Sztuka kamuflażu, Nie rób tego więcej, Myśli, Proszę, To we mnie, Na szczęście, Gdy przychodzi noc, Nie wszystkim przytrafia się sen (...), Kto z nas jest cieniem
Marzena M. Podkościelna
SZTUKA KAMUFLAŻU
z tego wymijania to tylko wiersze
siedzą mi na języku jak twoja skóra i czy odpuszczone
zostaną wszystkie te rzeczy których nie posiadłam
lęk który podchodzi od ciemnej strony drzew nieznanego terytorium
i czas który się składa we wszystko co się przyśni
oswajam to jak bierki w drżących palcach
dawniej były słodkie zabawy i żadnego strachu
w sztuce – lecz od kiedy potrafimy zawracać
nie umiemy wyjść na prostą
NIE RÓB TEGO WIĘCEJ
obiecaj. zaczęliśmy się od imion
i mokrej wiosny. nic nie wskazywało, że tak przeciągnie się
do końca sezonu. ten chłód spłaszczał światło i najtrudniejsze
nie przyszło nam do głowy, że stanie się samo.
nie możemy dalej iść razem. to są obrzeża
kapelusza - proszę, nie szukaj we mnie
kobiety.
MYŚLI
i układa sukienki. w szafie skrzypi zima,
czas i zapach - na progu tamtego lata
z rozkoszy mnożyły się motyle. milcząco
rozpamiętuje trawy zmięte oddaniem. wstydem
bywają bezkształtne słowa, gdy nie mogą opasać
rozsypanych palców na sukienkach - gdy nie tworzą fałd,
zakładek, tajemnic wyobrażalnych pomiędzy początkiem
pierwszego dotknięcia a otarciem o włosy. głęboko -
dla niego wyłącznie
wędrującym przypływem i odpływem. z rozpalonych warg
biegnie żywe do źrenic.
PROSZĘ
trzeciego guzika nie rozpinaj
nigdy
nawet wśród luster w których nikt nie bywa
widać nie jestem już tutejsza nie pojmuję intencji
a przecież jestem
kobietą gdy przynosisz w koszyku maliny
na granicy lata i traw złotawych jak wnętrze akacji
podajesz ramię lecz nie rozpinaj mnie
od kiedy winobluszcz płonie
pochodnym bólem
po piersi
TO WE MNIE
stare sady nie umierają na niepamięć.
kołyszą się z powietrzem w płucach
i jabłkami dokąd bym nie odeszła. przebieram
pośród jasnych i lepkich jak wosk.
padają blisko ucha łupiny orzechów.
a warkocze są wplecione
jak ulęgałki w śmiech między krzewami słodkiego
agrestu. biegnie szybciej i szybciej
wiewiórka. nie pozwala uchwycić niczego poza
ciepłorudym ogonem. wysypują się z ręki
te sady, sztywnieją palce; wtedy boli
- budzę się.
NA SZCZĘŚCIE
kupiliśmy dom na szczęście nie za późno
z wiarą trzeba szybko wchodzić w nowe okna
ściany dają możliwości i drzwi z kredytem
zaufania jednak ostrożnie - systematycznie
podlewać kwiaty miękką wodą jak twarz
osłaniać od przeciągów niepotrzebne
porywy zaklinać słońca i księżyce
niech bieleją kromki na stole łamane
okruszyny posypią szczęśliwe powroty
oddzielonych
GDY PRYCHODZI NOC
pozwala mi jedynie trzymać się za rękę
krótką chwilę a dalej wędruje sama beze mnie
po świętych obrazkach wokół ostatniej wieczerzy
najwyraźniej szuka furtki przez którą wchodzi się
w sen albo w niebo podobno tam mieszkają
wszystkie najpiękniejsze bajki
ma dopiero trzy latka i wielkie zdziwione oczy
gdy pyta przed zaśnięciem: jak kupuje się dom?
przecież on nie zmieści się w bagażniku?
nim skończę opowiadać prawdę pełną ukrytych
wyrzeczeń Sara staje się ciepła i miękka
być może sam Anioł Stróż prowadzi ją dalej
NIE WSZYSTKIM PRZYTRAFIA SIĘ SEN (...)
śpij słodko. może tędy poprowadzi droga powrotna
nim na dobre oswoję przewiązane oczy. to była niedziela,
topola i siedem lat po niej
w głodzie - szemrzą pacierze
za wsią. karuzela
rozplata dziewczęce warkocze. kobietom
nie pasują twoje imiona ani popołudnia
pod lasem. znów usprawiedliwiam pusty
dom i zbieram okruchy:
ręce wtulone w jaskry, świerszcze w słoju
- twój śmiech w oczach córki.
KTO Z NAS JEST CIENIEM
a jednak mogę dotknąć starych butów,
świadków, dotykać skóry. na wszelki wypadek
zawsze prowadzą do domu - odkąd pamiętam
w nim ciebie. z otwartymi oczami
mówiłeś, że śmierć nie dotyczy obrazów
które w nas zostają. najdłużej
stygną ramiona wdów
- pod ścianą.
Marzena M. Podkościelna
portal LM, maj 2013