Bartosz Wójcik "Chrystiania. Historie z tamtej strony dobra", Wydawnictwo FORMA, Szczecin 2006, str. 206.
Wanda Skalska
Powieść, ale nie powieść; esej, ale nie esej; dokument, ale nie dokument. Coś ze skrzyżowania tych form. Rzetelnym, by nie rzec powściągliwym językiem napisana książka. Wyrażającym także powściągliwość emocji narratora – powściągliwość, jak zobaczymy, czasem pozorowaną, czasem uciekającą w refleksję o posmaku gorzkim.
Oto młody, inteligentny Polak ląduje w Wiedniu. Lecz mimo braku środków utrzymania nie bardzo chce wracać do kraju. Okoliczności zmuszają go do pracy na czarno. Trafia do katolickiego stowarzyszenia „Christiania”, gdzie spędza przeszło rok. Stowarzyszenie prowadzi dom, którego statutowym celem jest niesienie pomocy, w tym duchowej. Pomoc to jednak interesowna – za pomieszkiwanie tu trzeba płacić, a płatności egzekwowane są rygorystycznie. Z dodatkiem jeszcze innych restrykcji. Wywodzący się z rozmaitych środowisk (tzw. „nizin społecznych”) i różnych narodowości lokatorzy są traktowani przedmiotowo. Okazuje się też wkrótce jak działa hipokryzja zarządzających Christianią.
Jednak przedstawione tu historie (nieraz bolesne i traumatyczne) owych życiowych rozbitków nie mogą poruszyć, gdyż brak im fabularnego i psychologicznego rozpędu. Zresztą inna jest ich rola. Stanowią mozaikowe tło czy też ilustrację dla wiodącej i dającej się uogólnić tezy: zło nieustannie mocuje się z dobrem, zawsze i wszędzie. Nijakość i przeciętność egzystencji wypiera radość marzenia. Za przelotną jasność płacimy mrokiem.
Narrator (o imieniu Bat) usilnie pilnuje narzuconego sobie statusu obserwatora, jak ognia unikając bliższych związków w miejscu pracy. To jego świadomy wybór: być człowiekiem z zewnątrz. Wszak jest przelotnym ptakiem, emigrantem, ledwie świadkiem wydarzeń. To niby nie jego świat, „nie jego broszka”.
Lecz w trakcie lektury z wolna rodzą się pytania o konformizm etyczny, o akceptowalne granice dystansu, o szacunek dla ludzkiej mizerii. Co z empatią? Jakimi ścieżkami dojść można do odkupienia? I kto może być (lub jest) odkupicielem? Gdzie wreszcie podziewają się uczucia wyższe? Zarezerwowane zostały dla egoistycznej, bo wyizolowanej z szarej egzystencji postawą obserwatora, jednostkowej miłości?
Piguły tej prozy toczą się wartko, a my do końca nie wiemy nic o tym, czy nieodkryta (pośrednio sugerowana) tajemnica Bata jest heroizmem, czy też zwykłym rojeniem. Nie wiemy też jakie znaczenie ma widomy w „Chrystianii” autobiografizm.
Wiemy za to komu książkę B. Wójcik dedykował. Znak graficzny ryby (symbolu chrześcijan starszego od krzyża) jednoznacznie mówi, że poświęca ją wszystkim wyznawcom Chrystusa. Czyli można z pewnością rozszerzyć konotacje lekturowe o wątek wiary nakładającej na wiernych obowiązki moralne wynikające z zaleceń i nakazów Biblii. Taki właśnie kontekst daje szczególne światło literackiej ekspiacji w postaci „Christianii”, która – być może trochę wbrew intencji autora – budzi mieszane uczucia.
Jednak gdyby więc o to chodziło, o pozostawienie czytelnika na rozdrożu, autor swój cel osiągnął.
Latarnia Morska 4 (8) 2007 / 1 (9) 2008