Z DNIA NA DZIEŃ, Z TYGODNIA NA TYDZIEŃ
Moc śmiechu. Konkurs literacki na powieść komediową
Organizatorem konkursu literackiego na powieść komediową jest Wydawnictwo Dragon.
Konkurs jest adresowany do osób pełnoletnich.
Przedmiotem konkursu jest powieść o wyraźnym charakterze komediowym.
Wiemy, jak wielką moc ma śmiech – zaznacza organizator na stronie internetowej konkursu - dlatego chcemy, żeby więcej utworów komediowych znalazło się na półkach księgarń. Jeśli macie w szufladzie czy na dysku własną książkę, która ma wyraźny charakter komediowy – nie ma znaczenia, czy to powieść obyczajowa, kryminał czy jeszcze inny gatunek – wyślijcie ją do nas!
Można zgłaszać teksty, które nie były wcześniej publikowane.
Objętość powieści nie może być mniejsza niż 8 arkuszy wydawniczych (1 arkusz to 40 000 znaków ze spacjami).
Prace należy przesyłać mailem (szczegóły w regulaminie).
Zwycięska powieść ukaże się nakładem Wydawnictwa Dragon.
Подробнее: Moc śmiechu. Konkurs literacki na powieść komediową
Manowce zaściankowego myślenia*
Jacek Klimżyński
Przypomnijmy sobie ten fragment „Polski Jagiellonów” Pawła Jasienicy, w którym autor próbuje rozwikłać zagadkę objazdu pobojowiska przez Jagiełłę i Witolda w dzień po triumfie grunwaldzkim. „Gdybyż wiedzieć o czym rozmawiali wtedy i przy innych okazjach!” Co sprawiło, że tak wielkie dokonanie, zostało za sprawą zwycięskich władców tak bezprzykładnie zmarnowane. „Wzięcie Malborka rozstrzygało wojnę i kończyło byt państwa Krzyżaków. Król działał nadzwyczaj rozumnie i energicznie, dopóki chodziło o pobicie ich wojska w polu. D o k ł a d n i e od chwili zwycięstwa zaczyna się pasmo niesłychanego ‘niedołęstwa’. Stolica zakony ocalała.”
Prowadząc klarowny wywód, przy założeniu możliwości popełnienia błędu, autor w omawianym rozdziale krok za krokiem analizuje złożoność sytuacji historycznej i wskazuje motywacje decyzji władców. Brnąc przez meandry tamtych wydarzeń, za sprawą odpowiedzialności autora z zaufaniem poddajemy się tokowi rozumowania i argumentacji wielkiego eseisty.
Pojmujemy złożoność Grunwaldu i położenia państwa polskiego, „którego główny rezerwuar sił leżał na zachodzie, a kierownictwo i ogólny kierunek polityki przyszły ze wschodu (i w tamtą stronę się ciągle oglądały).” Szczęśliwie nasze poznanie wsparte jest tutaj jednocześnie wiedzą szkolną, bogatą bibliografią rzeczową, powieścią Sienkiewicza (bodaj najlepszą w dorobku pisarza), może, choć pewnie mniej, dobrze aktorsko obsadzoną ekranizacją tej powieści Aleksandra Forda.
Podobno mamy zamiar (powinien być już przygotowany szczegółowy program i preliminarz przedsięwzięcia) uroczyście obchodzić w tym roku w Kołobrzegu dwie rocznice: 900-lecie hołdu lennego złożonego Bolesławowi Krzywoustemu przez kołobrzeżan w roku 1107 i 200-lecie oblężenia Kołobrzegu przez wojska napoleońskie w r. 1807.
„Obrachunki osobiste” Andrzeja K. Torbusa
Leszek Żuliński
POCHWAŁA PROSTOTY
Szkoda, że niektóre książki docierają do mnie z opóźnieniem. Ale jeśli są dobre, to jeszcze większa szkoda, aby odkładać je na półkę.
Ta książka została wydana w 2018 roku. Nie wiem dlaczego jej Autor, Andrzej Krzysztof Torbus, przysłał ją dopiero niedawno. Wahałem się, czy recenzować, bo przecież na biurku mam stos tomików nowszych, ale jednak postanowiłem trochę o tej książce opowiedzieć, bo – jakby nie było – zawiera ona sporo wierszy Torbusa i myślę, że wybrał on teksty z wielu lat, i to takie, na których mu zależało.
Jego aktywność literacka jest imponująca. Cytuję: …poeta, prozaik, autor tekstów piosenek, scenariuszy estradowych, redaktor, publicysta, recenzent, laureat konkursów literackich itp., itd. Już dalej nie przytaczam, bo by mi ta recenzyjka przemieniła się w masę drobiazgów. Dość powiedzieć, że to Autor nie odchodzący „od klawiatury” – klasyczny przykład pasji twórczej.
Zbiór ten (z różnych czasów) otwiera wierszyk pt. Słóweczka: To są słowa słóweczka / od uniesień ucieczka / takie tycie nieduże / jak rysunek na chmurze // Takie śmieszne nie głupie / stary afisz na słupie / jakieś zbędne rozmówki / niepotrzebne wymówki // To są słowa słóweczka / niefortunna pocieszka / taki trochę okruszek / gorzki balsam na duszę.
Rezultat-wynik
Przemysław Kulczak
Egzamin był w toku. Przed komisją złożoną z zacnych profesorów, w dość nowocześnie umeblowanej sali, stał doktor Wolski, naukowiec specyficzny, w średnim wieku. Za otwartym oknem budynki i drzewa kąpały się w blasku słońca i wesołym akompaniamencie ptasiego śpiewu.
Wewnątrz panował lekki półmrok. Za wielkim stołem siedzieli nobliwie wyglądający profesorowie. Było ich trzech: profesor Iwiński, Brzeski i Krawiec. Wszyscy nosili okulary i wszystkich dotknęła już siwizna, bo każdy z nich przekroczył pięćdziesiątkę. Raz po raz ten czy tamten zanotował coś na kartce. Przy tym nie odrywali surowych spojrzeń od egzaminowanego. Jeden gładził się po brodzie, drugi podpierał policzek palcami, a trzeci siedział ze skrzyżowanymi rękoma.
Doktor Wolski nawet na nich nie patrzył, tylko skrobał kredą po tablicy, prowadząc wywód matematyczny, stanowiący przedmiot egzaminu. Pisał powoli, ale w stałym tempie. Wiedział, co robi i chyba nie miał poważniejszych wątpliwości. W takiej ciszy - zakłóconej jedynie skrobaniem kredy, szmerem profesorskich garniturów oraz niezbyt uciążliwym gwarem ulicznym - toczył się ten egzamin; jeden z tysięcy odbytych już w tej sali i jeden z tysięcy, które miały jeszcze nadejść.
Podobne zadanie było przedmiotem wielu wcześniejszych egzaminów, więc dla profesorów trwał właśnie kolejny nudny epizod ich akademickiej kariery, niewystarczająco dobrze opłacanej zresztą. A dla doktora Wolskiego trwała właśnie chwila prawdy, niezbyt stresująca ani wiekopomna, bo już niejeden egzamin zdawał i na niejednym odniósł sukces. Rutyna i nuda trwała w swojej najlepszej odsłonie.
Wiatr, duchy i mgła…
Janusz A. Korbel
Niebo zasnuło się myślami. Między domami miasta rosły jeszcze drzewa – tu i tam. Wśród ich gałęzi, pokrytych żółknącymi liśćmi snuł się zapach, ludzie go nie odczuwali, bo stali się niewrażliwi. Rozróżniali tylko zapach benzyny, grilla i kadzidła niedzielnej mszy. Tymczasem wśród gałązek snuły się zapachy anyżku, lilii i Lukrecji. Po poranku gałązki przytrzymywały jeszcze resztki mgły, którą wiatr chciał zachować, żeby nie utracić zapachu. Wypił nalewkę z kwiatu pomarańczowego i powstrzymywał swój ruch, by mgła jeszcze była. W korze drzew są maleńkie kryjówki duchów. Duchy są tęsknotą i nostalgią za wszystkimi formami, które odkrywał szukając swojej tożsamości. Są efemeryczną pamięcią chitynowej skorupki chrabąszcza i głaskanej wiatrem formy muszli sprzed milionów lat. Wiatr opływa te kształty i one go tworzą, jego serce bije mocniej i wszystkie chwile układają się w ciepłą energię pieszczoty snu, ale wie, że duchy, ci mistrzowie snów, pochowały się w korze drzew. A każda chwila miała swojego ducha. Mgła jest konkurencją dla wiatru. Są w niej wszystkie te zapachy, wypełnia każdy zakamarek, jak on, jest bukietem uczuć ale nieostrożny ruch może ją przewiać, a wtedy duchy schowają się jeszcze głębiej w szczelinach drzew. Kiedy mgła zamienia się w kropelkę rosy przez chwilę zastyga na koniuszku liścia. Promyk słońca zamienia ją w tęczę wszystkich barw. Wtedy wiatr się uśmiecha.