„Nieludzka ręka” Marcina Królikowskiego
Leszek Żuliński
POEZJA INNA NIŻ INNE
To pierwsze moje zetkniecie z Marcinem Królikowskim, o którym dotychczas nie słyszałem, choć obaj mieszkamy w Warszawie. Wydał to tej pory dwa tomiki, a ten – pod tytułem Nieludzka ręka – ukazał się niedawno, w roku 2019. Notka na plecach okładki informuje, że tomik, który recenzuję otrzymał w Konkursie Literackim Miasta Gdańska nagrodę imienia Bolesława Faca.
Kłopot będę miał z cytowaniem wierszy, bo niemal wszystkie są sporego formatu, a na dodatek pisane bardzo szeroką frazą. No ale zrecenzować tomik, to powinność mojego fachu.
Na początek przeczytajcie wiersz pt. Transmutacja. Oto on: Wyrośliśmy z roślin w pierwszych kroplach rosy, / ktoś bardzo ciekawy bólu w jeszcze ślepe oczy wbijał / pustą igłę słońca, potem wyssał soki, napełniał alembik / naszą płynną duszą, cierpliwie rozcierał w miseczce moździerza / światło odłupane z tabletki księżyca i kwiatów paproci, / i tak stworzył wieś, i była alchemia // Potem nasze skóry wytrawione z ognia układał na stole, / czasem głaskał chropawą fakturę, drewniejące palce / przytykał do ust, kreślił kredą znaki i szeptał zaklęcia, / krzątał się po zapadłych chatach, pleśniejących izbach, / z twarzą rzeźbioną mistycznym obłędem łamał nam łodygi, / i tak powstał herbarz, i ze wsi wyszliśmy.
No, jak na start w poezjowaniu, to już coś! Ileż ja czytam wierszy przeciętnych, standardowych, a tymczasem pojawia się Autor niezłej klasy.
Formatu wszystkich tych utworów nie da się określić. Tu rzuca się w oczy osobliwa dykcja, ale też cały ten „świat przedstawiony”, jakiego nie przyrównacie do niczego, co do tej pory czytaliście.
Królikowski sprowadza komunikacyjne ego do osobliwego świata własnych „obrazów”. On widzi i żyje inaczej niż my. To jest ten cymes poezji niepodobny do „zwyczajnej poezji”.
Ta tytułowa nieludzka ręka znalazła mi się już u początku: Uśmiecham się do wspomnień – „Na, żry, na, żry”. / Szorstki tandem, nieludzka ręka mojej babki i chropawy zaśpiew ciotki. / Ich głosy, słowa, mądrości, wszystkie te senne melodie, ich twarze zwidują / się raz wyraźnie. / I znowu się pytam, to jaka była ta ciotka?
„Drobiażdżek rodzinny”, powiecie… Cymes w tym, że Królikowski z codzienności, z przyziemności buduje świat jak najbardziej zwyczajny. Nie wyobrażam sobie jakiejkolwiek „poetyzacji” jego wierszowania. Tu wszystko jest pospolitym behaviorem i wspomnianą wyżej zwyczajnością.
Zdarzają się w nim (rzadko) wiersze o krótkiej frazie i taki właśnie pt. Odbicia cytuję: Siedzę wpatrzony w rosół, / rosół wpatruje się we mnie / wielkimi okami przodków. // Talerz wyznacza granice odbicia. / Historia sadu przez pryzmat / mojej osoby, wpisana rozedrganą twarz. // Jak wiele potrafię jedna ręką. / Jak dużo już umiem po babce. Skinieniem palca / wywołuję deszcz, w otwartych dłoniach owocują jabłonie. // / Odbicia nie da się zetrzeć, / nie da się nakarmić wspomnień.
Zauważcie: w całym tym wielkim koszu poezjowania mamy najczęściej do czynienia z uniesieniami, ze smutkami, z oczywistościami, z westchnieniami, z bolesnym introwertyzmem itp., itd. Natomiast Królikowski zgarnia piórem codzienność, zwyczajność, prostotę… Tego typu komunikatywność ma szlachetną tonację. Uwiarygodnia prawdę jego wierszowanych sensów.
Czy prawdziwych? Tak, jak najbardziej, bowiem „rokoko” dawno się skończyło, a prosty zapis tym razem jest siłą zwykłej a mądrej egzystencji. Żałuję tylko, że sporo wierszy jest w tym tomiku pisanych szeroką bardzo frazą, dla której nie miałbym już miejsca na ich zacytowanie. Ale mam nadzieję, że nowe wiersze Marcina Królikowskiego jeszcze trafią do moich lektur.
Marcin Królikowski „Nieludzka ręka”, Wydawnictwo w Podwórku sp.j., Gdańsk 2019, str. 64
Leszek Żuliński