Z DNIA NA DZIEŃ, Z TYGODNIA NA TYDZIEŃ

Katarzyna Kuroczka - Wiersz

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: sobota, 12 grudzień 2020

 

W OGRODZIE BIBLIJNYM ZIMA

w ogrodzie biblijnym zima
drzewa i krzewy okryte folią
jakby wstydziły się swej nagości
ktoś musiał im wyszeptać
niewidoczną dla nich prawdę
ktoś równie przebiegły jak ja i ty

zbrukani czarnymi myślami
nie potrafimy powstrzymać ich biegu
we własnej głowie ale wciąż
zatruwamy kolejne istnienia

homo bestia planta bacterium
kogo jeszcze obnażymy do granic
przyzwoitości komu odbierzemy
resztki tajemnicy której mieliśmy strzec

Katarzyna Kuroczka

Czytaj więcej: Katarzyna Kuroczka - Wiersz

„Alboco” Kazimierza Sopucha

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: piątek, 11 grudzień 2020

Leszek Żuliński

OPUS VITAE!

Czytam w Internecie: Kazimierz Sopuch urodził się 1.04.1933 r. we wsi Jawory w powiecie ostrołęckim. Szkołę średnią – liceum ogólnokształcące ukończył w Mrągowie, przebywając pod opieką swojego wuja, księdza pełniącego posługę od 1945 roku właśnie w Mrągowie. Studia na kierunku socjologia ukończył na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W 1977 r. obronił doktorat na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Gdańskiego, habilitacja na tymże Uniwersytecie w 1985 r. W 1992 roku został profesorem nadzwyczajnym Uniwersytetu Gdańskiego. Obecnie przebywa na emeryturze, którą postanowił spędzić w Olsztynie. Jest członkiem olsztyńskiego oddziału Związku Pisarzy Polskich.
 O tym biogramie Sopucha można by cały esej napisać – ale to już sami sobie znajdźcie. Ja dostałem od Autora niepospolitą książkę pt. alboco (i o niej będzie ta recenzja).
 Dzieło, a nie dziełko! Książka liczy 266 stron. Coś takiego można by nazwać: opus vitae. A więc drapię się w głowę – wszak z uniesieniem (ale problem jak to wszystko ogarnąć?).

Czytaj więcej: „Alboco” Kazimierza Sopucha

„Śmiech Chryzypa” (odcinek dziewiąty)

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: czwartek, 10 grudzień 2020

Jerzy Żelazny
     
 PODCZAS PIECZENIA KIEŁBASEK

Gdy wrócili do willi, Narcyza Kwik zaproponowała:
- Słuchajcie, jedźmy do Bartosza Królaka na kiełbaski. Rozpali nam ognisko, będziemy piec, wspominać, śpiewać. Siedzenie w willi nudne.
- Kto poprowadzi samochód, wszyscy jesteśmy po kielichu - zatroskał się Igor Plum. - Jedynie nasz gość mógłby…
- Ja też wypiłem. Fakt, niewiele, ale od dawna nie siadam za kierownicą. To moje postanowienie – żadnego kierowania samochodami, jeden raz udało mi się wyjść cało z kraksy, wystarczy.
- Zatęskniłaś za tym zbiedniałym paniskiem? – dziwił się Alfred Nos. – To świr. Czy z nim jeszcze można pogadać? Wykorzysta nas, żeby śpiewać patriotyczne piosenki. Te, które zaczynają się od wykrzyknika, hej! – i zaśpiewał, naśladując głos rzeczonego Bartosza: Hej, szewcy wraz! nad nami szydło, dratew, a przeciw nam podarty stoi but…
- Przestań, kurw… - pani Narcyza zawołała wzburzona; jednak powstrzymała się i nie do końca wypowiedziała to słowo, którym czasem lubiła trzepnąć bez namysłu, nad czym bolała, ale zwykle było już za późno. – Nie jest  bardziej zbzikowany niż każdy, kurw…
- Spokojnie Narcysiu. Domyślam się, po co chcesz tam jechać. Żeby opowiedział o doniesieniu o twojej zabawie z moim fifakiem… Co stało się początkiem moich cierpień, piekła…
- Naszych, Fredek, naszych! On zagai opowieść, a  ty ją pociągniesz, a ja się wtrącę od czasu do czasu. Siądziemy przy ognisku, będziemy piec kiełbaski, popijać cytrynówkę i wszystko sobie opowiemy, niech nasz gość, pisarz przecież, pozna nasze udręki. Liczę, że będzie nam nieco lżej.

Czytaj więcej: „Śmiech Chryzypa” (odcinek dziewiąty)

„Wojna” Jarosława Jakubowskiego

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: środa, 09 grudzień 2020

Wojciech Czaplewski

WYLĘGARNIA KOSZMARU

...mamy upiora – nie puścim upiora – przez biesa. (…)
– Jako snopy na polu, tak ich trupy będą...

Zygmunt Krasiński, Nie-Boska komedia

 Te filmowe hollywoodzkie pogrzeby, z nieodzownym Psalmem 23... Jak to szło? Chociażbym szedł ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną? Czy raczej: idąc ciemną doliną, lękam się zła, bo nie ma Cię przy mnie?
 Ciemna Dolina to nieduże miasto, powiedzmy że strony kujawsko-pomorskie, lekko na zachód od Wisły. Ciemna Dolina to środek świata stworzonego przez Jarosława Jakubowskiego w powieści Wojna. Świata stworzonego po bożemu – słowem, nadawaniem imion i nazw: jest las Wilcza Jucha i Wysoki Las, jest osada Leśny Gościniec i spiętrzony nad miastem Zalew Ciemnodoliński, i nad zalewem upadający ośrodek wczasowy w Kręglu. W tym świecie dzieją się wydarzenia i poruszają się ludzie – jednych i drugich otrzymuje czytelnik w obfitości straszliwej i do ogarnięcia niełatwej.

 Nad Ciemną Dolinę nadciąga zagłada. Po kilkunastu stronach skonsternowany czytelnik zaczyna rozumieć, że do bohaterów nie warto się przywiązywać, choćby nie wiem jak udatnie ich autor kreował, bo i tak zaraz zginą. Pospolitą „małą ojczyznę” współczesnych polskich drobnomieszczan dopada szydercza apokalipsa, gdzie kotłują się hybrydowe ruskie wojska, bestialskie jak na wojnie bolszewickiej, do tego watahy gnijących żywych trupów i hordy wygłodzonych kanibali. Kto lubi przemoc, bryzgające flaki, gwałt – będzie nasycony. Trupy na hakach, przegryzane krtanie, wiadra krwi, parafialne demony oraz, oczywiście, chłopi z pochodniami. W powieści Jakubowskiego plastycznie i przekonująco materializuje się pop-horror, dostępny za szkiełkami naszych smartfonów, na ekranach kin, w komiksach i grach. Straszliwość, która zalęga się gdzieś blisko granic naszej prywatności, a może nawet wewnątrz niej, w naszych prywatnych jądrach ciemności, prywatnych wylęgarniach.

Czytaj więcej: „Wojna” Jarosława Jakubowskiego

Złuda albo dziennik pandemiczny (część pierwsza)

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: wtorek, 08 grudzień 2020

Irmina Kosmala

28 marca 2020 r., sobota

Od dwóch tygodni żyjemy w izolacji; zamknięte są już placówki oświatowe. Pracujemy zdalnie w domach, obok nas dokazują dzieci. Nie można zaprosić dziadków do siebie – oni szczególnie winni być w tym czasie „chronieni” przed swoimi wnukami. Do tego doszło.

Ugodzonych: 1.771    Uśmierconych: 20  {do tej pory}

Fantastyczny dzień! Sto osób zebranych na sali odnowionej czytelni Biblioteki Publicznej, nazwanej przez czyjś kreatywny umysł „Laboratorium Słowa”, przybyło tu dziś w jednym celu – by poczuć przedsmak napisanej przeze mnie powieści, by poznać warsztat pisarski, zrozumieć problemy, z jakimi podczas tworzenia boryka się autor… A zatem sto cudownych osób – „miąższ Gniezna” – wsłuchuje się w poruszającą opowieść starej kobiety, która po wieczornej mszy przyszła do kapłana z prośbą o pomoc. Kościół jest pusty, a sala, w której rozpoczyna się mój wieczór autorski – pełna. Stojący wokół przyjaciele stają się nagle świadkami najbardziej osobistego wyznania.

Spowiedź kobiety przeradza się z w dramatyczną opowieść. Po przywołaniu kolejnych wypadków z jej życia kapłan domyśla się, że wybrała go nieprzypadkowo, pragnąc  uzyskać odpowiedź na pytanie o niezawinioną winę.

Okazuje się jednak, że nie tylko bohaterka Ewa skrywa tajemnicę i że obojga obcych sobie ludzi łączy więcej, niż się kapłanowi początkowo wydawało.

Pytania, na które nie można znaleźć odpowiedzi – dlaczego cierpimy, w którym momencie zaczyna się zdrada, ile mamy wolności, jak rozumiane jest przez współczesnego człowieka pojęcie wartości, co nas czeka po wyjściu z „jaskini Platona” – dręczyć będą duchownego, który postara się swojej interlokutorce udzielić sensownych, w jego mniemaniu, wyjaśnień.

Czytaj więcej: Złuda albo dziennik pandemiczny (część pierwsza)