Krzysztof Karasek "Słoneczna balia dzieciństwa", Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2013, str. 54
Karina Ćwirzeń
MOST ZANURZONY W MORZU
Kto nie rozwija swojego języka,
staje się niemową. Staje się kamieniem.
Wypełnia się ciemnością i bezładem
Pomieszanie porządków, życie próbujące się oprzeć na jałowym bezładzie języka, świat pęczniejący od językowych wymiocin, rozstrój rzeczywistości, zaciemnienie znaczeń, zaduch zwietrzałych idei i zabłąkanych głosów, a w samym centrum tego piekła pomiędzy ludźmi, w „ciemnych wodach powietrza, którego coraz mniej” - poeta, próbujący rozeznać się w tym, co się dzieje, szukający sfer, gdzie można by jeszcze zaczerpnąć świeżego powietrza.
Te wiersze są jak wyzwanie rzucone winnym (a winny jest każdy?) współczesnej „podstępnej, wieloznacznej mowy świata” (Miał miejsce w swoim czasie), podróż w stronę światła zagubionego „w lesie znaczeń”: „musimy widzieć jasno/ i być jasno widziani” (Ukąszenie orfickie a życie w realu). Refleksje nad kulturą (języka) i przygodach ciała w tej przestrzeni, to dominanta nowego tomu Krzysztofa Karaska.
W Rzekach, mostach, wierszu otwierającym tom, czytamy:
Rzeka niech płynie, most niech zostaje, / Życie przemija / Ja pozostaję // Na biegunie topnieją lody. / Wszyscy toniemy w nurtach ciemnej wody.
Poetyckie refleksje o szukaniu i odnajdywaniu siebie w czasie – konkretnym (historycznym) tu i teraz (kiedy „ludzkość nikczemnieje”) i jednostkowym, pojętym jako egzystencjalne zadanie z wieloma niewiadomymi, rozwiązywane w przestrzeni języka, która należy przecież do „dojmującego continuum”, unieważniającego śmierć. Woda, której upływ tradycyjnie znaczy bycie w czasie, to żywioł przenikający niemal wszystkie wiersze, tak, jak przemijanie stanowi podskórny nurt naszych działań. Tutaj oznacza siłę, której w końcu ulegają wszyscy, ale także obejmujący nasze życie prąd współczesności, któremu możemy się przeciwstawić.
Skoro przemijam i miażdży mnie niewymowność języka, skoro rzeczywistość zaplątana jest w fałszywą retorykę („Jak sprzedać śnieg/ Eskimosom, oto zadanie dla dzisiejszych wodzów ludzkości.”), jakże mogę nie próbować nowych możliwości? – takie pytanie wyłania się z lektury owego tomu. Jestem człowiekiem, czy nie jestem? Powiada poeta: „uważam, że możemy się zmienić i to mnie trzyma przy życiu”. „Gdy będziemy jak wszyscy/ stracimy swoją siłę”. W czasie, w którym niewiara w przemianę (kiedy Bóg znajduje się poza językiem) niweczy społeczny porządek („jeśli Boga nie ma, wszystko wolno”), do nas należy przezwyciężenie destrukcji, bierności, przypadkowości i „zbudowanie nieprzypadkowego obrazu świata z przypadkowych fragmentów”. „Gnostycka szkoła duchowa”: znaczenie napisu widniejącego w tle fotografii poety, zamieszczonej na okładce tomu, pracuje w tej książce nieustannie – stanowi aluzję do próby przezwyciężenia niejasności świata, który jest przez nas ciągle jeszcze nierozpoznany, ponieważ nieustannie się zmienia: „nic nie wiemy/ choć tyle wiemy, tyle dowiedzieliśmy się” (Extra large).
Zalewowi wtórności produkującej „zasraną przyszłość” należy stawić opór, poszukując nowych możliwości nazywania. Aby słowa nie były głuche i puste, najpierw należy doświadczać. Bo cóż język powinien wyrażać, skoro tak mało doświadczamy? Tymczasem - wziął nas w posiadanie język, który nie wyraża nas samych: „milczące coraz bardziej warianty mowy. „Najpierw wyjdź, poznaj świat a dopiero potem popełniaj błędy”. Różnorodność doświadczenia, nieoczywistość naocznego, uważa poeta za kluczowe dla przyszłości.
.Z prądem płyną tylko słabi – słaba jest kondycja współczesnego człowieka, charakteryzująca się podążaniem wciąż tą samą ścieżką, pozornością działania, biernością, bezrefleksyjną zgodą, niewyrażalnością, niemotą, taka diagnoza wypływa z tych wierszy. A słabość przeczy ludzkim możliwościom. Na razie „odnajdujemy się w smudze/ w powidoku”, przestrzeń komunikacji wypełniają „zbłąkane głosy”, oddzielone od znaczeń, wtórne. „Czy wśród tych ekskrementów/ znajdzie się miejsce dla poety?(Zbyt późno).
Poeta znaczy swoją językową (mentalną) osobność, za sprawą której odstaje od wspólnoty.
Nie należę do stada. Wprawdzie żyję w stadzie, / ale nie jest to sfora ani klucz żurawi. / Jeśli rzecz traktować poważnie / jestem raczej blaszanym kurkiem / na dachu
czytamy w wierszu Ukąszenie orfickie a życie w realu. Poeta jest w stanie „zobaczyć wszystko inaczej”, znaczy go poczucie misji, wysoki stopień odpowiedzialności za głos, który opuszcza jego usta, niepodległość tego języka, bunt, poszukiwanie i pewność właściwego porządku: „choćbyście zarżnęli wszystkie koguty/ słońce i tak wzejdzie”. Silny jest orficki rys tej poezji, wiara w jej moc sprawczą. Wiersz jest „haustem powietrza”, dla poety „wers nowych możliwości układa się w warkocz przetrwania”. Tu, tak jak w „balii dzieciństwa” wszystko jest wciąż możliwe, na nic nie jest za późno.
Kim jest więc poeta? Poetę cechuje nie tylko widzenie stereoskopowe, jak wszystkich, o czym się tutaj przypomina (nie po to je przecież posiadamy, aby jego granicą czynić ekran telewizora), poeta ma oczy dookoła głowy, stroi się na różne głosy rzeczywistości, poprzez język znaczy dystans do swojej śmiertelności, akcentuje indywidualną żywotność, nieustanną zdolność do wyzwań poznawczych. Poeta wiecznie się odradza: „Myślisz czasami, że mógłbyś być kimś innym? Ja jestem kimś innym”. Poeta dysponuje bogatym doświadczeniem (i życie na brudno należy wziąć pod uwagę), gra z ciałem i na ciele – a jego język jest w stanie sprostać wielorakości postrzegania. Poeta proponuje mowę świetnej kondycji kulturalnej, energii doświadczania, przestępuje kolejne progi poznania, nieustannie rewiduje siebie. Stąd polifoniczność tej poezji, poetyka otwarta na żywioł tradycji myślowej i poetyckiej, charakterystyczna dla autora Musi umrzeć co ma ożyć w pieśni. Jest to język rzucony jak wyzwanie, poddaje czytelnicze przyzwyczajenia próbom, grając o otwieranie oczu, pełnię poznania i czytelniczego doświadczenia.
Słoneczna balia dzieciństwa to kombinatoryka języka, wynikająca z podglądu przygód, z wielostronnego oglądu świata. Ponieważ rzecz w tym, aby być w środku zarówno, jak i na zewnątrz, zanurzać się, a nie „dryfować jak plankton”, i wznosić mosty, doświadczać i zachować dystans. Doświadczaj - ponieważ to, co się wydarzyło, nie musi się powtórzyć, a prawda jest gdzieś indziej. Kto pyta, nie błądzi.
Krzysztof Karasek "Słoneczna balia dzieciństwa", Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2013, str. 54
Karina Ćwirzeń
Przeczytaj też w "porcie literackim" recenzję zbioru K. Karaska Wiatrołomy (kronika jednego sezonu) (2011)