Aleksander Radłowski "Tango z Harpią. W Krainie Wielkich Oczu", wydanie prywatne 2007, str. 206.

Категория: port literacki Опубликовано: 13.02.2010 Печать E-mail


Wanda Skalska

Ludzie morza mają upodobanie do literatury. Do pisania w ogóle. Tworzą w pocie czoła i majtkowie, i oficerowie. Ale nie wszystkim udaje się osiągnąć poziom choćby kapitanów Krzysztofa Baranowskiego czy  Karola O. Borchardta. Taką próbę podjął kolejny kapitan, z urodzenia kołobrzeżanin, Aleksander Radłowski. Jak podaje nota na okładce „Od 'zawsze' związany z literaturą. Pochodzi z rodziny o korzeniach literackich – brat dziadka ze strony mamy, Ferdynad Kuraś (1871 – 1929) to znany poeta ludowy z Wielowsi, zwany Lirnikiem sandomierskim”.
Powieść A. Radłowskiego należy zaliczyć do kategorii literatury obyczajowej. Czyta się ją chwilami nieźle. Ma jednak tyle samo zalet, co wad. Prawdę mówiąc z przewagą tych ostatnich. I o tym za chwilę. Przedtem parę słów o fabule.
Oto historia stara jak świat. Historia związku kobiety i mężczyzny. W tym przypadku związku chybionego. Mężczyzna (kapitan August) żeni się z kobietą (Walerią). Długie lata nie mogą doczekać się dziecka. On w międzyczasie dużo pływa, ona kształci się, potem wybiera ścieżkę aktywności politycznej. Gdy wreszcie dziecko przychodzi na świat, ich małżeństwo – najpierw z wolna, potem coraz szybciej – zaczyna się sypać. Ona romansuje, „dojąc” z męża gotówkę, on miota się, grzęznąc w alkoholowej pułapce. Trwa wojna podjazdowa obojga. Niemal wszystkie chwyty dozwolone – August przeciera oczy ze zdumienia odkrywając jej korespondencję internetową z kochankiem, Waleria podtruwa go pochodną anticolu. Dochodzi do długiego i bolesnego rozwodu. Ale jest i happy end. Przynajmniej dla Augusta. Poznaje inną Walerię, wraca do niego (uciekający od niedobrej matki) syn. Tyle fabuła w telegraficznym skrócie.
Teraz wady i zalety.
Wad jest kilka. Autor nie do końca panuje nad językiem – momentami jest drewniany, sztuczny. Składnia zdań też pozostawia wiele do życzenia. Natomiast gdy idzie o budowę powieści, zbędne są wtręty eseistyczno-informacyjne (o historii żeglugi, innych kultur itp.). Nic nie wnoszą do ciągu opowiadanej historii, oprócz powszechnie dostępnej wiedzy encyklopedycznej.
Razić też może część czytelników nieprawda psychologiczna głównych postaci. Bardzo emocjonalnie piszący autor (alter ego Augusta, jak wynika z lektury) pozytywnie eksponuje postać głównego bohatera, niemal w czambuł potępiając „drugą połowę” - tytułową Harpię. I właśnie przez to stawianie się Augusta w roli niewinnej ofiary postać ta wydaje się nadto papierowa.
Natomiast bardzo dużą zaletą tej powieści są opisy. Zwłaszcza opisy tyczące życia na morzu i morskich żywiołów. Przez plastyczność tych obrazów z miejsca widzi się i czuje moc nieznanej szczurom lądowym stref.
Należy też zauważyć zmysł konstrukcyjny A. Radłowskiego. Jednak nieźle sobie radzi ze stopniowaniem napięcia i dawkowania kolejnych odsłon małżeńskiego dramatu.
Typowa średniej jakości produkcja literacka klasy B. Spłukana następnymi, nie pozostawi w czytelniku żadnego śladu.


Latarnia Morska 4 (8) 2007 / 1 (9) 2008