„Inne kaprysy” Andrzeja Kopackiego

Category: z dnia na dzień Published: Thursday, May 02 2019 Print Email

Anna Łozowska-Patynowska

WYCHYLAJĄC SIĘ POZA RZECZYWISTOŚĆ

Wiersze Andrzeja Kopackiego zamknięte w zbiorze „Inne kaprysy” wydają się być „kaprysem” poety, dalekiego od pokusy milczenia o tym, co go otacza. Krótkie liryki, współtworzące poetyckie wyznania na temat świata w zbiorze, otwierają przestrzeń werbalizacji krótkich stanów emocjonalnych. Oznaką naszej obecnej rzeczywistości jest „ptak z przestrzelonym skrzydłem” (Wszystko byłoby dobrze), wpisany w przestrzeń natury, wykluczony przez kulturę. Bowiem „wszystko byłoby dobrze, gdyby (…)”, pisze Kopacki, zdając się zawierzać jedynie nieoczywistości.

Należałoby zapytać, czy przypadkiem Kopacki, proponując alternatywne spojrzenie na rzeczywistość, nie stara się zdać egzaminu nie przed samym człowiekiem, lecz przed światem? Dostrzegając drobinki istnienia, jak sam przekonuje „Bycia i Czasu”, rozdrobnione fragmenty życia („Stara kobieta”) decyduje się na również niekonwencjonalny wybór przedstawienia. I nie jest to już chyba zwyczajny kaprys, lecz dbałość o to, by wśród „młodych twarzy” omalować portret „starej kobiety przed księgarnią”, której nagłym zniknięciem nikt się zbytnio nie przejmie.

Ludzkie życie to czas „spadania”, chwytania się „poręczy jak oszczepu” („Odkąd spadł”). Wydaje się zatem, że aby istnieć, należy wpaść w wir życia, podjąć ryzyko zwątpienia w jego sens i na nowo odbudować wiarę w nie. Czy nie jest to przypadkiem zbyt problematyczne wyzwanie, które przed człowiekiem i jego „kaprysami” stawia Kopacki? Obrona przed „spowszednieniem” to kroki podjęte przez poetę projektującego zbiór, by ocalić ludzką świadomość przed bezsensem („Spowszedniały talerze”). Ciekawą ilustracją tego problemu jest wiersz „Inês”. Perspektywa trwającego bytu i możliwego niebytu rysuje przed człowiekiem wizję oczekiwania.

Filozoficzne aspekty liryków Kopackiego zdają się być łatwo zauważalne, a rzeczywistość, która rysuje się przed oczami czytelnika, wymaga od niego głębokiej refleksji. Stary mężczyzna „z jasnymi oczami”, w których „przegląda się całe Belem”, wybraniec losu okazuje się mordercą, któremu rzekoma Inês ma wręczyć wyrok. Uniwersalizm liryków Kopackiego polega na tym, że postaci przeglądają się w portretach osobowych innych ludzi, dlatego bohaterka wiersza mówi: „kiedy przyszedł pan zabić mego ojca”. Nie do końca spójna jest tu perspektywa czasowa, teraźniejszość Inês i starego pułkownika nie jest współmierna wobec przeszłości, gdy dokonana została zbrodnia. Być może Inês to nie córka zabitego, lecz jej alternatywa, Temida, która dokonuje osądzenia. Być może jest to metafora przeszłości, która wymierza sprawiedliwość, pulsuje podskórnie pod warstwą „pięknego munduru” pułkownika. Kaprys losu zdaje się tkwić głęboko w człowieku, który zdaje sobie sprawę z powagi swoich czynów.

Galeria postaci w liryce Kopackiego buduje rozległy krajobraz osobowościowy. Twórca w dużej mierze zawierza więc psychologii, starając się wydobyć z człowieka skutki jego doświadczeń („Chanarong”). Człowiek wrzucony w rzeczywistość to przyjmujący pozycję walczącego dominator przyrody, mieszkaniec „wesołego miasteczka”, szczęśliwego tylko z pozoru, bo zmieniającego się „w pole bitwy”. Czy w coś wierzy, czemuś ufa ten bohater? „Złoty budda z drewna tekowego” staje się dla niego „szamańskim” amuletem wartym więcej niż przypomnienie sobie przeszłości, gruntowną jej wiwisekcją i zdaniem sobie sprawy z nieautentyczności świata, w którym żyje. Dlatego niezwykle sugestywny wydaje się wiersz pt. „Czasy są całkiem inne”, w którym bohater liryczny wystawia zupełnie inną, niż obecna, diagnozę świata: „W latach sześćdziesiątych lekarze/ Uznali, że mój ojciec ma alergię na/ Pelargonie – od nich te rany na rękach”. To zdziwienie medycznym odkryciem zdaje się równolegle metaforą odczuwania świata, które niesie ze sobą nie tylko zaskoczenie, ale i lekkie przerażenie. Jak rozumieć zatem poetyckie westchnienie: „czasy są całkiem inne”? Czy jest to wyraz chwilowego zawieszenia lęku, wzięcie oddechu ze świadomością, iż dobrze, że żyjemy teraz a nie ponad pół wieku temu? Czy może jest to słowny wariant słownej rozpaczy przejawiającej się w dalszym milczeniu podmiotu? Ważna uwaga, podtrzymywana w kolejnych utworach, na temat braku sprawiedliwości spędza sen z powiek podmiotu („Sprawiedliwość”).

Świat w wydaniu Andrzeja Kopackiego wydaje się wariantem codzienności, który ujawnia swoje zapatrzenie w nieznane. W wierszu „Nikt” żadna z prezentowanych postaci-domatorów codzienności nie jest jednak w stanie wybić się na wyższy poziom doświadczenia. Dlaczego? Czy ludzie jako pierwsi „harcownicy dnia” odczuwają za mało, postrzegają zbyt blisko, jak kobiety „wyprawiające się po pigułki szczęścia”, a może rezygnują jako wytrwali „biegacze” z zupełnie innego wyścigu po bilet do wieczności? Fenomen postaci „Nikt” zdradza pewien wymiar autentycznego istnienia sytuującego się poza tymczasowością. Liryka Kopackiego zdaje się zatem pewnym przeczuciem, której byt jest gwarantem bez żadnej gwarancji.

Z kolei cykl sąsiadujących ze sobą wierszy „O królu Sardynii” zdaje się być ekwiwalentem pozyskiwania wiedzy o świecie przez alternatywnego „Pana Cogito”. Również w „Poradzie prawnej” liryka pretenduje do działania wyjątkowego. Obwarowane jest to pewnymi szczególnymi warunkami: „Pan musi wejść sobie w słowo. (…) Może zdoła je Pan rozkruszyć od wewnątrz”. Co zatem buduje ludzką rzeczywistość liryczną? Słowo, które należy uplastycznić, przepracować i ukształtować, by nabrało ponadznaczącego wymiaru, zdaje się jedynym znacznikiem poezji. A liryka bywa nieokiełznana, wskazując czasami człowiekowi nieszczęsny „dolus directus”.

Prawda o naturze życia zaklęta jest w wieczności sztuki, dlatego w wierszu „Martwa natura”, oczekujące na „swojego Moneta” chryzantemy, współbudują trwałość dzieła „żyjącego tak pięknie” już „po śmierci”. Natura posiada zatem pewne punkty zaczepienia ze sztuką. Bo dzięki wspomnianym chryzantemom i innym wytworom tego świata („Babie lato”) człowiek może zapomnieć o „starych pomyłkach”, grzechach, wadach i niedomaganiach swojej własnej natury, tym samym „myląc kroki głupsze z mądrzejszymi”, ponieważ „drzewa w kwietniu mówią wiele/ Dobrych rzeczy”. „Świętość” natury skonfrontowana zostaje z daleką od perspektywy sacrum istotą liryki, bliskiej ludzkiej codzienności („Drzewa w kwietniu. Niedziela”). Kraj, który „ma w oczach łzy święte, Przeklęte” jest więc przestrzenią twórczą, z której krystalizuje się poezja właściwa dla ludzkiej egzystencji. I w końcu „Drzewa w kwietniu mówią dużo/ Rzeczy trudnych”, jednak ważnych dla znaczeń ukrytych w liryce-wariancie prawdy o człowieku. Bo przecież „Nikt nie jest zły (…), ani dobry w porę”. Poeta podkreśla wielowymiarowość i niejednolitość aktualnej rzeczywistości, a także zarysowuje charakter ludzkiej natury na tle istniejącego świata.

Jaka jest zatem relacja człowieka i poezji? Wydaje się, iż człowiek nigdy nie jest w stanie wyrazić siebie w pełni. W poezji istota ludzka oddaje zaledwie fragment swojego odczuwania świata. Liryka Kopackiego gwarantuje podmiotowi raczej „ciągłe” odbijanie się od szyby, albo z jednej, albo z drugiej strony, bez szansy przeniknięcia jej powierzchni. Sztafaż, wzorowany na „strofach” dworskich i antycznych wydaje się tego najlepszą metaforą. W wierszu „Ptaszki w Wieży (strofa saficka)” odnajdujemy obrazy przepełnione uretorycznionym erotyzmem. Etykieta dworska zabrania nazywania rzeczy wprost. Podmiot liryczny posłużył się zatem słownym retuszem, by opowiedzieć historię miłosną w każdym, nawet biologicznym jej wariancie. Wołanie „pijmy i żyjmy!” zdaje się poetycką próbą zrozumienia ludzkiego życia, sforsowania szyby, wyważenia drzwi formy nieustannie zamkniętej. Na ile udaje się to poecie? Czy liryka nie niesie ze sobą wątpliwego przesłania, kreślącego niemoc słownej ostateczności?

Wiele jest jeszcze do powiedzenia, a liryka za każdym razem na nowo uwodzi człowieka, oddając niby „ostatnią kroplę”, ponownie ulega odrodzeniu. Dlatego wiersz „Stanca o Koniku pełnej krwi angielskiej” zdaje się następnym wariantem podobnej damsko-męskiej historii, rozpoczynającej się słowami: „Ach, ten zapach białej Damy, ten jej na policzku lok… Czy nie o tym wciąż dumamy, zapatrzeni w głuchy mrok?”.

Co jest kwintesencją ludzkiego trwania, które pragnie udokumentować w swoim słownym przekazie Kopacki? Jest to w zasadzie antagonizm pewności i jej braku wkomponowany w ramy naprzemiennej dekoracyjności i skromności, kreślący wizję ciągłego ruchu ku niestałości.

Andrzej Kopacki „Inne kaprysy”, Wydawnictwo FORMA i Fundacja Literatury imienia Henryka Berezy, Szczecin 2019, str. 80

Anna Łozowska-Patynowska