Agnieszka Tomczyszyn-Harasymowicz "Sublimacje", Dom Wydawniczy DUET, Łysomice 2013, s. 64

Kategoria: port literacki Utworzono: sobota, 22 luty 2014 Opublikowano: sobota, 22 luty 2014 Drukuj E-mail


Leszek Żuliński

WRZĄCE WIERSZE

Twórczość Agnieszki Tomczyszyn-Harasymowicz znam chyba nieźle, bowiem czytałem wszystkie jej tomiki, nawet te dwa czy trzy, które do tej pory drzemią sobie w maszynopisach. Trudno wydawać jednoznaczne wyroki, ale być może tomik najnowszy – Sublimacje – uznać gotów jestem za najlepszy. No, przynajmniej na 75% własnej pewności skłonny jestem tak twierdzić.

Jeśli tomik poetycki posiada wstęp lub posłowie, to zawsze waham się, od czego zacząć. Od wierszy czy od komentarzy? Tym razem fragment posłowia Marka Wawrzkiewicza jest na plecach okładki i tam pada m.in.: takie zdanie: Sublimacja to proces, w którym dochodzi do nieseksualnej inwestycji energii seksualnej. No więc nie dziwcie się, że na początek zająłem się posłowiem.

Dalsza, już pełna jego lektura to mini-studium poetyckiego dojrzewania Agnieszki. Wawrzkiewicz konstatuje, że Sublimacje są zbiorem przełomowym, otwierającym przed czytelnikiem nowe horyzonty, a równocześnie kryjącym się za osobliwą nieprzystępnością, co w sumie czyni je przyciągającymi. Dodam od siebie, że budowanie świata poetyckiego według takiej właśnie konstrukcji zazwyczaj czyni dzieło otwartym, a alternatywność interpretacyjna z samej swej natury pobudza „dynamikę intelektualną” przekazu. Wiersz staje się ważny, inspirujący, dyskusyjny – a to już samo z siebie winduje jego walory.

Agnieszka znakomicie zderza frazy „dyskursywne” z „lirycznymi”. Dla przykładu cytuję pierwsze wersy tego tomiku: Języki napływowe są swojskie w każdym języku. Czereśnie, czereśnie... / słodkie słowa zakodowane w ciemnej czerwieni. Ten sam wiersz kończy się taką frazą: ...uwierz w uśmiechnięte twarze, co do wiary w poezję – nie musisz mieć zdania.

Osobliwa deklaracja, ale z gatunku tych, które namacalność, real, behavior stawiają ponad piękne wytwory umysłu. No chyba, że posłużymy się filozofią Stachury: wszystko jest poezja, Tomczyszyn jednak wyraźnie rozdarta jest między substancją słowa i substancją życia, w czym dopatruję się siły napędowej tych wierszy. Od jakiegoś czasu nie słychać szelestu sukienek, tylko panikę butów – to zdanie obrazuje, w jakiej „zawiesinie egzystencjalnej” musiały te wiersze powstawać.

Słowo utrata jest jednym z fundamentów tego cyklu. Ech, Agnieszko, myślałem, że tylko my, faceci, tym się przejmujemy, a Wy, kobitki, sprowadzacie to wszystko tylko do pojawiających się zmarszczek. No, żarty żartami, lecz im dalej brnąłem w lekturę, tym bardziej byłem pewny, że Tomczyszyn przekroczyła jakiś wysoki próg. We wcześniejszych tomikach (np. w gównazjum.pl) skupiała się na paradoksach sytuacyjnych lub nurzała się w „faktograficznym” upływie czasu, tym razem zaczęła schodzić do piekła najciemniejszego, w którym „substancja istnienia” na plan drugi spycha codzienność i realizm. A strzepnąć je z siebie to przecież nie taka łatwa sprawa.

Obecność tych dwóch światów – realnego i pojęciowego, empirycznego i egzystencjalnego – tworzy główny cymes tych wierszy. W materii słownej Agnieszka okazuje się – nie po raz pierwszy – wielce oryginalna. Jak również znakomicie potrafi zderzać wspomniany real z kulturowością: Tłum zastanawia się, czy wysiąść, w asfalcie przegląda się / cywilizacyjna Mona Lisa. Miasto jak muzeum mówi / wieloma językami. Falanga obmyśla plan zdobycia Troi. To klasyczne zderzenie różnych epok, z czego autorka robi nie tyle koktajl, co koncentrat. I wciąż tu krąży wątek autotematyczny. W tym samy wierszu (zatytułowanym "przesunięcie w fazie") czytamy: ...nie ma tego złego, co by / się w wiersze nie zamieniło. Ale wiersze zlatują się do źródła. Barbarzyńcy kochają tropy do obalenia lub mity do pamiętania, / w nieprzyzwoitych niuansach zatracają się równie porządnie / jak w kobiecym podbrzuszu. Trochę ten sposób pojmowania poezji traktuję jako „model egzegezy” – wiersz jest bytem kwintesencjonalnym, oparem duszy, która jak mgła krąży nad realem.

Wymądrzam się tutaj, aby zasygnalizować, na jaki etap i poziom pisania przeniosła się Agnieszka Tomczyszyn-Harasymowicz. Tu trzeba by poprosić o dodatkową recenzję Cezarego Sikorskiego – filozofa – który umiałby te, akurat te wiersze zderzyć z konotacjami, jakich w historii filozofii znalazłoby się wiele. Bo w gruncie rzeczy Agnieszka dobrała się do spraw fundamentalnych, które filozofom śnią się często, a nam – prostaczkom – rzadko kiedy.

W wielu miejscach Agnieszka ujęła mnie także bardzo prostymi zabiegami, acz o szczególnej wadze. Takie np. zdanie: Są dwa powody wyrastania z siebie; po pierwsze odwroty, po drugie odejścia. No, proszę się wmyślić w to zdanie... Na temat istotnej różnicy między odwrotem a odejściem można by napisać niezły esej. To czyni ten cykl „gęstym”, otwierającym przestrzeń za przestrzenią. A jego „semantyka” zanurzona jest w tak narkotycznym oparze, że język staje się mową, czyli czymś nadrzędnym, uniwersalizującym i jednoczącym topikę naszego istnienia. „Akcja” jednego z wierszy dzieje się na jeziorze, a zakończenie brzmi tak: Na pomoście / kształtne syreny wabią spóźnionych. Mówią – tak wiele mówią, giętkie ich / zdania tną południe na części. A nasze rozmowy są tak wiotkie, że nie mogą / utrzymać się na nogach.

Ech, Agnieszko... I po co Ci to było? Przekroczyłaś próg, za którym nic już nie będzie ani proste, ani pewne. Chciałaś wysublimować swoje doświadczenia. Czajnik tego tomiku zamienia wrzątek w parę. Nie wiem, co lepsze. Najlepsza chyba zimna woda. Ale od niej uciekłaś. Możesz zapłacić za to wysoką cenę. Nic już nie będzie proste, a więc nic – szczęśliwe! Wawrzkiewicz ma rację: może sama przeciw sobie zainwestowałaś taką a nie inną elan vital.

Na zakończenie sygnalizuję pewną ciekawostkę. Otóż wielu wierszach znajdziemy frazy zapisane kursywą. Autorka wyjaśnia, że są to cytaty z innych poetów i podaje nawet ich listę. Na niej m.in.: Eliot, Gąsiorowski, Grochowiak, Klary, Lebda, Płatek, Różewicz, Samsel, Waśkiewicz... Cholera, znowu wszystko przez tych poetów. Mnie też zmienili w lekkiego pomyleńca. No, popatrz, Agnieszko, życie jest takie proste, a poeci wszystko potrafią popsuć

Agnieszka Tomczyszyn-Harasymowicz "Sublimacje", Dom Wydawniczy DUET, Łysomice 2013, s. 64

Leszek Żuliński

 

 

Przeczytaj też w dziale "poezja" wiersze A. Tomczyszyn-Harasymowicz, a także - w "porcie literackim" - recenzję jej wcześniejszego zbioru gównazjum.pl (2011) pióra Wandy Skalskiej