„Białe źrenice” Tomasza Kołodziejczaka
Jolanta Szwarc
DLA KOGO TA RECENZJA?
Dla ilu czytelników, a może tylko dla autora. Czy można ten twór nazwać debiutem poetyckim? W jaki sposób będzie mógł czytelnik skonfrontować Białe źrenice Tomasza Kołodziejczaka z moim omówieniem?
Tak naprawdę, nie wiem. Dość długo zastanawiałam się nad nowym, w zasadzie nie nowym, obyczajem użytym przez pisarza SF i - jak się teraz okazuje też poetę.
Tomik, który zrządzeniem losu mam przed sobą, Autor wydał w Warszawie w 2018 roku na prawach rękopisu i zasponsorował przez własną jednoosobową firmę „Gladius Planet”.
Zastanawiam się, jak potraktować tę publikację. Brak numeru ISBN zwalnia tajemniczego wydawcę od wysłania egzemplarzy obowiązkowych do wyznaczonych przepisami bibliotek. Zapis: „Na prawach rękopisu” sygnalizuje znikomą liczbę egzemplarzy sprzedanych lub rozdanych u cioci na imieninach.
Tomik ten został również zgłoszony do Nagrody Poetyckiej im. Wisławy Szymborskiej, jednak nie zakwalifikował się do udziału w konkursie. Nie wiem, co zaważyło: jakość wierszy czy sposób wydania, a może obydwa czynniki.
Cóż mogę napisać? Zgadzam się z komisją opiniującą.
Czytelnik Latarni Morskiej nie ma dostępu do książki Białe źrenice, nie będę go więc zanudzała swoimi wywodami, natomiast z Autorem mogę pogadać przy kawie. Jakoś patrząc Mu w oczy, będzie mi łatwiej.
Tomasz Kołodziejczak „Białe źrenice”, na prawach rękopisu, GLADIATUS PLANET, Warszawa 2018, str. 56
Jolanta Szwarc