Andrzej Turczyński „Żywioły”, Wydawnictwo FORMA i Fundacja Literatury im. Henryka Berezy, Szczecin-Bezrzecze 2012, str. 182

Kategoria: port literacki Utworzono: środa, 24 październik 2012 Opublikowano: środa, 24 październik 2012 Drukuj E-mail


Oto otrzymujemy prozatorską rzecz nową Andrzeja Turczyńskiego, pisarza obecnie mieszkającego w Koszalinie: Żywioły. Jak się wydaje, twórca ten trwa ostatnimi laty w „złotym ciągu”, przedstawiając czytelnikom kolejne swoje dzieła, ważkie przesłaniowo i biegłe warsztatowo. Ich „sznyt” artystyczny jest znaczący, podejmowane tematy takoż, dziwić zatem nie może spore powodzenie czytelnicze jego książek. Nie tylko prozatorskich, ale również poetyckich i eseistycznych. W supertelegraficznym skrócie przedstawmy sylwetkę.

Andrzej Turczyński - (rocznik 1938) urodził się w Lublinie. Jest prozaikiem, poetą, eseistą, dramaturgiem i tłumaczem. Laureat wielu wyróżnień, m. in. Nagrody Fundacji Kultury (1994), Nagrody im. Św. Brata Alberta (1999) i Nagrody Specjalnej Ministra Kultury (2005, 2010). Jego sztuki wystawiano w teatrach Warszawy, Szczecina, Zabrza, Olsztyna, Koszalina i Słupska. Debiutował w 1971 r. zbiorem wierszy Źdźbło morza, jego debiutem prozatorskim było Wypłuczysko (1977). Od tego czasu opublikował blisko pół setki książek (w tym siedem tomików poezji), m. in. Krew z krwi (1981), Fiasko (1986), Chłopiec na czerwonym koniu (1991), Mistrz Niewidzialnej Strony (1996), Lustro weneckie (2000), Pan Bóg, pisarz i diabeł (2005), Eseje paradoksalne (2007), Codex argenteus (2010), Koncert muzyki dawnej (2011), Zgorszenie (2011), Miniatura z gazelą (2102).

Żywioły - gdyby chcieć doprecyzowania formalnego - to książka składająca się z prozatorskich miniatur o zacięciu eseistycznym. Kto zdecyduje się na jej lekturę, liczyć się musi z przynajmniej trzema wymogami: odpowiednią ilością czasu, koncentracją w trakcie czytania i ponadelementarnym uposażeniem umysłowym.
Czas dlatego, że nie da się podobnej rzeczy połknąć z marszu (gdyż nie ma tu prostej fabuły z dialogami). Koncentracja potrzebna jest do uważnego śledzenia nieraz wielokrotnie złożonych przewodów myślowych. No i trzeci wymóg: wiedza, oczytanie, erudycja. Bez tego umykają nawiązania, smaczki i aluzje.
Bowiem najnowsza rzecz A. Turczyńskiego aż kipi od wątków kulturowych. Autor Zgorszenia funduje nam długą i pełną mendrów wędrówkę ścieżkami filozofii, teologii, sztuk pięknych, muzyki i literatury. Na stronach Żywiołów spotkamy m. in. Epikura, Augustyna, Homera, Wergiliusza, Safonę, Dantego, Szekspira, Schillera i Boscha, pojawiają się Puszkin, Mozart, Goethe, Camus, Beckett, Nabokov, Woolf, Szestow, Ajwazowski, Kafka, Dostojewski, Borges, Sołżenicyn, Szałamow, Czapski i Eco. To tylko wyrywkowa wyliczanka. Gdyby wydawca pokusił się o indeks pojawiających się (w kontekstach rozmaitych) nazwisk, przypuszczalnie liczyłby ze dwie strony maczkiem.
Tasowaniu się fundamentalnych dla kultury postaci nierzadko towarzyszą mniejsze lub większe cytacje - nie tylko polskojęzyczne, ale też w językach łacińskim, niemieckim i rosyjskim.

Proponowana przez koszalińskiego pisarza wędrówka tropami kultury wysokiej wiedzie nas, czytelników, w geograficznie różne rejony (tzw. Zachód, Europa, Rosja). Także znacząca jest rozpiętość czasu dotykanego w tej prozie: od pierwocin utrwalonych w myśli i dziełach przedchrześcijańskich, po wieki współczesne. Ta, po trosze ryzykowna klamra, daje szansę (u końca lektury, rzecz jasna) odmienionej perspektywy widzenia (którą z dnia na dzień użyć nie jesteśmy w stanie). Jeśli, czytając, unikniemy pośpiechu i poddamy się rytmowi toczonych fraz.
Namysł jest tu niezbędny. I wręcz konieczne trawienie z przerwami. Tak właśnie się dzieje, dziać powinno, gdy zależy nam na pełnym rozpoznaniu sensów i smaków (co przypominać nieco może rozprowadzanie językiem po podniebieniu zjadanego pokarmu).

Nie da się ukryć, iż A. Turczyński posiadł rzadki dar umiejętności łączenia wykwintnej (czasem przypominającej misterne koronki) prozy z niebanalnymi przemyśleniami o ludzkiej kondycji oraz wytworach wyższych człowieka.
Czytałam tę książkę długo, bo etapami, aż cztery dni. To sto osiemdziesiąt stron "zawiesistej", gęstej od znaczeń prozy i jest przez co brnąć. A jednym z najciekawszych wątków okazał się (dla mnie) ten o nadmiarze oraz istocie czasu w kontekście pisarstwa i literatury (co określa również wizję traktowania tej materii przez autora). Znalazłam to w części zatytułowanej "Dagerotyp. Przemiany czasu" (na str. 122). Pozwolę sobie przytoczyć fragment - dający przy okazji obraz jednego ze sposobów budowania Żywiołów.

"Rodzimy się z nadmiaru, w nadmiarze wzrastamy i z nadmiaru giniemy. Nadmiar jest także przyczyną śmierci tego, co już umarło, rozpraszania się, zanikania ku przeistoczeniu się w pusty obłok życia wiecznego. Nadmiar to stan koncentracji do aktu dekoncentracji, przemiany będącej w istocie przejściem fazowym, czyli zmianą właściwości materii, częstokroć, na wzór przemiany bogów, utożsamianą z biegiem lub przemianą czasu, choć teoria względności ma to za głupstwo: w naturze bowiem nie istnieje nic takiego jak czas obiektywny; mimo że wszystko płynie, czas nie płynie ani się zmienia, ani trwa; nie jest ani skończony, ani nieskończony, bo faktyczną cechą czasu jest brak czasu – bezczas. Jednakowoż przy nieistnieniu czasu wszystko inne istnieje w takim nadmiarze, iż brak nam czasu na poznanie bodajże cząstki tego wszystkiego, co było, jest i być może będzie. Stąd niewiedza to specyficzny rodzaj wiedzy, jednakże nie wiedzieć o tym, to triumf głupoty i ciemniactwa. Swoistą zatem misją pisarstwa jawi się niestrudzone, pracowite wypełnianie owego naturalnego braku czasu słowami, które w opinii twórców są najdoskonalszym mechanizmem tworzącym i napędzającym czas, aby biegł i nieustannie się zmieniał. Oto sedno sprawy, istota i cel sztuki literackiej – ukazać czas i jego przemiany, nieistniejący w rzeczywistości czas obiektywny jako rzeczywisty, wyrażając to nie w jakiejś abstrakcyjnej, wysublimowanej i ascetycznej formie, lecz właśnie jako nadmiar, nadmiar tego wszystkiego, czym jest, i co ofiarowuje język."

Na koniec godzi się wspomnieć o dwóch sprawach – związanych z opublikowaniem najnowszej książki prozatorskiej autora Źdźbła morza. Otóż rzecz ukazała się dzięki wsparciu finansowemu Urzędu Miejskiego Koszalina. To sytuacja nieczęsta, gdy instytucje samorządowe decydują się na podobny krok – ku utrapieniu szeroko pojętej kultury (bowiem książka właśnie jest jednym z pierwszych - jeśli nie najważniejszym - nośników wartości wyższych). Tym bardziej warto fakt ów wyakcentować.

I sprawa druga. Po raz pierwszy współwydawcą szczecińskiej FORMY jest świeżo powstała Fundacja Literatury im. Henryka Berezy. H. Bereza (rocznik 1926), jak pamiętamy, wybitny krytyk (tak na marginesie - sporo uwagi poświęcał i twórczości A. Turczyńskiego), nie stroniący od poezji, zmarł w czerwcu tego roku.

Andrzej Turczyński „Żywioły”, Wydawnictwo FORMA i Fundacja Literatury im. Henryka Berezy, Szczecin-Bezrzecze 2012, str. 182

Wanda Skalska



Przeczytaj też w „porcie literackim” recenzje książek A. Turczyńskiego Koncert muzyki dawnej (2011) – pióra Wojciecha Czaplewskiego, Zgorszenie (2011) – Wandy Skalskiej oraz Miniatura z gazelą (2012) – Jolanty Szwarc