Ela Galoch "Reportaż z aukcji", Miejska i Powiatowa Biblioteka Publiczna im. Włodzimierza Pietrzaka w Turku, Turek 2007, str. 130

Категория: port literacki Опубликовано: 04.03.2010 Печать E-mail


Wanda Skalska

W grudniu 2007 roku Eli Galoch przyznano nagrodę główną w Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. Jana Śpiewaka i Anny Kamieńskiej w Świdwinie. Kto nie znał wcześniejszych dwóch zbiorów wierszy poetki, tu może w jednym rzucie ogarnąć jej twórczość.
Blisko setkę utworów rozbiła autorka na osiem działów: „Włamanie do...”, „Miasteczka”, „Przemilczenia”, „Oczyszczenie”, „Autoportret okrutny”, ”Buen camino”, „Jestem tratwą” i „Nie odejdę”. Zwróćmy uwagę na elementy charakterystyczne tych strof – specyficzny klimat oraz na stylistykę.
Gdy o styl i język E. Galoch idzie, dojrzymy jednorodność i konsekwencję. Poetka układa wersy rozlewnie, potoczyście, frazy tu falują – nakładając się na siebie i tocząc dalej. Można dać się porwać temu nurtowi albo nie. Jeśli jednak nurt nas porwie, doświadczymy w tej płynności rozkołysania. To stylistyka rozpoznawalna i chyba w sposób naturalny poetce przypisana.
Gdy skupimy się na klimacie oraz tematyce wierszy E. Galoch – czekają nas przygody. Książka w zasadzie rozłamuje się na dwie części, oczywiście z tym samym podmiotem lirycznym.
Grupa wierszy części pierwszej przytłacza małomiasteczkową atmosferą.  Przez akcentowanie zapyziałości prowincji jest trochę dołująca. Bo ileż można znieść aluzji do tego, co cechuje każdą prowincję? Diagnoza jest trochę banalna, by nie rzec: zużyta. Te wieczne utyskiwania i skargi na to, iż doświadczana rzeczywistość nie spełnia naszych oczekiwań...
I raptem odmiana w części drugiej. Jakby nowy oddech. Widzimy świat inny, z perspektywy podróży. Ta polaryzacja przywraca nam wiarę w możliwość istnienia równowagi elementów pozytywnych i negatywnych. Zyskuje na tym emocjonalność podmiotu lirycznego, pogłębia się też kontekst pozazmysłowy.
Właśnie, zmysły. Zmysły, uczucia, poszukiwanie „drugiej połowy”. To chyba najciekawszy wątek tej książki. Na okładce widzimy fotkę zgubionego (lub porzuconego?) słomkowego kapelusza. Z kwiecistym przybraniem na otoku. Samotny damski kapelusz, leżący na podłożu z gałęzi i mchu... Wymowna kwintesencja tego, co wspomniany wątek zawiera.
Notuje poetka w jednym z utworów: „Dla kobiet z małych miasteczek/ najbardziej dramatycznym momentem jest chwila/ gdy odkrywają że ich życie/ składa się z niezliczonych ilości umierania/ lalki z dzieciństwa tracą głowy i już nie wypada/ pójść na miejscową dyskotekę”. A w tekście pt. „Kobieta i morze”,  odzwierciedlającym smutek i tęsknotę za emocjonalną przystanią, powiada tak:

Po twoim dzisiejszym spojrzeniu – już wiem
że będę z tych kobiet
patrzących ze zdumieniem w morze
niczyja i pusta jak boja pochłaniana przez zachody słońca
(...)
boisz się bardziej niż ja – niedługo dotkniemy brzegu
przy trapie możesz zastać cudzego psa
i zwykłe sprawy

To poezja nieepatująca nowymi rozwiązaniami formalnymi, solidna w swej materii, strawna. I dająca się polubić.



Latarnia Morska 2 (10) 2008