Bohdan Jaremin: „Tam i tu didaskalia na marginesach”, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2013, str. 44

Kategoria: port literacki Utworzono: piątek, 11 październik 2013 Opublikowano: piątek, 11 październik 2013 Drukuj E-mail


Jolanta Szwarc

REPATRIANT, PRZESIEDLENIEC, CZY UCHODŹCA

Przecież to prawie wszystko jedno. Jak go zwał, tak go zwał, a prawdą jest, że w życiu pojawiają się momenty rozstań z najbliższym i najdroższym otoczeniem. Sceneria tych rozstań bywa różna. Czasami za plecami pozostają płomienie i zgliszcza. Czasami to, co wydawało się nasze, okazuje się, na mocy umów, już nie nasze. Czasami trzeba jednych wywieźć, żeby domy zaludnić innymi. Nasz dom staje się dachem nad głowami obcych, my pod obcym dachem. Pojawia się problem z tym, co moje, a co moim nie jest. Spadek na wieczne użytkowanie, czy do czasu. Tylko mogiły nie ruszają się. Są statycznym świadectwem, a i tych los bywa niepewny i zakłócony sen nieprzespany.

W tomie Tu i tam Bohdana Jaremina słowa „tam” i „tu” stają się niekończącą podróżą wahadłowcem między Lwowem i Gdynią. Droga „tam” jakby się oddalała, coraz bliżej i prościej do „tu”. Muszę przyznać, że teksty zamieszczone w tym zbiorze robią na czytelniku – począwszy od otwierającej go pięknej prozy poetyckiej „Wielkanoc” aż do ostatniego wiersza „Jak pszczoła” – duże wrażenie. „To tu, to tam” – wyliczanka przy zabawie w chowanego – zaskakuje zarówno swoja budową, jak i zawartą w niej myślą. Lekkość dziecięcej wyliczanki – entliczek, pentliczek, na dachu kogucik / czerwony płomyczek /…/ wesoło się bawi, na kogo wypadnie / nic mu nie zostawi /…/ entliczek, pentliczek, schowaj się za mamę / chudy jak patyczek – podkreślają rytmizujący amfibrach i rymy wyrazów sprzed średniówki pierwszego wersu dystychu z ostatnimi o połowę krótszego wersu drugiego. Zakłócenie tego porządku wydobywa dobitnie powagę i grozę sytuacji – rozprute pierzyny i lalki zgwałcone / odpukaj dzieciństwo, wszystko odliczone // tam i tu, entliczek, pentliczek / teraz ty kryjesz pamięci płomyczek. Skutkiem działań zbrojnych zniszczone miasto, nad którym niebiesko-żółte znaki, flagi z ospą czerwieni, zabici żołnierze, pożegnania, strach i

uchodźcy w wagonach
to tu, to tam, przed siebie
to tam, to tam, ich ziemia
to tam, to tu, ty zawsze sam
to tu, to tu, i nigdy tam.

Ciągle słychać stukot kół pociągu, ta onomatopeja siedzi w pamięci. Gdzieś „tam” została Itaka, pojedynczy lew Lwowa podwoił się w Gdańsku, a jednak czyni to zasadniczą różnicę. Mimo upływu czasu ciągłe rozdarcie. Pamięć przywołuje wspomnienia, trudno zapomnieć, a przecież obraz staje się coraz bardziej zamglony. „Tu” morze, przyroda zaczynają kusić. Adoptujesz mnie lipowa alejo Gralatha, ukorzeniam się, usynowiony – wyznaje podmiot liryczny. Nie warto się gniewać. Na jarmarkach Wrzeszcza stare niemieckie konterfekty / polskie monety, huculskie kilimy, złote ikony szczegółów / kursują między wiekami znaki i szyfry łączności. Wystarczy tylko dołączyć i iść razem, zachwycając się narodzinami wiosny, kaczeńcami i zielenią oplatającą Wielkanoc.

Do platońskiej triady – prawda, piękno, dobro Gdańsk dodał wolność. Następuje czas i determinacja. Solidarność – słowo, które rozdziela i łączy; mimo ciemnych, zimowych chmur jest wielka wola przetrwania, zwyciężenia, bo tylko zwycięzca może w nagrodę biec dalej.
Jednak człowiekiem, jak mówi poeta, zawładają miary pospolite. Wbrew pulsującemu kolorami życiu, korzystając z różnych wzorców stajemy się sztuczni, bezbarwni, jeden do drugiego podobni, nijacy.
Do wyszlachetnienia niezbędna jest miłość. Na szczycie ważności powinno stanąć dobro idealne, które rodzi się wraz z podziwem dla pięknego ciała; dopiero potem dochodzi się do tego, co najważniejsze, że nie piękno ciała, a piękno duszy i myśli jest sednem wszystkiego. Gniew jak lupa powiększa szczegóły, prowadzi do nienawiści, na której, jak na kłamstwie, nie zbuduje się szczęścia.

Obserwacja przyrody, morza doprowadza bohatera do konstatacji: pieczęć światła / łagodny człowiek / morze bez gniewu / zamieszkam tutaj. To jednak nie koniec rozważań autora. Szuka on zgody, jedności, połączenia tego, co duchowe i materialne. Wyraźnie to zaznacza w utworze „Gdzie jesteś, Blasku?” Na pewno jest człowiek balansujący między dobrem i złem, często ulęgający nirwanie. Bo tylko Bóg ma czas, nam przysługuje odliczanie. Tyle już mówiono o Absolucie, wyjaśniano, interpretowano, a On jak był, tak jest Niepoznawalny. Niejeden filozof próbował Go udowodnić, a On, Bóg uśmiecha się do każdego przez jesienny deszcz / - niebo nieszczelne, bez dachu i ścian, otwarte dla każdego, który codziennie sprawdza w sercu alarmowy poziom człowieczeństwa.
Anonimowość zła? – czyż nie powinniśmy krzyczeć do siebie autor!, / autor!,
nim powoli wycieknie niewinność.
Jak rozpoznać i zrozumieć ruchliwe i wolne „in sich”? Jakie przyłożyć narzędzia do poznania świata i siebie? Cóż, można pytać bez końca. Ciągle nowe niewiadome będzie stawać po drodze. Może warto powtórzyć za poetą – świecie mój przyjacielu, pozostań sobą / zmieniaj się.

Bez przerwy tam i tu trwa transport w nieznane. Budzić z letargu wspomnienia, czy pozwolić im odejść? Czekać na wszystko pierwsze? Nawet pierwszy śnieg nigdy nie jest pierwszy. Roztopi się, by odkryć zapomnianą zieleń, ale powróci szczelnie ją otulić, ochronić przed mrozem wyniszczenia. Tyle razy ożyje mama, dziadek Morawiecki grający na kosie, wuj Zhorlakiewicz swoją dyskrecja zadziwiający lisa, spłakana na stacji w Wołkowyi ciotka Daria, płynący gdzieś z Itaką za pazuchą Morawieccy, Oleśniccy, Latszewscy, ile razy zdejmiemy blokadę z pamięci, bo życie spina niewidoczna klamra. Łączy tam i tu, a tom poetycki o tym tytule kończy wiersz – apel „Jak pszczoła”. Przyjmij świat jak pszczoła jaki jest, bez lęku /…/ choć nadciąga już mroźny ład listopada / słodko pachnie miód istnienia / pod starym szyldem Miłość i s-ka.

Uff, dobiegłam do końca książki Bohdana Jaremina z poczuciem winy, że biegłam na skróty, pomijając miejsca ważne, ale jak wybrać drogę, gdy każda istotna? Każdy tekst frapuje – począwszy od kunsztownie zbudowanej prozy poetyckiej „Wielkanoc”, poprzez trzy wyraźne w budowie wiersze (mam na myśli „To tu, to tam”, „Miary pospolite” i „Jak pszczoła”), po teksty, w których autor gwiazdkami i spacjami wyodrębnił całostki przypominające biblijne wersety. Właśnie z tych całostek, z których każda może śpiewać własną pieśń, stworzył doskonale harmonijnie brzmiący chór dwunastu utworów.
Żebym nie była gołosłowna, przytoczę garść aforystycznie brzmiących, wyizolowanych z tekstu fragmentów.

didaskalia pamięci: słowa, pragnienia, sny / jak ptaki z przetrąconym skrzydłem – we mnie zimują
przeszukuj życie, ten cudowny śmietnik słów i uczuć w recyklingu
pośrodku kościerskiego lasu runiczny krąg / tu mówią kamienie, nie wciskaj swoich trzech groszy
jak szybko zwinnie pełznie jaszczurka kłamstwa / po gładkiej ścianie słów
nie jestem już z tobą, jestem tobą, podpowiada egoizm
prostota jest niewidzialna, potykamy się o nią przypadkiem
jedyny przykład całkowitej i udanej prywatyzacji – poezja
to oczywiste, język chce być odludkiem, nie pospolitować się z banałem

Bohdan Jaremin oddał w ręce czytelników starannie przygotowaną książkę, spisał się na medal. Szkoda tylko, że nie dorównała mu drukarnia. W trakcie czytania jedna po drugiej zaczęły wypadać kartki. Ale być może to ja rozczytałam książkę i teraz przyszło mi delektować się każdą kartką z osobna.

Bohdan Jaremin: „Tam i tu  didaskalia na marginesach”,  Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2013, str. 44

Jolanta Szwarc