Sławomir Płatek „Awaria migawki”, Stowarzyszenie Salon Literacki, Gdańsk 2012, str. 46

Kategoria: port literacki Utworzono: piątek, 11 styczeń 2013 Opublikowano: piątek, 11 styczeń 2013 Drukuj E-mail


Agnieszka Tomczyszyn-Harasymowicz


AWARYJNY SPLOT REFLEKSJI PO LEKTURZE

Awarii migawki nie da się przeczytać strona po stronie; po pierwszym wierszu narasta niepokój graniczący z obawą o podstęp (czyżby podmiot zwodził czytelnika, wiodąc do krainy Wielkich Falowców?), by potem - mimo skupienia - wpaść w migawki przeszłości, jak w norę królika wpadła Alicja.
Zbiór wydany przez Stowarzyszenie „Salon Literacki” (w 2012 roku), redagowany przez Dorotę Ryst, z ilustracjami Władysława Edwarda Gałki i zdjęciami z archiwum autora – daje poczucie towarzyszenia Ostatniemu Bohaterowi Pozytywnemu (OBP)

w odnalezieniu się podczas zagłady cywilizacji nowofalowców, o czym czytamy w zakończeniu tomu, gdzie zamieszczono czarno–białe zdjęcia z bryłami mieszkalnymi w tle. Świat blokowych dramatów zaciera ręce, by połknąć nieświadomego czytelnika, szczególnie młodego, który nie doświadczył egzystencji OBP .

„Kiedy zgasło światło zrozumiałem jak bardzo jestem/ światłoczuły” – oświadcza podmiot liryczny – „chcę w końcu widzieć w tej ciemni” – ale widzenie takie jest niemożliwe, gdy centrala nie słyszy, gdy arkusze są skruszałe, wszyscy polegli i trzeba polegać na sobie. Utwór „Bohater Pozytywny prowadzi śledztwo w sprawie kradzieży zaworów w spustoszonym miasteczku na Ziemiach Odzyskanych” wprowadza czytelnika w tematykę pozostałości dziejowych, w pewien proces, o którym wiedzieć należy tylko tyle, że właśnie przemija raz jeszcze: „zaciągasz się/ ostatnim dniem na żeliwnej ławce”, „można powiedzieć że skończyło się/ lato a nie zaczęła jesień”, „taki punkt / którego nie ma”.
Zatem jest czy już go nie ma? – to pytanie dla czytelnika, dla badacza tego czasu i miejsca; z tej nory nie wychodzi się tak łatwo, trzeba dotknąć niewiadomego lub zachłysnąć się bezradnością.

Towarzyszy nam szarość zdjęć, ruchliwość negatywów rozwijanych w zaciemnionych miejscach: „ byłem czarno–białym zdjęciem”, „może na tym zdjęciu (…) było to czego szukają wszyscy od zawsze”, „człowiek przechodzący przez kadr zostawia/ ciemny ślad na kliszy”, „[kto] przegląda/ się w tych zdjęciach i w każdym widzi siebie”. Ślady zostawione na fotografiach można zacierać tak skutecznie, że nie pomoże żadna instrukcja, by je zdemaskować: „nie ma informatorów i świadków na zdjęciach/ nie poznaję nikogo i nikt mnie nie poznaje”.
Kolektyw został podmieniony, zastąpiono tożsamość, nikt nie nauczył podmiotu, co robić w sytuacji takiej ewaluacji, czyżby zarządzenia straciły ważność? 

Wiersz „patrol” jest jakby ciągiem dalszym losów Bohatera Pozytywnego (BP), którego nie słyszy centrala; osamotniony w tropieniu śladów trzyma się jednak instrukcji i wiernie jej służy. Pomiędzy tajnymi poszukiwaniami podmiot przeprowadza nas przez jasne migawki, choćby wtedy, gdy zastanawia się, jak czytać warszawskiego poetę: „po sześćkroć/ należy czytać tę książkę” – odpowiada sam sobie. Zatem jak czytać „awarię migawki”? – pytam. Drogi poeto warszawski – obawiam się, że sześć razy nie wystarczy.
Wątki zbyt mocno supłają się i wyłuskują następne warte zastanowienia. Mam nawet wrażenie, że pod tekstem ukryte są jakieś nowe dyrektywy dla czytelnika, jak badać świat, którego już nie ma? Jak pisać o nim współczesnym językiem? Jak postrzegać współczesną poezję?

Poeta daje nam znaki czasu – nieczytelne fragmenty „z akt BUGd–III–5532–83(5)/12 (dalej nieczytelne)” lub dopiski omawiające: „nie udało się ustalić kim jest autor notatki która kończy się w tym miejscu”. Forma zapisu ma swój przekaz –  czcionka brulionowa widoczna w dokumentacji minionej epoki (czcionka maszyny do pisania) oraz stylizacja tytułu na akt prawny, a nawet jaśniejsza czcionka w spisie treści przy /braku dokumentacji/ na s. 26, której w tomiku nie ma. Staram się nadążyć; będąc na stronie 14, zaglądam do spisu wierszy, by zrozumieć, czego tu jeszcze brakuje? Czy Presley mógł znać Herberta? „motto do wiersza który ma tylko tytuł ale jego treść jest także bytem” – to dla mnie największa niewiadoma, której nawet nie próbuję spacyfikować.

Świat, który się skończył, dał oddech i nowe złudzenia, ale nie dał spokoju: „nie uciekniemy od socrealizmu/ inne powietrze inne światło przechodzi przez kieliszek inaczej pada na grunt/ inaczej się starzeją ludzie wiersze wina/ nie zmienimy kształtu ziemniaka”. Są miejsca wykluwania się minionych idei na nowo – „Kto jest właścicielem klucza i przed kim ukrywa się autor drugiego motta” – wiersz „kiedy upadną mury” ma dwa motta, dwie drogi i „wszystkie nagie kobiety z obrazów tej nowej belle avant–garde”. Pomnikowość. Jakże blisko od muru do pomnika: „jestem kamieniem/ z ludzką twarzą nazywacie to pomnikiem”. Muzea stały się niezbędne. Dwie warstwy – pomnik i zawartość tworzywa – z ludźmi lub przeciw nim – jednak mimo wątpliwości przeszłość kamienieje:

„ktoś wołał że tam w środku są jeszcze żywi ludzie (…)
potem okazało się że ci ludzie to eksponaty
potem okazało się że to nie ludzie tylko ryby a muzeum
to akwarium w którym pływają”

Tworzymy nową poetykę, wkradamy się we współczesny światek literacki; my – poeci żyjący, których „każdy krytyk pozna i zamknie/ na dożywocie w jakimś katalogu”, bo przecież „teren jest obserwowany”. Tylko, czy my poruszamy tym terenem, czy raczej on porusza nami? Uznajmy to za pytanie retoryczne (dziękuję za ten wątek autorowi).

Tymczasem znany nam już „Bohater Pozytywny do końca próbuje wykonać zadanie”, w zderzeniu z rzeczywistością nie rezygnuje, choć legitymacja i instrukcje pustoszeją – trzyma się wiary, chociaż zamiast Biblii znajduje słownik. Czasami trzeba coś do niego dopisać (pojawiają się nowe okoliczności), by nie oszaleć i ochronić siebie: „I have fought a good fight, I have finished my course, I have keep the faith”.  Dobrze, że czyni to ktoś wcześniej, a nasz BP może się w tym zapisie odnaleźć.
Gorsze to, co trzeba będzie jeszcze uczynić: „oszczędzaliśmy energię ale/ skracanie wersów już nie wystarcza/ trzeba będzie w końcu napisać”.
No właśnie. Niektóre fragmenty są nieczytelne, inne skonfiskowane („inwentaryzacja jazzu lat 60. w skonfiskowanym archiwum”) – pozostają migawki, próba ułożenia niepamiętnego w zależności od światła; problem polega na wybrakowaniu jasności w temacie.

Tajemnica Wielkiego Falowca porównana jest do tajemnicy mauzoleum Patrice Lumumby: „w wielkich umysłach wielkich przywódców wielkich narodów/ rodzi się myśl że wolność Afryki to kolonizacja/ Wielkiego Falowca”. Niestety, dominuje manipulacja – brak czwartego piętra, mimo jego urzeczywistniania. Muszą być ofiary, by narodził się bohater.
Jednak trzeba będzie w końcu napisać prawdę, bez względu na „pozorne podobieństwo trzeciego i piątego piętra”. Co może o tym wiedzieć Reiner Kunze, który czytał wiersze w Poznaniu? Czy to licentia poetica? Nie sądzę.

Nic nie jest przypadkiem w „awarii migawki”; to przemyślany przekaz dla czytelnika świadomego i nieświadomego (dla mniej świadomych wiele tu drogowskazów). Wbrew tytułowi pokuszę się nawet o stwierdzenie, że migawki są pełnymi obrazami, które mają swoją przyczynę i skutek. W niewiadomych czasach też trzeba żyć, zatem konieczne jest dostosowanie się do koniunktury: „umówiliśmy się że huragan to powiew nadziei”, „wiało nie tyle skądś co dokądś”, w końcu „wiosnę zwiastowały najpierw żurawie”.

Nasz bohater, może i liryczny, jak go nazywaliśmy wcześniej – kimkolwiek jest – poznaje prawdę o samym sobie: „potrafię jeszcze używać ołówków katalogów i książek/ pachnących starością i rozsypującymi się literami”, „tu wszędzie jest za dużo ludzi/ ludziom nie należy ufać czyli sobie/ też nie/ dobrze że oni wszyscy o tym nie wiedzą”. BP przebywa drogę i dochodzi do wniosku, że ocalenie siebie w tym „szajsie” jest zadaniem najtrudniejszym, tym bardziej, że jego kraina Wielkich Falowców nie była Krainą Czarów.
 
Pościg nie kończy się dobrze: „wszyscy którzy przeżyli niechaj chwalą pana porucznika” („psalm dla porucznika Bullitta na zespół Lalo Shifrina”). Ostatni wiersz w tomiku odwołuje się do filmu, który jest realistycznym ukazaniem świata polityki z jego ciemnej strony intencyjnej. Jednak mam wrażenie, że to nie koniec historii o OBP – przecież cywilizacja nowofalowców pozostawiła rekwizyty, możliwe więc, że pościg zamienił się już w wyścig.

Nie życzmy sobie powodzenia. 
Z uznaniem dla OBP -
                                        Agnieszka Tomczyszyn–Harasymowicz

Sławomir Płatek „Awaria migawki”, Stowarzyszenie Salon Literacki, Gdańsk 2012, str. 46



Przeczytaj też na w "porcie literackim" recenzję wcześniejszego zb. wierszy S. Płatka - pod tytułem Bez imienia (2010), pióra Wandy Skalskiej