„Thambos”Mirosława Dzienia
Leszek Żuliński
ŚWIATŁO I PRZEPAŚĆ
Tyle już tej poezji mamy (i dobrze!), że mimo to możemy wybierać dobrych autorów. Ja z twórczością Pana Mirosława już się zetknąłem, recenzując jego tomik pt. Axis Mundi (był to rok 2014). Mimo to zajrzałem do Wikipedii. Oto fragment: Mirosław Dzień (ur. 12.12.1965) – polski poeta, przedstawiciel nurtu metafizycznego, eseista, krytyk literacki, profesor Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej. Absolwent filozofii i teologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. W latach 1988-1990 stypendysta Internationale Akademie fur Philosophie w Liechtensteinie. Doktor habilitowany nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa Uniwersytetu Wrocławskiego. Autor kilkudziesięciu artykułów, esejów i recenzji… Na dodatek Pan Mirosław wydał już – łącznie z tym nowym – dziewięć tomików wierszy. No więc cieszę się, że wpadł mi w ręce ten najnowszy tomik pt. Thambos.
Najpierw musiałem poszperać, co znaczy słowo thambos. Znalazłem w Internecie mniej więcej takie wyjaśnienie: thambos w Dziejach Apostolskich oznaczało zdziwienie… Jest tłumaczone jako „zdumienie” (…) Mówiono o każdym przemieszczeniu, a zwłaszcza, w odniesieniu do umysłu, tej zmiany normalnego stanu, w którym osoba zostaje wrzucona w stan zaskoczenia lub strachu, lub obu; lub ponownie, w którym osoba jest tak wyprowadzona ze swojego naturalnego stanu, że wpada w trans.
Jak to wyjaśnienie ma się do wierszy Mirosława Dzienia? Na pewno jakoś się ma, choć dla mnie to sprawa drugorzędna. Ale od razu uwiódł mnie taki króciutki wierszyk bez tytułu: Najwyższą formą piękna jest wiersz. / Przelewa się w nim światło / od słowa do słowa. I litery // kołyszą życie nad przepaścią, / której nie sposób opisać. Hm, światło i przepaść? Ano to niezła kwintesencja naszego pisania…
Ale większość wierszy w tym zbiorze uderza „większym kalibrem”, jak na przykład wiersz pt. Chwila zła: Przyszedłeś do mnie Judaszu / w chwili złej, kiedy różowe / palce poranka dotykały skóry / mojej modlitwy, a wykwity / światła i czyraki prawdy / zwiastowały zgodę. Przyszedłeś / do mnie za późno, by podać / kubek wody, nakarmić słowem, / w którym nie słychać brzęku / ani jednej z trzydziestu monet. Aj, uwielbiam w poezji tonacje kulturowe; w tym przypadku mamy tu i Judasza, i różanopalcą jutrzenkę, i trzydzieści srebrników… A przecież ten wiersz jest „tylko” o „złej chwili”, o tym, że za późno przychodzi oczekiwana zgoda. Na co? Ano na jaśniejsze życie.
A teraz posłuchajcie wiersza pt. Jak młode brzózki. Oto on: W pościeli złożona dusza / i brązowe oczy, co potem / wzejdą w innej twarzy. // Czeka. Za oknem sino czerwone / łuny i pisk przelatujących ptaków, // Jest ciepło i pachnie życiem. W wodach / blasku płyną zdania modlitwy. Zrozumieliśmy // wiele i darowano nam olej kapiący / na stopy jeszcze wolne od ran. // Przez moment jesteśmy na krawędzi / jak młode brzózki w podmuchach wiatru.
Proszę zauważyć: introwertyczna to poezja, toteż unikająca konkretnego behavioru; tu wszystko nie tyle jest stąpaniem po ziemi, co po własnych emocjach egzystencjalnych. Interior doznań i osobowości nie poszukuje konkretu; on przede wszystkim jest nieustanną wiwisekcją własnych odczuć i nadziei. Mirosław Dzień tworzy wiersze „z własnego kokonu”.
Dla mnie jednym najciekawszych wierszy był utwór nawiązujący do Zbigniewa Herberta, pt. Ukrzyżowanie Pietra Lorenzettiego w szkicowniku Z. Herberta: A oto dramat Zbawienia napisany / czarną przerywaną kreską na białym / (niewinnym) tle kartki. Jak bicie w żyłach / krwi, jak wodospad myśli żar – / skupienie, tak nade wszystko skupienie / nad zarysami ciał, nad nieopisanym / powietrzem gęstym jak mgła. Trzy // postaci rozpostarte, dwa koniki / i główki, okrągłe światy wypełnione / wiekuistym żalem. Są jeszcze ostre / pociągnięcia, bo śpiesz się poeta / zapamiętać chwilę podarowana mu / przez Ukrzyżowanego na najjaśniejszym / z jasnych tle.
Bardzo piękny to wiersz! Niby „herbertowski”, lecz niezwykle „pasujący” do emocji Dzienia.
Co do jednego mam pewność: ten typ poezji jest coraz rzadziej spotykany. Pomijam już różne pitu-pitu, jakie panoszy się w niezliczonych tomikach, ale i w tych – zupełnie niezłych – takie „tonacje egzystencjalne” zdarzają się rzadko. Mirosław Dzień opowiada „swoje wnętrze”, ucieka od reizmu, jego emocjonalizm jest intelektualnie kontrolowany, bo to jest po prostu opowieść o „tkance sensów i przeżyć”, których świadomość nas wzbogaca.
Tak, słowa i litery rzeczywiście kołyszą życie nad przepaścią, / której nie sposób opisać… Moim zdaniem temu autorowi to się udało! Może owo thambos mu dopomogło?
Mirosław Dzień „Thambos”, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2019, str. 40
Leszek Żuliński
Przeczytaj też w dziale ‘port literacki’ recenzje wcześniejszych zbiorów poetyckich M. Dzienia Linia (2013) - autorstwa Anny Łozowskiej-Patynowskiej, Axis mundi (2014) – pióra Leszka Żulińskiego oraz Gościna 2016) autorstwa Jolanty Szwarc