Zbigniew Jankowski "Odpływ. Sztuka ubywania", Wydawnictwo BERNARDINUM i Wydawnictwo OSKAR, Gdańsk 20

Kategoria: port literacki Opublikowano: wtorek, 17 listopad 2009 Drukuj E-mail

Wanda Skalska

Gdyby ogłoszono wśród poetów konkurs na ascetę słowa, jedna z pierwszych nagród niewątpliwie przypadłaby Zbigniewowi Jankowskiemu. Jak mało kto potrafi oczyścić język do kości. Jasnym wydaje się cel tego zabiegu. Precyzja artykulacji. A jeśli takim językiem spróbuje się mówić o sprawach ostatecznych, uzyskujemy efekt wzmocnienia.
Sprawy ostateczne. Odchodzenie... Bo z odchodzeniem jest problem. Z odchodzeniem na drugą stronę. Dolina mroku czeka każdego i każdy z myślą o tym jakoś musi się ułożyć. Jednych paniczny lęk przed śmiercią dławi i paraliżuje, innym - liczącym na życie pośmiertne - niby jest lżej. Ale tylko niby. Bo wszyscy znamy tylko doczesność. Reszta to domysły i sprawa wiary. Wie o tym doskonale i Z. Jankowski, rozważający znaczenie kresu ludzkiej wędrówki. Zastanawia się, pyta: Co to za głosy/ z dołu czy z góry? (...)/ Czy co. tu, mój Boże,/ zależało ode mnie (...). Też pociesza: Nie bój się, nawet łuska komety,/ nawet jedno mrugnięcie/ nie wymknie się z oka/ tej sieci. Sieci, ryby, kutry, falowania i sztormy w poezji tego autora to nie tylko rekwizyty, lecz przede wszystkim .rodowisko dramatu, w którym porusza się liryczne "ja". To zespół morskich wątków służący kreśleniu wielkiej metafory; wątków którym wierny jest poeta w swej twórczości od lat. Morze, słusznie postrzegane jako żywioł, w strofach Z. Jankowskiego zyskuje wymiar żywiołu duchowego. Nie ukrywa też autor fascynacji lekturowych. Stąd na kartach zbioru i Willigis Jäger, i Thomas Merton, i Antoine de Saint-Exupery. Organiczna jedność osoby i świata, jedność psyche i somy, przetrawiona poetycko podczas życiowej wędrówki, pobrzmiewa kresowymi refleksjami:

Nie mówię już, lecz jestem
mówiony
w tej do mnie i ze mną
falującej Mowie.

Oraz:

Już nie muszę rozumieć, dowodzić
swego.(...)
Młyny sztormów mielą
złote ziarno śmierci.
Nareszcie domarłem
do mojego Boga na krzyżu
jak na szczątku tratwy.

Niektórych czytelników momentami razić może nadmiernie koturnowa nuta. Ale tylko momentami. Gdy dostroimy odbiór do fal poetyckiej emisji współodczuwanie będzie pogłębione.


Latarnia Morska 1/2006