„Cudoziemiec” Kazimierza Brakonieckiego
Irmina Kosmala
CUDOZIEMSKIE DOŚWIADCZENIE ŚWIATOLOGA
(…) bo sztuka to znaczy instynkt bo sztuka to życie bo sztuka to eksplozja
K. Brakoniecki, Cudoziemiec, s.312.
Czytanie czyjegoś dziennika, o którym wiadomo, że był pisany z myślą o wydaniu, to czynność dość przyjemna, bo pozbawiona zakłopotania, że potajemnie otwieramy czyjś podróżny worek i przeglądamy jego zawartość: prywatne manatki, listy, szpargały. W przypadku Cudoziemca Kazimierza Brakonieckiego czynimy to legalnie i bez skrępowania.
Autor przybliża nam trzy światy, w których dane mu było przez pewien czas pomieszkiwać. Będą to: francuska Flandria, francuskojęzyczny Quebek oraz Paryż. Nietrudno zauważyć, że w tych krajach nasz bohater czuje się świetnie, zarówno jako tłumacz współczesnej literatury francuskiej, jak i obserwator zastanej rzeczywistości.
Mamy do czynienia z turystą wykształconym, wrażliwym i – pomimo dojrzałego wieku – wciąż entuzjastycznym. Kazimierz Brakoniecki jawi nam się bowiem jako człowiek o wysokim kapitale kulturowym. Jest zarazem czułym obserwatorem, jak i kreatorem – widzem i twórcą.
Bo to, co od razu rzuci się nam w oczy, to fakt, że ten niespokojny umysł, nie tylko kontempluje i opisuje piękno, którego doświadczył, przeżył, dotknął. Ów obraz, przedmiot lub wydarzenie staje się nierzadko asumptem do przełożenia go na liryczne strofy. Dlatego też poeta często inkrustuje dzienniki utworami swoimi oraz tych, którzy w jego mniemaniu godni są przywołania.
Swą poezję, stanowiącą „umiejętność świadomego i głębokiego prze-życia rzeczywistości” nazywa „metafizycznym doświadczeniem światologicznym”. Nie dziwi więc fakt, że duchowe pobratymstwo odnajduje w szkockim pisarzu, jakim jest Kenneth White, autor słynnej Geopoetyki. Warto w tym miejscu przypomnieć, że geopoetyka to rodzaj ciekawego światopoglądu. Dotyczy stosunku do ziemi i otwarcia na świat. Praca geopotycka polega na integracji różnych aspektów różnych kultur w celu zbudowania nowej koherencji. Człowiek w geopoetyckim rozumieniu nie jest osobą, a „intelektualnym nomadą - lub inaczej - podmiotem nomadycznym, nieustannie będącym w ruchu. Niczym atom krążący i poznający swą ziemską trajektorię, wiecznie nienasycony, niezaspokojony, nomadyczny byt zdobywa wciąż nowe przestrzenie, zbiera kamyki wiedzy, notuje „naoczności”.
Choć nasz globtroter nazywa siebie „Kosmopolakiem”, nie zapomina jednak o swych korzeniach i trudnych latach 70. oraz 80. ubiegłego wieku, które go moralnie i intelektualnie ukształtowały.
Co godne odnotowania, bohater spisywanych niemal „na gorąco” wspomnień – ów „postkatolicki ateista” – lubi łazęgować nie tylko po okolicznych parkach, muzeach czy księgarniach. Równie chętnie i często zagląda do świątyń. Czyni to ponoć z czystych sentymentów „badawczych”, ale kto wie, co czuje, obcując sam na sam z Transcendencją.
W autorze Cudoziemca rozpoznamy również filozofującego wędrowcę-turystę-światologa-cudologa. Najważniejszym pytaniem, którym obarczony został przez Claude Lèvi-Straussa, jest: „Jaki mamy stworzyć nowy humanizm?”. Oprócz frapujących pytań, znajdziemy tu również niespodziewane odpowiedzi – na przykład na pytania: co łączy piłkarza Zinédine Zidane ze świętym Augustynem lub za co Dostojewski nienawidził Polaków.
Niektóre zdania przeszywają dreszczem, pobrzmiewając prawdziwie nietzscheańsko: „Ty, który się rodzisz, należysz do błyskawicy. Tak długo będziesz kamieniem z pioruna, dopóki burza nie opuści twojego łoża, aby zaniknąć”. Niewątpliwie zachwycą nas również poszczególne wersy napisane pod wpływem przemyśleń starotestamentowej mitologii. Opowieści o Bogu pełnym sprzeczności (Bóg-Szatan), Hiobie oraz Abrahamie i jego ofierze z syna zostaną ponownie poddane rozważeniu przez zadziwionego narratora, oszołomionego ogromem próżności i żądzy krwi „mięsożernego stwórcy”.
Bardzo interesujące okażą się również tłuste akapity zeszytów, w których autor przywołuje bliskie postaci poszczególnych pisarzy czy poetów. I tak na przykład wychodząc od rysu politycznego stosunkowo młodego państwa, jakim jest Rumunia, przypomina jej wyśmienitych, acz uwikłanych w totalitarny system pisarzy: Ciorana oraz Eliadego. Innym razem, przy okazji lektury wierszy, zabitemu na froncie poecie Wilfredowi Owenowi dedykuje swój liryczny poemat.
Spędzając czas w Quebeku, pomiędzy jednym festiwalowym poetyckim wydarzeniem a drugim, upamiętnia w swych zapisach chwil najważniejszych poetów tej największej francuskojęzycznej prowincji Kanady, zwanej pierwotnie Nową Francją. Cieszy go fakt rozpoznawalności wielkich polskich nazwisk poetów (Szymborska, Miłosz, Herbert, Różewicz), zarówno wśród gości festiwalu, jak i w tutejszych księgarniach.
Całkiem odmiennym od dwóch poprzednich zeszytów będzie zapis Marais-Robinson (Paryż). Filozofujący poeta i myśliciel obnaży przed nami swe muzeologiczne obycie i wrażliwość. Na trzecią część książki składać się będą opisy i recenzje z wystaw sztuki dawnej i nowoczesnej, do których komentarzem będzie znów poetycka fraza – liryka osobisto-narracyjna.
Wiele jeszcze tematów poruszy na kartach najnowszej książki Kazimierz Brakoniecki (politycznych, społecznych, kulturowych – światologicznych). Bo Cudoziemiec to silva rerum; mieszcząc w sobie gęsty od myśli las rzeczy, łatwo się w nim zgubić, ale i pięknie odnaleźć.
Kazimierz Brakoniecki „Cudoziemiec”, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich, Olsztyn 2018, str. 344
Irmina Kosmala
Przeczytaj też w „porcie literackim” omówienia książek K. Brakonieckiego: Wiersze atlantyckie (2005), Obroty nieba (2010), Dziennik berliński (2011), Chiazma (2012) Terra nullius (2014) oraz Amor fati (2014)