Katarzyna Boruń-Jagodzińska: Wiersze

Category: z dnia na dzień Published: Friday, May 15 2020 Print Email

 

POETA NA BRZEGU

O morzu nieskończenie może.
Nie do wyczerpania nakłady pracy
powyżej nosa i uszu.
Jak o miłości i śmierci,
jak o wierze,
Boga i wodę chce obłaskawić.
Gdy muszlą czerpie z oceanu,
przelewa do wygrzebanej jamy.
Z pełnego w pełne,
dla każdego na miarę -
utrzęsionego piasku,
cieczy występującej z granic
to kielicha,
to wiaderka i łopatki,
to studni.

 

MAPY

Jak dotrzeć do skarbu
znajdziesz na żaglowym płótnie.
Nie, na papierze torebki po cukrze,
rozsypane porty, perły i dukaty kaszy, grochu,
skręcone nici brzegu.
Rozprute worki zatok.
Sypią się tajne gwiazdki, krzyżyki.
Krwią pisane, sokiem owocu,
inkaustem, rdzą.
Po trochu bledną
szlaki, o których się śniło.
Niewiele już można, choć tyle.
Będzie na koniec miło,
miło im,
jeśli torba wytrzyma,
nadmuchać ją
i salwą honorową
pożegnać,
przerwać sny.
Noc będzie bezgwiezdna. 

 

 

PŁYCIZNA

Na granicy otchłani
w pionie czy w poziomie,
między niebem a lądem
nie musi być poważnie.

Zajączki puszczają lustro
– roztrzaskało się na miliony.
„Miriady” – poprawia głowę kapelusz.
Na dnie
pod stopą
chichocze piasek w  drobnych fałdkach.
Woda marszczy się nosem jamnika
na te nogi obce, dziwnie skrócone
jak łyżeczka w szklance,
o te łydki ociera się pudel pienisty,
to znów ławiczki morskiego drobiazgu.
Falochron pieńki zębów suszy.
Słup zarośnięty stary wodnik
ślini się jak niemowlę
staruszek obleśny.
Wybałusza pąkle, mruży powieki małży.
Podstawia nogę nogom, zagląda pod suknie.
Nadpalona głowa toczy się po rozgrzanych deskach.
Przez szpary widzi siebie
i dno.

 

DOSTĘP DO MORZA

Nadciąga
powiewając,
zmaga się
z piaskiem i wiatrem.

Wdycha,
dotyka,
depcze,
maca,
chwyta.

Czuje
nosem, wargami, powiekami, oczami
pismo plaży;

słoność, mokrość,
rybność i muszlość,
rybackość, portowość,
smażalniość.
Odbijalność blasku.
Cielesność.

Słyszy
szumy, uderzenia, krzyki, zawodzenia.
 
Gniecie zwycięsko
piach zdradliwy, ruchomy,
kaszasty i mączny,
zimny i gorący

Zanurza, zamacza, trze, wykręca, suszy
siebie,
aby objąć,
ogarnąć.
Bez patrzenia.
Bez widzenia.

 

 

ODLEGŁOŚĆ OD PLAŻY

Żeby tylko było blisko do morza!

Przyspieszyć chwilę
spełnienia.
Jedynej godziwej rozrywki.

Aby wstąpić w żywioł,
zanurzyć się w jedynej
dopuszczalnej rozkoszy zmysłów
(oprócz porcji lodów, które już nie muszą być tak blisko wody),
ulec
jedynej dozwolonej pieszczocie
ciała.

Żeby
nie za daleko do
łaźni umysłu,
który zanurza się
poza lądem,
poza czasem,
poza ciężarem,
w bezrefleksyjną ciecz - jak chcą niektórzy,
w rozumny organizm - jak głoszą inni.

Aby pomiędzy posiłkami
(z)dążyć
z uspokojeniem duszy,
która oderwała stopy od dna.

Do ukołysania
zanim chwycą dreszcze,
zanim skóra się zmarszczy.

Tam do gorzkiej soli!

Żeby tylko było blisko,
szybciej, krócej
gdy nadejdzie
nieuchronne tsunami.

 

 

KSIĄŻKA NA LATO

Żeby było surowo,
Skały strome,
Piaski grząskie,
Sól gorzka,
Meduzy parzące,
Ryby śnięte,
Kobiety podstępne,
Wilk spsiały,
Dna dziurawe,
Latarnie przygasłe
albo fałszywe,
Róże – same ciernie,
Wiatry w oczy.
Mapy podarte, wyblakłe,
Skrzynie puste,
Busole kłamliwe,
Trzciny tnące,
Wodorosty
jak
wszystko
niezwykle wciągające.
Nie można zamknąć.
Wcisnęło się tyle piasku.
Odstają strony
Świata.

 

 

NA PLAŻY NOCĄ

Mnisi parasoli
stanęli przed wyzwaniem,
zakapturzeni pokutnicy,
znieruchomieli sztywni,
przed ogromem cieczy.

Furkoczą postrzępione
czarne chorągiewki,
nie wchodź,
choćbyś już zzuł sandały!

Woda podchodzi i cofa się
jak nie-do-oswojone zwierzę
poliże stopy i ucieka.

I człowiek jakby nieswój
nocą na wodzie,
w podwójnej nocy
ciemnieje mu w głowie,
więc nie zawraca,
tylko płynie dalej,
chociaż sieć łączy
niezgodne żywioły,
choć się odbija
i księżyc i pale,
nie chce przystani,
ni niebiańskiej lampy
wskazującej drogę.

Łódź odwrócona płynie
do wyspy wklęsłej
gdzie port zatopiony,
z latarnią i wieżą
żeglarz czy rybak
wychyla się ku niebu
wpada w lejek dzwonu.

Na plaży duchy lata.
Pokutnicy na brzegu
słyszą bim-bam wiru.
Pocieszeni, że baśń to,
legenda na niby.
Rano znów się otworzą
jak kwiaty, jak grzyby.
Nie będą chcieli liczyć
zmęczonych ? leniwych?
wyciągniętych na piasku
ni ludzi ni łodzi.

Katarzyna Boruń-Jagodzińska

 

Przeczytaj też u nas wcześniejsze wiersze K. Boruń-Jagodzińskiej w dziale „poezja”