Tomasz Hrynacz „Przedmowa do 5 smaków”, Wydawnictwo FORMA i Fundacja Literatury im. Henryka Berezy, Szczecin 2013, str. 48

Kategoria: port literacki Utworzono: piątek, 15 listopad 2013 Opublikowano: piątek, 15 listopad 2013 Drukuj E-mail

Bartosz Suwiński

BITTER SWEET SYMPHONY

W zapadłej / ciszy twoje serce cyka jak czarny świerszcz.

(Ch. Simic, tłum. S. Barańczak)

Z namiętności dla istnienia, wznieca Hrynacz pożar słów, którymi spala się w rzeczywistości, chcąc krzesać swoją muzykę przeciw nicości. W wierszach, którymi stawia opór nieuchronnemu, język podległy jest wiatrom. Sam będąc trawionym od środka, wie, że w garstce popiołu zapisana jest historia ognia. Szept tego co Był? Fraza drży, jest lekka jak dym. Wiersze wystawione są ku żywiołom niszczenia.

Ogień dopala się w palenisku, pył rozchodzi się na wietrze, płomień gaśnie ostatni. Ogień wydaje pieśń. Poeta barykaduje się w strofach przed przemijaniem swoim i świata. Spogląda w stronę końca. Podsuwa nam swój elementarz nicości: języki płomienia, którym uległa materia. Wydał ją ogień, rozsławił / popiół*.

 

Słońce nisko, chmury runą w zmierzchy, szarówka zrówna wszystko we wspólny mianownik. Na tym obrazie bohater wierszy zapada się w tło, grzęźnie na mieliznach szarości obramowanej wyrazami pustki, wyściełanej od zewnątrz kurzem. Pozatykane wszystkie pory powietrza. Zaduch staje się nieznośny, ramy zamykają kompozycję z beznadziei, pan z wierszy idzie ostępem, jego krok miękko wchodzi w igliwie. Szuka dla siebie nadziei. W oddechu słów / chropawa masa, bruzdy zdań. Wychodzi ze zwątpienia, brnie od smutku do smutku. Wyciąga drzazgę, rzuca w poszycie, słyszy wołanie –  nie słychać jego imienia. Jego cień kroczy dumnie, jego krok całkiem żwawy. Idzie w siną dal, gdy tamci poszli w las. W sobie o tobie słyszy. / W sobie o tobie milczy.

Pustkowie, sceny ostatnie: kluczy tak już kolejną godzinę, siada na pieńkach, próbuje wyjść zza drzew, ale kolejne wyrastają tuż  przed nim. Musi przeczekać ten oddech i następny, odpędzić zmęczenie, senne mary.  Ostatkiem sił spróbuje przed zmrokiem poszukać polany. Odgoni się od babiego lata, dojrzy strumyk, w którym dawniej chciał złożyć sobie posłanie z wikliny, złożyć siebie jak kartkę, proste origami. I puścić się na wodzie, powoli nasiąkać głębiej, nie widzieć pękających na powierzchni bąbli, przeznaczenie przyjąć gładko, jak wody przybój. Na skraju pól. Niski pułap chmur. / Brak słońca: melancholia / bierze się właśnie z tego. Czuć tu smutek – i mówiąc za Edą Ostrowską – krzyk rozkładającego się jeziora.

W każdym z nas jest popiół. Listopad. Bezład / rozpełzłych liści, wieczny sen / nagrobków. Wiara może być jakimś wyjściem, między kolejnymi zmianami, które biorą świat na siebie: jedna zanim wstanie świt, druga tuż przed nastaniem zachodu. Do kogo mówić, jeśli nie do / ciebie, by smakować inne spiętrzenie wiatru,/ by mieć w pamięci gorycz ziemi / nieobjętej, polarną zorzę jej prochu. Mówić wielkimi literami o małych sprawach, na których uchodzi życie. Prawda jest tam, gdzie nas jeszcze nie było. Bierzmy to, co dają nam dni, nie oglądając się na więcej, nie chcąc bardziej, nie wiedzieć czemu miałoby być inaczej. W jednym kawałku / przyjąć świat, nie / tracić z oczu, być / w stanie.

Język jest labiryntem, który prowadzi nas na manowce. Jest organizmem, zainfekowanym wirusem nazywania wszystkiego po imieniu, od rzeczy. Jest korytarzem, którym wychodzimy na dziedziniec słowa, skąd zaczyna się cały ruch, cała musztra. Jest drogą, prowadzącą gdzieś tam, po omacku, żeby było i było nam więcej wszystkiego. Jest ciągłą próbą opowiedzenia sobie nieskończoności (siebie i świata). Jest dryfem ku ziemi obiecanej w piśmie. Jest latarnią na spienionym morzu dni. Przedmowa do 5 smaków to „Całkowite sam na sam z językiem, z brakiem / nazwy na jego nazwanie. Jeśli kiedyś padnie jego / nazwa, skończy się świat, który znamy”**.

Kto przywołuje

i dryfuje po chmurnym

rozlewisku?


Kto szarpie nitką wiatru

i krąży niczym leśne

echo?

Noc, śnieg u bram miasta. Ulice zasypane bielą, która razi w oczy. Mgły opadają jak rzucone chusty. Słońce rozbiło się na kilka promieni, które próbują rozkuć lód. Pokrywa jest twarda i śliska – wystukujemy na niej swój pośpiech, rytmy swej ucieczki. Chłód łata każdy spłachetek ocalałej zieleni. Pałętają się oddechy jak widma, i dusze błąkają się jak ludzie po zmierzchu. Muzyka białej nocy na rogatkach miasta. Plewy liści naniesione w kopczyk u krańca ulicy. Miasto bezszelestnie skłania się ku ciemnym rejonom. Żyzny mrok na wyciągnięcie ręki. Wieczorem świat milknie i wypuszcza / miłosne języki, by czuwały przy tobie // do ostatniego tchnienia. Ruch bezdomnych / dusz. Starcze pieśni śpiewane przez chór / widm i cieni.

Porzucone słowa marzną na mrozie. Ciemność odbija się w każdym spojrzeniu. Czarne rozpoznaje się w sobie. U wszystkich w gardłach zalegają kamienie. Ryba wynurza się w przerębli i zaraz znika. Zostaje plusk nieobecności. Siąpi mroźny deszcz. Mokniesz, tlisz się nad przepaścią / świata. Wtedy uczymy się mówić prawdę o nas samych, do was samych. Niech każdy troszczy się o siebie, obchodzi sny poza domem. Noc zamyka nas w sobie, połyka klucz. Już pora wstawać, pójść stąd na wszystko jedno. Ostatnia kawa, ostatni papieros:

Nie wiedzieć dlaczego.

Nie wiedzieć przeciw komu.


Oddalić się.


Nie być.

Nie chcieć.


Zapomnieć.

Bohater wierszy Hrynacza „Wybiera / życie doczesne, – pisze Piotr Sommer w Doczesności – ale bez przekonania”. Jego poezja jest jak spękana ziemia. Nie wiadomo gdzie padnie światło, wzejdzie życie, upadnie cień. Wiersze chybotliwe, uciekające w ciszę, zerwane z łańcucha niespokojnej mowy. Zasłony z „włókien duszy i cząstek sumienia” (mówiąc Herbertem), dzikie kąty języka. Kilka wycofanych ruchów, kroki przed siebie, bez oglądania wstecz. Hrynacz – „Świat, który przemierza, jest szary. Słońce jeszcze nie wzeszło. Kocha ten świat, gdzie nie ma ani światła, ani ciemności. Świat bez cieni, bez kolorów. Niczego dobrze nie widać, nic się na dobre nie skryło, wszystko jest domysłem, niedopowiedzeniem”***. Wszystko może tam być, ale nie musi.

Tomasz Hrynacz „Przedmowa do 5 smaków”, Wydawnictwo FORMA i Fundacja Literatury im. Henryka Berezy, Szczecin 2013, str. 48

-------------------------------------------------------------

*T. Hrynacz, Przedmowa do 5 smaków, Szczecin, Bezrzecze 2013. Wszystkie cytaty wg tego wydania.

**C. Domarus, Podania. O doświadczaniu języka, Mikołów 2013, s. 110.

***M. Hermanson, Plaża muszli, przeł. B. Pawłowska, Gdańsk 2008, s. 7.

Bartosz Suwiński

 

 

Przeczytaj też w „porcie literackim” recenzję zbioru wierszy T. Hrynacza Prędka przędza (2010) – pióra Wandy Skalskiej