Jan Lechowski "Od świtu do miłości", Wydawnictwo ALTA PRESS, Koszalin 2007, str. 44.

Категория: port literacki Опубликовано: 13.02.2010 Печать E-mail


Wanda Skalska

Szczupły objętościowo najnowszy zbiorek kołobrzeskiego poety, liczący trzydzieści sześć utworów, opatrzył autor tytułem „Od świtu do miłości”. W rzeczy samej, strofy ukryte między okładkami grawitują wokół tego, co nazywamy miłością. Co jest miłością, bywa miłością, albo tylko tak nam się wydaje. Dobrą tego zapowiedzią jest udanie zaprojektowana okładka: przedstawiająca dyskretnie wyłaniającą się z półcienia sylwetkę nagiej kobiety.
Jednak w przypadku wierszy Jana Lechowskiego nie tyle o miłości możemy mówić, jako uczuciu wyższym i duchowo złożonym, co o zewnętrznych atrybutach – przede wszystkim o cielesności. W opisach, na ogół skrótowych i uproszczonych, co rusz pojawiają się uda, brzuchy, biodra i sutki. Dominuje erotyzm, eksponowana jest zmysłowość. A rodzajem wprowadzenia w te klimaty jest cytat z Alfreda de Musseta, pełniący rolę motta: „Gdy powiesz kobiecie, że ma najpiękniejsze oczy na świecie zwróci ci uwagę, że ma też całkiem niezłe nogi”.
Pisaniu o takich sprawach, zwłaszcza przy użyciu obrazowania poetyckiego, grozi wiele pułapek. I nie ustrzegł się ich J. Lechowski. Czasem popadając w egzaltację („z uniesieniem wykrzyczała moje imię/ w uszach dzwoniła melodia”), czasem w banalność obrazowania („słoneczna ekstaza”, „koraliki łez”), a czasem ocierając się o śmieszność („patrzyłem na oniemiałe piersi/ zezowały w moją stronę”) lub o mętność (np. „nad głową aureola/ w geście ostatecznego/ rozebrania”). Nie wspominając już o „czarnych płomieniach seksu” i temu podobnych figurach.
To, co mogłoby stanowić siłę tych strof, czyli behawioralne postrzeganie – w odświeżonym podejściu, tu pod względem językowym jest gubione. I trudno powiedzieć na ile to słabość poetyckiego warsztatu, a na ile świadoma decyzja autora.
Najbardziej przekonują do siebie te nieliczne utwory z końca zbioru, bardziej wyciszone, zmetaforyzowane i refleksyjne. Mające w sobie znacznie większy ładunek poetyckości od wcześniejszych obrazków z okolic łóżek i pościeli. Jak ten bez tytułu, który przytaczam w całości:

Przez długie lata przechodziły
pożądania
kiełkowała purpura
wymienialiśmy pełne znaczeń spojrzenia
braliśmy rzeczy takimi jakie były
wszystko opalizowało intensywnością
wyciszaliśmy się na wszystkich stopniach
dalej już tylko firanka
nieosiągalnego światła
zarysowany ślad na szybie
teraz kadr za kadrem
to bliższy
to dalszy

Wydany pod egidą Stowarzyszenia Kołobrzeskich Poetów zbiorek (tom 18 SKP) wsparła ilustracjami Wanda Irena Koźmińska.


Latarnia Morska 4 (8) 2007 / 1 (9) 2008