Kazimierz Kijanka „Pisane na podorędziu”, OFFSET Kołobrzeg, Kołobrzeg 2006, str. 108

Kategoria: port literacki Opublikowano: niedziela, 07 marzec 2010 Drukuj E-mail


Wanda Skalska

Chyba podziwiać należy dobre samopoczucie niektórych piszących. A bez wątpienia dobre samopoczucie Kazimierza Kijanki. Opublikował bowiem rzecz, którą nie sposób uznać za książeczkę  - mimo zewnętrznych znamion wydawnictwa zwartego (forma druku, okładka, ISBN). I to z dwóch powodów.
Po pierwsze – położona jest edytorsko i redakcyjnie. Brakuje roku wydania, spisu treści, nie ma zapowiadanego na stronie technicznej wstępu, roi się od tzw. literówek, błędów składniowych, a nawet ortograficznych. Zaś kilkustronicowa notka biograficzna grzeszy narcyzmem. W ordynku pomieszczono tam wszelkie możliwe tytuły i zasługi autora: od faktu, że jest doktorantem Wojskowego Instytutu Stomatologii w Warszawie (za temat badań obrał choroby stawów skroniowo-żuchwowych u bokserów), przez laury w licznych konkursach poetyckich, obecność w almanachach, wydawnictwa indywidualne, po spis podziękowań między innymi od pięciu marszałków Sejmu III RP, prezydentów Niemiec, Czech i Litwy, Jerzego Urbana, Jana Pawła II oraz Benedykta XVI.
Po drugie – niepokoi niska jakość artystyczna wierszy. A zapowiedzią niepokoju jest już sam dziwaczny językowo tytuł zbioru: „Pisane na podorędziu”.
Blisko setkę wierszowanych tekstów podzielił autor na pięć wyodrębnionych części: „Pielgrzymki do Miejsc Świętych”, „Kobiety Moje”, „Przyjaciołom”, „Życie moje” i „Takie sobie pisanie”. Natomiast każdy tekst skrupulatnie opatrzono datą i miejscem powstania. Dzięki temu dowiadujemy się przy okazji, że K. Kijanka odwiedził między innymi Świętą Lipkę, Wilno, Hanover, Dortmund, Tuluzę, Paryż, Lourdes, La Corunę, Barcelonę, Avinion i co tam jeszcze.
Świadomie użyłam określenia „wierszowane teksty”, gdyż na ogół niewiele mają wspólnego z poezją jako taką. To raczej schodkami ułożone, czasem zrymowane zapiski. O czym one są? Wyjaśnia autor w utworze „Za miłość”: około północy/ kiedy Jadziunia zachrapie/ zasiadam w kuchni/ przy stole/ za uchem się podrapię/ otwieram ten zeszyt/ biorę ulubionego parkera/ i piszę piszę o tym/ co mi w życiu doskwiera.
I rzeczywiście pisze autor. O modlitwie pod palmami, o pływaniu w Morzu Śródziemnym, o kobietach życia, o Cudzie nad Wisłą, o futrach kotków, o wyrywaniu zębów, a też o poetach (poeci którzy/ piszą nieludzko/ odchodzą/ bo pisząc/ tylko smucą).

Być może autor będzie żywił żal za powyższy opis. Wtedy zadam pytanie: po co sam pcha się na widelec?
Czy wszystko, co naskrobiemy piórem (lub wystukamy na klawiaturze komputera), musi zaraz być ogłaszane publicznie? Nie wystarczy czasem poczytać u cioci na imieninach?



Latarnia Morska 2 (6) 2007