„cztery czwarte” Anny Nawrockiej

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: poniedziałek, 04 wrzesień 2017 Drukuj E-mail

Leszek Żuliński

ZBIERANIE SZEPTÓW

To jest debiut! I to firmowany posłowiem Mirki Szychowiak. Myślę, że ta autorka mogła debiutować ciut wcześniej, ale co się odwlecze, to nie uciecze. Tak czy owak habemus poetkam, co oznajmiam urbi et orbi z satysfakcją.
Zacznijmy od wyimku rekomendacji Piotra Mosonia. Pisze on: Jest ów lepki miąższ słodyczy, są gorzkie pestki, zdarza się nadgnicie lub zamierzona przejrzałość tekstu, ale w całokształcie otrzymujemy nie tylko owoc pracy warsztatowej i talentu. Otrzymujemy poetycki sad z owocami. (…) Jeśli Poezja jest Rajskim Ogrodem, to „cztery czwarte” Ani Nawrockiej jest Drzewem Wyłącznie Dobrych Wierszy.
No, ładnie powiedziane, a na dodatek po lekturze podpisuję się pod emocją Mosonia. No ale teraz ad rem…

Zacznijmy od tego: przedwojenni awangardyści hołdowali zasadzie jak najmniej słów. Nawrocka słów nie skąpi; posługuje się językiem „wylewnym”, opisowym, kochającym szczegóły. I okazuje się, że to jej siła.

Jeszcze jedna reguła więc upada – wszystko zależy nie od teorii, lecz od realizacji. Dawno nie widziałem wierszy pisanych aż tak szeroką frazą. Ale ona ma tu swój uzasadniony udział: to wiersze „opowiadające”. Oto pierwszy z brzegu przykład: …zajechaliśmy pozawczoraj przed zmierzchem. Miasta mocno / zniszczone, kamienice przy rynku straszą pustymi oknami. Cuchnie / spalenizna i śmiercią. Za stacja łąki, krzaki i rzeka, a dalej góry wysokie. / Nie rozpaczaj Wicia, nie rozpaczaj. Wszystkie dobre myśli w nurt Kwisy / ciskam i do Ciebie płyną, aż do morza naszego i wiatr zaniesie je do Was, / kiedy fale cofną wody naszej rzeki, aż pod płot, aż pod próg. / A okolica bogata, domy z czerwonej cegły, nawet stodoły kryte / dachówką. Drogi z czarnego kamienia, po deszczu śliskie…

Czy poczuliście? W tym wierszu przenosimy się w inny świat. Tam przed chwilą toczyła się wojna, narobiła spustoszenia.. I ta rozpacz Wici… I ta pociecha kogoś bliskiego, kto pisze ten list. Nagle znajdujemy się nie tyle w powojennym pejzażu, ile w ludzkiej rozpaczy. Więc pytam: ile trzeba mieć poetyckiej empatii i dobrego serca, by taki wiersz napisać?
Właśnie dlatego myślę, że cały ten zbiór można nazwać „opowieściami”. Nawrocka wyczulona jest – przywołuję skojarzenie Mosonia – na „gorzkie pestki”. A gdzie ten „miąższ słodyczy”?
On zależy tylko od naszej pamięci i egzystencjalnego stoicyzmu. Od dobrej wiary w dobre wszystko. Od wiary w eudajmonię: I jest mi teraz tak dobrze, leniwe palce zaplatam i rozplatam, / a kubek pachnie świeżo zmieloną kawą. Będzie jeszcze czas, / zanim ostygnę zdążę wygrzebać kilka wspomnień, zasłuchać.

Rzadko zdarza się, by podróże w poszukiwanie straconego czasu (zwłaszcza polskie podróże) były tak czułe. Te pejzaże, te wspomnienia opowiadają zazwyczaj baśń dzieciństwa. Także powidoki czasu minionego i trudnego. Przaśnego. Lecz, jak to zazwyczaj bywa, Nawrocka przetwarza go w czułe wspomnienia. Zagląda do minionego matecznika. Nie przerysowany sentyment staje się baśnią czułej pamięci. Zapisem minionego. Również udaną konfabulacją czegokolwiek, co rymuje się z minionym światem, jak na przykład w wierszu Przesiąkanie: Dom został sam, z pustką zamiecioną w szpary podłogi. / Od dawna nikt nie wnosi do środka błota i śladów psich / łap Pozbieraj szepty i znaki krzyża, ukradkowe spojrzenia / spod ukwieconej chusty, może doprowadzą do drzwi. // Za progiem natkniesz się na historię o kobiecie, co trochę / za mocno kochała, za dużo piła, za głośno śpiewała. Boso / tańczyła wśród drzew w sadzie, za bardzo lubiła cudzych. // Chłopów z okolicznych wiosek było wtedy jak na lekarstwo, / a takie gorzkie, takie pomarszczone. Wiedziała, jak posłodzić / i rozmiękczyć. Schować na noc pod językiem. Zapamiętać smak.

Czytałem ten tomik jak coś niedzisiejszego, ale bliskiego, bo sam noszę w sobie powidoki utraconego czasu. Biednego, przaśnego, mającego się nijak do czasu obecnego. Pytanie: czy tamto wszystko trzeba ocalać? Odpowiedz: jeśli można, to koniecznie. W ten sposób zostawiamy po sobie kawałek minionego świata. Niech sobie szaleje „nowoczesna” poezja, niech nie przejmą się tym tomikiem młodzi, wstępujący poeci, ale może za ileś lat uruchomią w sobie – tak jak Nawrocka – czas, którego już nie ma. Wszystko się powtarza, ale już w innym języku i w innych pejzażach.
Nawiasem mówiąc, te wiersze Nawrockiej nie zalatują zaprzeszłą dykcją. Nawet nie można nazwać ich sentymentalnymi. One po prostu są jeszcze jedną Proustowską podróżą w przeszłość. W wierszu zamykającym ten tom pada taka konstatacja: zawsze znajdziesz drogę do domu, musisz tylko trzymać się szlaku. Co to z szlak? Ten szlak to całe nasze życie! Anna Nawrocka od tego zaczęła drogę do poezji.

Na zakończenie niby błaha, ale ważna rzecz: nie wiem, co to za wydawca Stowarzyszenie „Alternatywa”, ale solidnie i pięknie ten tomik wydał. Toteż i jemu należy się atencja.

Anna Nawrocka „cztery czwarte”, Stowarzyszenie „Alternatywa”, Elbląg 2017, str.56

Leszek Żuliński