Jan Drzeżdżon "Łąka wiecznego istnienia. Wybór wierszy z lat 1973-1990", Wydawnictwo FORMA i Książnica Pomorska im. Stanisława Staszica, Szczecin 2012, str. 58
Wanda Skalska
Z NIEBIAŃSKICH MANOWCÓW
W pierwszej chwili zaskoczenie kompletne. Wiersze Jana Drzeżdżona? To on także wiersze tworzył? Pamiętałam go, owszem, lecz ze znakomitej prozy - jakże wyróżniającej się w tamtych latach - onirycznym zawieszeniem w rzeczywistości "nierzeczywistej". Przygoda, szybko przemieniona w fascynację, zaczęła się od Oczu diabła, Twarzy Boga i opasłego objętościowo Karamoro. Później tropiłam wszystko, co wydał. To były lata osiemdziesiąte, początek lat dziewięćdziesiątych minionego stulecia. A tu, proszę, jeszcze poezja. Zagotowało się we mnie.
Wskoczyłam w (na) Łąkę wiecznego istnienia z radosnym oczekiwaniem. I nie zawiodłam się. Zaraz wróciły wspomnienia niegdysiejszych lektur autora o korzeniach kaszubskich (urodzonego w Domatowie). Z bieżącą, postrzępioną refleksją. Jan Drzeżdżon żył pięćdziesiąt pięć lat. Zmarł w 1992 roku. Czyli co, już dwudziestolecie jego śmierci? Aż wierzyć się nie chce!
Lecz po kolei.
Publikację Łąki wiecznego istnienia zawdzięczamy szczecińskiemu wydawnictwu FORMA. Tom, wypuszczony na świat w serii "Piętnastka", opatrzona jest rzeczowym posłowiem Marii Jentys-Borelowskiej, która wespół z Pawłem Nowakowskim (inicjatorem przedsięwzięcia) utwory zredagowała. Szczupła objętościowo książka zawiera trzydzieści cztery wiersze powstałe w przedziale lat 1973-1990.
Na skrzydełku okładki, pod notą biobliograficzną, zobaczymy niezwykłe zdjęcie autora (udostępnione z archiwum M. Jentys-Borelowskiej). Siedzi profilem, w kraciastej koszuli, przy maszynie do pisania. A gdzie siedzi? Na polu. W... zagonie kapusty. Otaczają go kapuściane łby. Czyż można takiej focie odmówić nośności metaforycznej?
Poza lekturą samych wierszy, koniecznie trzeba sięgnąć do posłowia "O poezji Jana Drzeżdżona". To istna kopalnia ważnych informacji. Okazuje się, iż wcześnie wierszy tych znać w zasadzie nie mogliśmy. Bowiem poeta tworzył je w języku kaszubskim - i jedynie w regionalnych periodykach się ukazywały (głównie w "Pomeranii"). I jednak wyszedł wtedy debiutancki tomik - pt. Szklane paciorki (po kaszubsku) - staraniem Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Gdańsku, w 1974 roku. Czyli jeszcze rok przed głośnym debiutem prozatorskim (Upiory). Niestety, bez tłumaczenia i echa...
Polskojęzyczne tropy poetyckie J. Drzeżdżona znaleźć można było m. in. w "Poezji" (1988), "Regionach" (1993) oraz w "Migotaniach, przejaśnieniach" (2010).
Dowiadujemy się też od M. Jentys-Borelowskiej o tym, że autor "przymierzał się" do polskojęzycznego wydania wierszy. Hipotetycznie miał to być tomik zawierający dwadzieścia liryków, a sygnowany tytułem "Bo to tylko sen, mój drogi". A teraz - jak podkreśla wspomniana - czytelnik otrzymuje pierwszy wybór polskojęzycznych wierszy (...): wszystkich, które miały wejść do edycji przygotowanej wstępnie przed rokiem 1992 przez autora, a ponadto kilka tych, które zostały wybrane przez niżej podpisaną z dość pokaźnej sterty rękopisów skazanych na śmierć "przed narodzeniem" i dodane do niniejszego, pierwszego wydania.
Tak wyposażeni w wiedzę przyjrzyjmy się samym wierszom autora Wieczności i miłości.
Od pierwszych strof otwierającego wiersza "Będę sobie sam rozniecał świtania" (Zostałem wyrzucony za burtę/ Z pogryzionym groszem miedzianym/ Trzymam go w ręku od dawna/ Ma być na czarną godzinę) wprowadzani jesteśmy w strefę intymności i tajemnicy; w świat osobny, gdzie wyznacznikami są pytania i "monologi" podmiotu lirycznego. To poetyka "nieagresywna", wyrosła z refleksji osadzonych na pytaniach pierwszych filozofii. Spotkają nas tu kamienie przydrożne i kruszejące skały, szum morza, brzozy, kosze malin, chleb, kręgi mgielne, ołowiane ogrody, otrzemy się o gwiazdy, trawy i ognie niebieskie, ocean czasu, smugi i krawędzie światła, by doznać boskiego tchnienia. To wszystko "hasła", poetyckie zaklęcia i cody wyjęte losowo spomiędzy wersów J. Drzeżdżona. Może leksyka - tu zaprezentowana - sama w sobie niewiele wnosi, ale już w odpowiednich kontekstach - tak.
Bo naczelnym adresatem uwag, westchnień i apostrof poety jest Stworzyciel, Bóg. Czytamy w wierszu "O mój Dobry Panie" (zamykającym tom):
O mój Dobry Panie/ Pokrusz trochę złota/ Wyjmij ręce z ognia/ Zapomniałem się trochę/ Zostawiłem na łące nowy dzień/ Nie wiedziałem że nastąpił dla mnie/ (...) To jest moja łąka/ I serce które się tam pojawiło/ Ze świętego deszczu/ I gorzkiego gradu dni minionych.
Łąka pojawia się w tomiku wielokrotnie. Dla poety to swego rodzaju niebiańska dziedzina (czy też niebiański manowiec), rejon, gdzie czas kończy swą ziemską powinność. Gdzie też finał ma ludzkie trwanie. Czytamy w utworze, z którego zaczerpnięto tytuł zbioru:
Czas który się spełni nam w rękach
Skamienieje jako wieczność
Bezzębnymi ustami będziemy mamrotać
O wielkich czynach
Na łące wiecznego istnienia
Bez trudu da się zauważyć powinowactwa poezji i prozy Jana Drzeżdżona - gdy idzie o podejmowane wątki, stopień zagęszczenia wizji oraz klimat. Wyczuwa się w tym podskórny niepokój o sens ludzkiego istnienia. Artykułowany oryginalnym językiem.
Tak, stanowczo to poezja "niekrzykliwa", rodem z namysłu pogłębionego i przesycona troską o kondycję jednostki: zwłaszcza wobec skaz i ułomności doczesnego świata i w obliczu "sił wyższych".
Cóż, wydawcy należy się przynajmniej ukłon i podziękowanie. Wszak dzięki niemu poznaliśmy szerzej nieznaną dotąd część aktywności literackiej znakomite prozaika. A w zanadrzu jeszcze jedna niespodzianka...
Gdy wejdziemy na stronę internetową Wydawnictwa FORMA, do działu "Zapowiedzi", znajdziemy tam obietnicę jeszcze jednej rzeczy Jana Drzeżdżona: Pergamonii. Już ostrzę sobie zęby! Jednocześnie wyrażając nadzieję, że tak Łąka wiecznego istnienia, jak i zapowiadana Pergamonia być może przyczyni się do renesansu zainteresowania twórczością autora Okrucieństwa czasu, niesłusznie trochę "zapomnianego".
Jan Drzeżdżon "Łąka wiecznego istnienia. Wybór wierszy z lat 1973-1990", Wydawnictwo FORMA i Książnica Pomorska im. Stanisława Staszica, Szczecin 2012, str. 58
Wanda Skalska
Powyższa recenzja - w porozumieniu z redakcją LM - swój pierwodruk miała w numerze 2/2012 "eleWatora"