„www.john” Edyty Kulczak
Leszek Żuliński
Z PERSPEKTYWY KSIĘŻYCA
To trzeci z kolei tomik poetycki Edyty Kulczak. Jakoś ostatnimi czasy straciłem ją z oczu; gdy jeszcze żył Tadeusz Stirmer (1951-2014), przyjaźń z nim Pani Edyty (wspólne spotkania autorskie itp.) jakoś czyniła ją bardziej widoczną. Wtedy dwa kolejne jej tomiki też recenzowałem (ukazały się w roku 2009 i 2014). A potem gdzieś mi zniknęła. Jednak – okazuje się – w swoim Poznaniu jest aktywna. No, moje zaniedbanie, lecz teraz ten nowy tomik przywraca mi tę arcyciekawą autorkę.
Bohaterem tych wierszy jest tajemniczy John. Trudno powiedzieć, czy całkiem fikcyjny, czy jakoś istniejący, ale to mało ważne. Tej „małoważności” nauczył nas Pan Cogito, który być może (choć wątpię) był dalekim alter ego jakiejś żywej postaci. Mniejsza o to – fikcja literacka bywa nie mniej ważna niż literacki realizm. Ale „poezja wyobraźni” jest chyba w obecnej literaturze fundamentalna.
Jednak „poezja wyobraźni” nie kwestionuje realu. Ona go dopełnia. Tkwi po drugiej stronie racjonalizmu. Między innym po to istnieje poezja.
Kim jest tytułowy John? Już na początku tomiku czytamy: John jest wygodny do stwarzania / daje słowa i obrazy wybrane z kilku podobnych / oczekuje tego samego bo ma wyobraźnię / wysyłam mu kartki z baśniowych miast / piszę o pięknych kolorowych domach / oranżeriach powozach o wszystkim / co mi przyjdzie do głowy gdy nie przychodzi sen / piszę o ciele obranym z powłoki gdy nie mogę powstrzymać łez / o gęstej skórce powstałej od szeptu w środku nocy / tysiąc razy powtarzam chcę by zmienić jego ręce usta / w prawdziwe robię go wszędzie / w łóżku w fotelu w samochodzie / nawet przy innej robocie.
Jakiś somnambulizm? Zapewne tak, ale lepsze byłoby zwykłe słowo „marzenie”. Jego totalna wolność stwarza nam alternatywę realu. I o tym w gruncie rzeczy jest ten tomik. Sprawa nie taka prosta, bo opowiedzieć marzenia tak, jak robi to Kulczak, to rzecz niełatwa i niebanalna.
Kolejny, istotny klucz do tej lektury, to wiersz pt. platonizm stwarzanie świata. Oto on: John wygodnie steruje pojęciami / umieszcza je w sferze idei / najważniejsze jest dla niego słowo / piszę bez końca mam ciało i krew / John tuli mnie od miesięcy / z daleka szeptem dotyka głębi / od początku. Tu wręcz otwiera się przestrzeń do minieseiku. Platon twierdził, że idee są niezmienne, zmienne są rzeczy. Tak więc cała filozofia tego tomiku Edyty sprowadza się do tajemnic naszej wyobraźni. Jeśli wyobraźnia istnieje, to istnieje wszystko. A że ona „niedotykalna”, to już inna para kaloszy. Ale „wysławialna” i dzięki temu dzieją się nasze sny, marzenia, konfabulacje. Także poezja. Zmysły tworzą pomysły.
Dlatego – przy takim „substracie”, jaki poetka posiada – rodzi się miłość. To chyba mało freudowska teza, ale kto powiedział, że Freud ma patent na wszystko? Dlatego nie znajdziecie tu klasycznego erotyzmu, sorry.
Ja też, jako bydlęcy okaz maskulinizmu, nad tym ubolewam, ale jednak Edyta mnie uwiodła. Za przeproszeniem: intelektualnie. Owszem, czasami mignie tu jakiś sensualizm, ale cała ta gra toczy się na innym poziomie. Relacje z Johnem są raczej wiwisekcją własnego egzystencjalizmu. Często bardzo przyziemnie i reistycznie wysławiane, jednak opowiadające kłębowisko naszego behavioru. W bardzo piękny sposób i niebanalnie.
Druga część zbioru ma ten sam tytuł, co pierwsza: wysyłam s.o.s. John nadal się tu pojawia, choć rzadziej. Posłuchajcie wiersza pt. wieża: od pewnego czasu nie pozwalam się już Johnowi mnie budzić / dociera tylko surrealistyczny dźwięk słów / gdy mówię o szaleństwie mówi o szaleństwie / jeszcze możemy się porozumieć w pustym miejscu / rozległej ziemi budować wieżowce sięgające chmur / dla rozumienia sensu nas dwojga przydaje się fizyczna wiedza / bardziej niż Bóg / wiara w zagięcie czasoprzestrzeni pod wpływem masy / sił przyciąganie albo w elektromagnetyczną więź elementów / bardziej niż magiczne moce nadziei i modlitwy / wolę być cząstką niż duszą wszystko wydaje się wtedy / mniejsze i krótsze prawie do zwinięcia w garści / wolę tkwić we śnie.
Istne kłębowisko! W tym pogmatwaniu nastrojów, emocji, domysłów jest kruchość i zagubienie w istnieniu. Prośba o sen, a więc ekspiacja. Może jednak kokieteryjna, bo przecież cały tomik jest nieustanną wiwisekcją i speleologią własnego istnienia i przeżywania świata. Mocno przeżywaną, choć daleką od jakiejkolwiek histerii czy patosu. Biedny John narobił rozgardiaszu, ale nie on wszystkiemu winien. Raczej jakaś kosmiczna tajemnica, której jeszcze do końca nie pojęliśmy. Poza tym cóż my? – pyłek wszechświata! Z perspektywy Proksima Centauri Betelgezy / czy nawet Księżyca / nikt na to nie patrzy. I tak docieramy w tym tomiku do kosmogonii. I może wszystko przez tego cholernego Johna?
Tak, to wyjątkowy tomik! Nie znajdujący porównania z żadnym innym choćby dlatego, że jego dykcja jest do żadnych innych niepodobna. Zaś „ideowo” jest to tomik – moim zdaniem – „kosmogoniczny”. A tak niewinnie się zaczynało i biedny John gdzieś tu się pętał w swych sms-ach. Przyziemność, drobiażdżki, emocje, a reszta jak z tą studnią bez dna, w której nocą odbijają się gwiazdy, a dalej jest głębia i nieskończoność.
Pani Edyto: moje chapeau bas!
Edyta Kulczak www.john, Wydawnictwo KONTEKST, Poznań 2017, str. 52
Leszek Żuliński
Przeczytaj też w 'porcie literackim' recenzję zbioru E. Kulczak Kołysze się w tobie huśtawka (2014) autorstwa Agnieszki Kołwzan