowany "Jeszcze Polska nie zginęła", staje się wykładnią poważnej refleksji. Podmiot liryczny wyznaje, że zginęła mu Polska – porwali ją pohańcy, zabrali obcokrajowcy, na fotografii także jej nie widać. Istnieje tylko w Internecie i radio jako byt wirtualny, potrzebuje energii, by odrodzić się na nowo: „Dać prąd, dać moc!/ Niech Polska pod/ Prądem znowu/ Powstanie”. Poszukiwania kraju wyczerpują, podmiot liryczny gotów jest zrezygnować, lecz nagle: „na Stalowej/ Znowu z czeluści/ Bramy Polskę ujrzałem…”.

Równie ciekawe, choć zupełnie inne tematycznie, spostrzeżenia czyni autor w lapidarnym szkicu o barokowo długim tytule "Kto wymyślił żarówkę? Oświetlając publiczność… czyli przejażdżka bosko szybką maszyną – esej poetycki”. Buduje w nim śmiałą paralelę między rytuałem mszy świętej a „wzorcem postępowania w tworzeniu i organizowaniu pracy ludzi w dwudziestym wieku”. Zarówno robotnik jak i wierny przebierają się w stosowne stroje, przebywają w wyznaczonych przestrzeniach (fabryka, kościół), w których miejsca na faunę i florę nie ma. Przy wejściu pracownik odbija kartę, a wyznawca Boga zanurza dłoń w wodzie święconej wykonując znak krzyża. Obrzęd w świątyni rozpoczyna się, gdy wchodzi kapłan, zaś praca w fabryce – gdy zostaje włączona maszyna. Analogie między tymi dwoma, na pozór skrajnie różnymi światami, okazują się trafne. Jednak nie na nich kończy się wywód. Kierując się zasadą luźnych skojarzeń wyprowadza autor paradoksalną konstatację o śmierci Jezusa: „[…] Jezus był cieślą i rybakiem./ Produkt innego cieśli zabił cieślę Boga wcielonego”.

Tomik W. Stamma zawiera również liczne utwory wpisujące się w nurt poezji lingwistycznej. Przykładowo wiersz o incipicie ***(W – dablju) został zbudowany za pomocą ciągu skojarzeń, który rozpoczyna litera, a raczej głoska „W”: „W – dablju/ Diablju – Dżordż Diablju Busz/ Kalisz – Klawisz – Ebola – Hezbolah/ – Pana Je z USA”. Asocjacje prowadzą od litery, poprzez jej fonetyczną amerykańską wymowę, do imienia, a potem nazwiska prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki (przeinaczonych nieco poprzez dodanie dodatkowej głoski „i” – „Diablju”, która notabene nadaje im diabelskiego charakteru).

Wieloznaczności, jako chwytu literackiego, używa autor również, tworząc lapidarne, maksymalnie skondensowane wypowiedzi literackie, składające się niekiedy z jednego tylko wersu, np. utwór "Postulat" brzmi w całości: „Po stu lat”. W tym wypadku rozbicie słowa na trzy znaczące człony prowadzi do wniosku, że postulaty – czyli roszczenia – zostają realizowane po stu latach, czyli w zbyt odległej dla postulujących przyszłości. Językowym grom poddaje się również „ja” liryczne. W wierszu rozpoczynającym się od słów "Moje serce stoi" podmiot obcesowo wyznaje: „Moje serce stoi/ Po stronie Biologii/ Mój intelekt stoi/ Po stronie/ Śmierci/ Chuj mi/ Stoi/ Po środku”. Za żartobliwo-obsceniczną formą kryje się ważka diagnoza na temat własnej świadomości – serce bohatera opowiada się za biologizmem, intelekt za transcendencją, zaś płciowość znajduje się pośrodku – pomiędzy sferą profanum i sacrum. Choć z drugiej strony wykluczyć nie można, że fallus w stanie erekcji to symbol dominacji  seksualności nad wszystkimi innymi aspektami ludzkiego życia.

Najnowszy tom poetycki Wojciecha Stamma, wieloznaczny, unikający kategoryzacji, kontrowersyjny zarówno w formie jak i treści, to artystyczny manifest o performerskim charakterze. Nie unika w nim autor polemiki z tematami ważnymi, a z drugiej strony nie waha się uderzać w żartobliwy ton. Miesza i łączy różne style, podważa zasadę stosowności, żeniąc styl wysoki z niskim. Swobodnie przetwarza tradycyjne wątki literackie, uaktualnia je, doprawiwszy je wpierw szczyptą absurdu i groteski. A polisemia, której z premedytacją używa, motywuje czytelnika do intelektualnego wysiłku i uruchomienia wyobraźni.  

Wojciech Stamm „Pieśni i dramaty patriotyczne i osobiste”, Wydawnictwo FORMA, Szczecin-Bezrzecze 2014, str. 54

Agnieszka Kołwzan