Krzysztof Andrzej Jeżewski, „Światłość u progu”, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2012, str. 72
Jolanta Szwarc
Strach się nie bać,
bo jakże tu podnieść pióro na znakomitość, jaką jest Krzysztof Andrzej Jeżewski. Jego ostatni tom Światłość u progu kończy nota o autorze napisana z wielkim znawstwem podmiotu. Co prawda, całość wypowiedzi jest utrzymana w trzeciej osobie liczby pojedynczej: on się urodził, on się dostaje na studia, on zostaje członkiem, on wydał, jednak brak podpisu sugeruje, że autorem wierszy i noty biograficznej jest ta sama osoba. Przecież człowiek, jak się trochę wysili, może spojrzeć na siebie z boku i powiedzieć o sobie: „on jest taki”. Daje to też możliwość powiedzenia: „to nie ja, to on” albo: „to o mnie”.
A co o mnie? Przeczytałam otwierający ten tom wierszy fragment starożytnego tekstu „Corpus hermeticum”. Przejęłam się słowami: „Jeśli tedy nie uczynisz się równym Bogu, nie zdołasz pojąć Boga. Gdyż tylko to, co podobne, może poznać to, co podobne. Oderwij się od cielesności i urośnij na miarę tego ogromu, który jest bez miary. Wznieś się ponad wszelki czas i stań się wieczny, wtedy pojmiesz Boga. Pomyśl, że także dla ciebie nie ma niemożliwości. Zważ, że ty także jesteś nieśmiertelny i że jesteś zdolny objąć wszystkie rzeczy myślą, poznać wszelką umiejętność i wszelką naukę.”
Starałam się kontemplować, ale śmiem twierdzić, że mistycyzm nie jest moją mocną stroną. Nie rozsupłałam tajemnic bytu i nie nawiązałam łączności z żadnym bóstwem. Świat pozostał nadal dla mnie pełen tajemnic. W rozjaśnieniu tego problemu nie pomogły mi też wiersze K. A. Jeżewskiego. Wiersze nasycone rozmaitymi odniesieniami do dziedzictwa kulturowego, z którego autor czerpie pełna garścią, ale nie na chybił trafił. Są to raczej przemyślane wybory. Często mottami zaczerpniętymi a to od kompozytorów, a to od świętych, a to od poetów opatruje swoje wiersze, po czym rozwija myśl, dodając własny koloryt. W centrum zainteresowania poety jest człowiek i jego ziemskie role w teatrze świata. Role mogą być zagrane pięknie. Niestety, zawsze w ostatnim akcie na scenę musi się wedrzeć brzydka śmierć.
Na to, jacy jesteśmy niewątpliwie wpływa pochodzenie, lektura, otoczenie i historia. W wierszu „Książka magiczna” autor wyzna: A teraz to wszystko / we mnie się odzywa /…/ To przeszłość kwili / w genach. Kwili żal za utraconym majątkiem, zlicytowanymi folwarkami i ruchomościami, które bezpowrotnie przepadły. Żal umarłych, o których pamiętają „Warszawskie drzewa”. Tulą i koją ich cierpienia w swych ramionach, unosząc ku światłości / nieba. Żal wuja, Jana Czartkowskiego, który jak wielu Polaków zmarł w sowieckim obozie Tockoje, gdzie na kościach / umarłych w bezdusznych warunkach odrasta już tylko trawa.
„Jam jest kamień biczowany / jam jest kamień, ale płyną łzy z kamienia” To motto z „Pieśni o zamordowanym żydowskim narodzie” Icchaka Kacnelsona poprzedza piękny wiersz „Ulica Próżna”. Ulica mieszcząca się na terenie warszawskiego getta ciągle rozpamiętuje to, czego słowa nie mogą unieść, a mury jeszcze broczą /…/ na zawsze otwartą raną. Ale czy to musiało się stać?
„Dworzak pisze IX Symfonię”. Pod tytułem motto – „Es muss sein” – słowa zapisane ręką Ludwiga van Beethovena w Kwartecie smyczkowym nr 16, Op. 135. Czwartą część kwartetu kompozytor zatytułował „Trudna decyzja”, nad jej powolnym początkiem nadpisał w rękopisie – „Czy to musi być?”, szybka część niesie odpowiedź – „To musi być”. Zainspirowany słowami Beethovena autor pisze o muzyce Dworzaka: Ta muzyka / wieści huragan dziejów /…/ popiół zadławia kwiat / ciemność zatapia blask / bój nieustanny / tworzenia i zagłady /.../ to idzie / NIEUNIKNIONE. Spokój oceanu i tsunami, rozkosz i cierpienie, „Dobro i zło”, te i inne przeciwieństwa, które bez siebie nie mogą istnieć, to wszystko w życiu. Jaka jest cena życia / które jest nam dane / raz tylko / jedno jedyne / w wieczności? Co z nim robić? Siedzieć na wahadle zegara i bujać się raz w prawo, raz w lewo bez sensu? Jerzy Nowosielski twierdzi, że „wszystko, co ma sens na tym świecie, jest ofiarą”. Myśl tę objaśnia i rozbudowuje autor, konkludując – Bez ofiary / świat runąłby / w głąb swego mroku / Jej wiekuisty / blask / na krzyżu.
Działo się to gdzieś u zarania czasów, kiedy to bardzo, bardzo dobry bóg Majów złożył ofiarę z siebie / aby powstało życie. I cóż, świat powstał, są ludzie, jedynie brak Boga. Świat stał się wielkim jego sarkofagiem, karmi się jego śmiercią – opowiada interesująco autor. Jak trudno zrozumieć zamysły Boga i jego twórczą działalność.
Zresztą On sam nie zawsze jest zachwycony swoim działaniem. Na początku Bóg stworzył świat potworów – jakichś pterodaktyli, diplodoków, demonozaurów, tyranozaurów, a ponieważ był rozczarowany naszkicowanym pejzażem dlatego z Ziemi jak ze starożytnego pergaminu starł Stwórca / ten pierwszy szkic i zapisał nowe piękno z człowiekiem w centrum. Niestety, człowiek w ciągu swego bytowania coraz śmielej niszczy wspaniały zamysł Boga, ponieważ stare (może niezbyt dobrze starte) przebija. Dinozaury przenoszą na ludzi swoje brzydactwa wyposażone w kły i pazury.
Autor, kiedy pisze o wykluwaniu, pojawianiu się człowieka kreuje podmiot liryczny na dobrotliwego mędrca, opowiadacza, czasem czyni go Bogiem mówiącym językiem Biblii, jak w wierszu „Bóg zamyśla człowieka”. Będziesz jeden i jedyny / jak ja /…/ Będziesz miał twarz / swoją, każdy inną / bo ja mam nieskończoność / twarzy // Będziesz moja harfą /…/ Będziesz promienny /…/ Będziesz tworzył / jak ja /…/ Będziesz rozsiewał miłość /…/ Ale będziesz śmiertelny / abyś miał czas / powrócić / w doskonalszy kształt // I jeszcze psa / ci stworzę / aby się nie czuł / samotny. Nie rozumiem zakończenia wiersza. Po co ten pies? Skoro go nie było, to i samotności nie czuł. Zatem, po co pies? Może po to, by pobiegł za trumną Mozarta, albo, by szukać, gdzie pogrzebany?
Myślę, że właśnie Bóg jest odpowiedzialny za człowieczy twór, za zasiedzenie się w nim wszelkich sprzeczności łącznie z życiem i śmiercią kończącą je często w sposób przypadkowy. Nie zważa ona na scenariusz. Zamyka przedstawienie kiedy chce i jak chce. Tak jak w „Requiem dla Friedricha Wilhelma Murnau”, niemieckiego reżysera. Za kierownicą siadła śmierć chłopięca / i powiodła ku piorunnej zgubie. / Aby się wypełniło:/ Miłość chroni od śmierci / a śmierć od miłości. Może ochroniła przed miłością, ale nie przed skandalem, plotkami i podejrzeniami.
Choć zazwyczaj chłopcy udają się twórcom. W wierszu „Głowa chłopięca” podmiot liryczny chwali – Tym razem Bóg zdołał. / Na obraz i podobieństwo. Tak samo udał się malarzowi nagi chłopiec wielbiący słońce. Autor odnotuje w ekfrazie „Na obraz Fidosa” – Wznosisz ramiona ku słońcu / jak drzewo // wzbierasz żywicą życia / jak źródło // jak kwiat / jak noc / jesteś swoją pełnią // jak muzyka / jesteś urodą / stworzenia.
Będziesz tworzył / jak ja powiedział Bóg i ludzie tworzą, inspirują się wzajemnie, obdarowują innych, pozwalając im czytać, oglądać i słuchać, a przede wszystkim poruszają serca.
Autor ukazuje jakieś zalążki, możliwości religijne zbawienia. Może odpowiedzialność za świat dobrze będzie solidarnie podzielić z Bogiem.
Aż strach się nie bać, kiedy czytam kasandryczny wiersz „1913”. Czyżby ostrzegał historią, która lubi się powtarzać. Nikt nic nie przeczuwa, „lud we śnie leży”. /…/ Pierwsza budzi się sztuka. By przedrzeć się, / przebić / na Tamtą Stronę, / by wejrzeć w tajemnicę / Duszy świata, / słońca i gwiazd.
Krzysztof Andrzej Jeżewski swoja sztukę buduje na mocnych fundamentach różnych religii, wielkiej muzyki, literatury, filozofii. Lekką ręką dorzuca okruchy okultyzmu, sporo przyrody, w której poczesne miejsce zajmuje drzewo ze swoja symboliką. Na Filipinach wspomina „Kaszubskie lasy”, a „Moje drzewo chlebowe” zapewne powstało w Polsce.
Czyżbyśmy zawsze tęsknili za tym, co odległe?
Krzysztof Andrzej Jeżewski, „Światłość u progu”, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2012, str. 72
Jolanta Szwarc