„Che momento barbaro” Małgorzaty Skałbani

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: piątek, 20 kwiecień 2018 Drukuj E-mail

Anna Łozowska-Patynowska

„PAN TU NIE LEŻAŁ”, CZYLI RZECZWYWISTOŚĆ UDAWANA MAŁGORZATY SKAŁBANI

Niezwykle ciekawa struktura zbioru poetyckiego Małgorzaty Skałbani, oparta na wzorcu skorowidza, ułatwiającego poszukiwanie informacji, ale i pozwalającego na ich komponowanie, subiektywne skrojenie do dowolnego czytelnego konglomeratu, staje się podstawą, wokół której rozwijać się może dalsza interpretacja. Wydaje się, iż jest to faktycznie prowokacja, albo też próba ratowania poezji, która w XXI wieku wydaje się obumierać. Restytucja sensu, przybierającego szatę słowną jest nie tylko punktem wyjścia, ale także dojścia Skałbani. Zasługą Che momento barbaro nie wydaje się kontestacja liryki samej w sobie ani też jej prostoty. Metaforyczność, według Skałbani, to cecha szczególna poezji, zatem to prawdziwość staje się udziałem tworzenia.

Koncepcja alfabetycznego rozmieszczenia tekstów zdaje się odpowiadać charakterowi świata odzwierciedlonego w wierszach. Taki językowy obraz świata należałoby zrekonstruować i to w kolejności alfabetycznej, tworząc „kolejną księgę genesis”, rozpoczynającą się pierwszą literą alfabetu, a kończącą się ostatnią.

Świat już w wierszu „akbar”, otwierającym zbiór, wydaje się przestrzenią dominacji, rywalizacji, a w gruncie rzeczy zła tkwiącego w człowieku. Na religijnej kanwie podmiot liryczny buduje odwieczne pytanie: unde malum?, twierdząc, iż wiemy jeszcze mniej niż zdawało nam się, że wiemy („czy to prawda/ pyta mnie dorotka że są ludzie zjadający szczury/ słyszałam tylko o połykających trutki”). Twarda „próba konsumpcji” gorzkiej prawdy o świecie wydaje się dla niej nie do przełknięcia. Tych momentów siłowania się z rzeczywistością będzie jednak więcej.

Bohaterką liryczną uczyniła Skałbania bliżej nieznaną „dorotkę”, wyprawiającą się po bliżej nieokreślonych krainach. Podróż wewnętrzna dorotki to próba poznania niedoskonałości świata. Na znaną nam rzeczywistość poetycką, syntetyczną prezentację w tekście, Skałbania nakłada jednak jeszcze jedną maskę. Teatralizacja życia dorotki wyznacza ramy jej istnienia w rzeczywistości udawania i improwizacji, czego doskonałą ilustracją wydaje się wiersz „argumentem komedii historia”. Przestrzeń niby-komedii jest współtworzona przez „afekty” odwzorowane na kanwie „poetyki” Arystotelesa. Owa „scena z życia prywatnego” odsłania jednak ogromną pustkę ludzkiego przeżywania, intensyfikują wymiar ludzkiej bezczynności. Bezwładność, czyli „dziura uniwersalna” jest miejscem ujawnienia ludzkiej jałowości.

Podróż do „krainy dorotki” wydaje się wędrówką do innego świata pełnego fasadowości, ale i prostoduszności, który, dla podmiotu lirycznego, jest nie do osiągnięcia, mimo świadomie podjętego trudu walki o przyjęcie do bezdusznej rzeczywistości. Ten temat wydaje się „szwidelsztuką”, co podkreśla poetka w „bayronie (zawadzał w teatralnej biblioteczce) o stworzeniu człowieka”.
Skałbania dokonuje wyraźnego zestawienia dwóch sfer, ludzkiego życia i, zależnej od niego, przestrzeni tekstualnej (utwory literackie, przedstawienia teatralne). To zahaczanie się bytów nie jest jednak przypadkowe. Podważanie ludzkiego życia, wypieranie go, by zostało porwane przez wir fikcji i iluzji wydaje się w jej lirykach już procesem dokonanym. Zatem to nie życie kształtuje literaturę, lecz świat ruchomych tekstów kultury-obroty sfer tekstualnych dokonują konstrukcji świata żywych, wyznaczając im miejsce w szeregu, jak w „byronie…”: „za stodołą światłość świetlickiego i cień poeta chwast lebioda wypasiony szczęściem”.

„Chocholiczna” struktura świata wymaga wielowymiarowego myślenia od człowieka, a paradoksalnie, jego braku w przypadku tych, którzy podporządkowali się systemowi, cyklowi „włączeń i „wyłączeń” świata („chochoł”). Przebrzmiałe już reminiscencje z Wyspiańskiego każą czytać ten świat już zupełnie inaczej, ponieważ jest to rzeczywistość nowa, bez ocalenia – „z ugruntowaną temporalnością”, w której „trzeba namalować dziurę”, by poszukać wyjścia.
Ucieczka od realizowanego „programu kultura”, przygniatającego człowieka, wydaje się jednak niemożliwa. Jest to właściwa przyczyna podjęcia ryzyka wejścia po raz kolejny w świat tekstu, otwierającego możliwość własnego dopowiedzenia ciągu dalszego, czego przykładem są puste strony poetyckiego „skorowidza”. Poetyka przemilczenia oraz nowoczesna próba wyjścia poza ramy tekstu poprzez jego interpretację, już na poziomie tworzenia, to tylko zabiegi upodabniające filozofię poetycką Skałbani do teoretycznoliterackich rozważań Rolanda Barthesa. Szczątki świata, według Skałbani, powinny zostać odbudowane. Czasem wystarczy chwilowe zawieszenie wypowiedzi, niekiedy głośny sprzeciw („co by powiedział syn wytwórcy ołówków”), a jeszcze innym razem przekaz ukryty pod warstwą tego, co zostało powiedziane i pokazane.

To dlatego, według Skałbani, nic nie jest takie, jak nam się zdaje, wszystko jest takie, niestety, jakie jest i zmienić tego nie podobna, zdaje się twierdzić Skałbania w wierszu „helgom hansa bellmera”. Świat przesytu, uszczęśliwiający na siłę człowieka, wychodzący naprzeciw jego potrzebom w każdych, nawet najtragiczniejszych okolicznościach to ideał, który jednak może „sięgnąć bruku”. „Posiadanie atrapy kobiety” przez mężczyznę zdaje się symboliczną władzą nad „żywą lalką”- ciałem kobiety. Ideologia postfeministyczna odżywa na kartach Che barbaro momento, lecz z innym skutkiem. „Lalki mrugające okiem” to metafora zgody na istniejącą rzeczywistość, z prowokacją wykorzystujące fakt ich stworzenia. Teatralna struktura świata przedstawionego w lirykach zdaje się podwójnie znaczyć. Człowiek a rekwizyt, istnienie a gra aktorska to tylko niektóre paralele wyprowadzane przez Skałbanię.

Wobec powyższych znaczników, scena teatralna jest miejscem prawdziwej egzystencji jak wyznaje osoba mówiąca w wierszu. Skałbania prowadzi „grę” na wielu płaszczyznach, m.in. na kanwie quasi-autobiograficznej. Projekcja sceniczna, wzniosła i wyjątkowa, przegrywa jednak z życiem, zwierzęcym instynktem, który w „la petite patrie” przybiera postać pointy. Ludzkie ciało – „strój ewy” – „wcielenie sztuki”, akt myślenia na poziomie symbolicznym okazuje się jedynie perwersją, i staje się „uprzedmiotowiony”. Strumień świadomości („myślę kiedy mówię”) odsłania i demaskuje ludzką naturę.

Ta dwuwartościowa struktura liryków Skałbani, niepoddająca się jednoznacznej interpretacji, okazuje się przestrzenią wypowiedzi polisemantycznej. Poetka nie pyta o to, co jest dobre, a co złe, lecz wydobywa z doświadczanej rzeczywistości, to, co istnieje, poszukując równolegle tego, co istnieć powinno. „Nie myślę więc jestem” to hasło staje się aktualne w XXI wieku i dla Skałbani jest sztandarowe, z prostego względu istnienia rzeczywistości odwróconej, w której najważniejszy stan istnienia – ludzka egzystencja – oparta jest na rzeczywistym jej braku.

Skałbania tworzy postaci steatralizowane, by pokazać jak odległy od siebie samego jest, poddający się usystematyzowaniu udawania, człowiek. Bycie tym, kim się jest to bowiem stan zupełnego „niebycia”. Realizacja myśli antyszekspirowskiej, zatem antyczłowieczej, wydaje się tu doktryną najważniejszą, za nią wyraźnie stoi „uśmiech monochromatyczny w gumce” w kształcie „namordnika”, ale Skałbania wyraźnie jej zaprzecza, optując za wyjątkowym znaczeniem tradycji i myśli humanistycznej ukazującej zawsze na pierwszym miejscu człowieka jako podmiot.
Obnażanie tego, co kryje się za kotarą, tuż obok tego, co widoczne – sceny, niczym dantejska podróż po garderobie, ujawnia proces maskowania się człowieka. Odgrywanie „roli trupa” w świecie Skałbani świadczy o przyjęciu pewnego kanonu aprobowanych zachowań, o balansowaniu na jakże cienkiej granicy realizacji i niby-realizacji siebie. Świat jako wielka rekwizytornia, pełen „samo obwołujących” się aktorów pierwotnie nie ma człowiekowi nic do zaofiarowania ani też do powiedzenia.

Teatr Skałbani wydaje się rzeczywistością nie tylko jedyną, lecz urosłą do niewyobrażalnych rozmiarów. To świat pretendujący do otrzymania łaski samodzielnego istnienia za sprawą „jahwe”. To także rzeczywistość alternatywna, charakteryzowana po wielokroć małą literą, pozbawiona szacunku dla jestestwa i dokonująca jego ujednolicenia, identyfikacji, zgładzająca tym samym jednostkowość. Przestrzeń literackiej kreacji pod przykrywką teatralnej kotary jest światem aktora i widza, nie jest natomiast „martwą sferą” przynależną do „jahwe”, którą należy „zlikwidować”.

Wędrówka w celu rozpoznania człowieka, otrzymania możliwości jego identyfikacji otwierana jest wieloetapowo przez serię znaczących stwierdzeń: a ty kim jesteś skąd przychodzisz pyta jahwe syn jahwe”. Ta ludzka istota wyposażona w pokłady „wrażliwości” nieodporna na „mobbing” w „preambule” daleka jest od zabezpieczenia swojego głosu sumienia, praw i ogólnoludzkich wartości. Obowiązuje ją nie kodeks moralny, lecz „kodeks etyki teatru” daleki od realizacji potrzeb człowieka. Dekalog teatralny to normy funkcjonowania człowieka w teatrze świata, przeciwko którym niektórzy się buntują, głosząc „koniec z depersonalizacją derealizacją obstrukcją społeczną teatrem pryncypałem”.

W wierszu „psi dzień” potępiany przed bohatera lirycznego tekstualny wymiar istnienia, w odbiorze czytelnika, wydaje się najlepszym z możliwych, ponieważ zbyt przyziemne istnienie wyrzuca „książki za drzwi”, co staje się cywilizacyjną profanacją. Rzeczywistość teatru nie jest bowiem oddalona od problemów człowieka. W ujęciu Skałbani urasta ona do rangi ocalenia wartości propagowanych przez sztukę, które jako jedyne pochodzą od człowieka i dookreślają jego tożsamość. Stają się więc jedyną możliwością, dzięki której człowiek może dotrzeć do siebie samego. Wiara „w coś nieokreślonego” wydaje się przekładnią na drodze życiowej dorotki – bohaterki lirycznej „religii charenton”.

Wiara ma jednak swoją przeciwwagę w wątpieniu, a naiwność nie istnieje bez rozsądku: „siostra dorotki była najlepsza na pielęgniarstwie i teraz myje trupy/ po co myć trupy/ skoro nie żyją dziwi się dziecko dorotki”. W świecie antysprawiedliwości, który różni się od świata niesprawiedliwego brakiem brania pod uwagę jakichkolwiek wykładni moralnych, istnieją „ślepi” ludzie „śpiewający warszawiankę”, oddający się całkowicie systemowi i wierni idei uniwersalnej.
Skałbania pyta zatem o jego wartość, czy przypadkiem traktowanie wszystkich i wszystkiego w oparciu o szablon, jeden model w różnych przestrzeniach wydaje się zasadne. Odpowiada z przekorą, wplatając w „ziemi uniwersalnej” opowieść o „lechoniu” – wykładni człowieka „siedzącego” czy „leżącego”, myśl o unifikacji, która prowadzić może ku zatracie tożsamości oraz unicestwieniu relacji międzyludzkich („zwiedzanie”).

Z kim, zdaniem Skałbani, „warto rozmawiać”? Chyba właśnie z tym, który potrafi „słuchać”- czytać tekst, w ten sposób go ocalając przez utratą znaczenia.

Małgorzata Skałbania „Che barbaro momento”, Drukarnia AKAPIT sp. z o.o., Lublin 2017, str. 48

Anna Łozowska-Patynowska

 

Przeczytaj też w dziale „poezja” wiersze M. Skałbani, a w „porcie literackim” recenzje zbiorów poetki pt. Szmuctytuł (1915) i Ćwirko (2016)