„Cmentarne miśki rozumieją czas” Piotra Prokopiaka

Kategoria: port literacki Opublikowano: niedziela, 16 lipiec 2017 Leszek Żuliński Drukuj E-mail

Leszek Żuliński

VANITAS VANITATUM

Ten szósty już z kolei zbiór wierszy Piotra Prokopiaka jest być może najlepszym i najważniejszym tomikiem tego autora – i to nieporównywalnym do wszystkiego, co czytałem przez minione lata. Mroczny, przygnębiający, wydobyty ze strasznego i ponurego czasu.
W Bornem Sulinowie (gdzie Prokopiak mieszka) jest – jak pisze autor w didaskalium – jeden z najbardziej tajemniczych cmentarzy w Polsce. Tu spoczywają sowieccy żołnierze i cywile, którzy… nie polegli na żadnej wojnie. Ma połowę pochówków o nieznanych nazwiskach. Na dodatek po roku 1970 chowano na nim wyłącznie dzieci… Według okolicznych mieszkańców jest to miejsce nawiedzone. Podobno nocami można tam usłyszeć płacz dzieci.
Pierwszy „cios w klatę” dostajemy już na samym początku zbioru: Mój brat ani razu nie spojrzał. Myślałem, że mnie / nie chce. Kiedy go wyciągali z mamy, był cichy, jakby / zachłysnął się światem. Wujek Gierek sypał cukierki / już z mniejszym zapałem, ale oddałbym mu i te, / oddałbym nawet kupioną spod lady / futbolówkę, byle tylko zechciał za nią pobiec.

Tak to wszystko się zaczyna… Najpierw groby dzieci, czyli las martwych zabawek. Bo tam do dzisiaj możecie zobaczyć dawny zwyczaj: na grobach dzieci stawiano zabawki. Głównie misie. Stoją lub siedzą tam one poczernione kurzem czasu, molestowane deszczami… One jakby też umarły.
Tamten cmentarz, który zresztą przed ilomaś laty „zwiedzałem”, jest – przepraszam za słowo – nieszablonowy. Gdzieś tu czas i historia pokryły się szczególną patyną nierzeczywistości. Ale chodząc pomiędzy grobami rekonstruujemy sobie rzeczywistość… Po niej zostało spustoszenie o smaku nihilistycznym. Do dupy z takim życiem, z taką historia, z takim biegiem ludzkich losów.

Wbrew pierwszym mniemaniom ten tomik nie jest nieustannym opisywaniem tamtej zmurszałej nekropolii. Dosyć szybko Prokopiak wprowadza nas w „stan obecny”. Przejmujący jest wiersz pt. Ostatnie pożegnanie, dedykowane trójce dzieciom poety. Coś w rodzaju podsumowania własnego żywota, własnej niezgody, własnej niepewności. Oto wyrwany z kontekstu fragment: błądziłem bezdomnymi ulicami zaglądając do okien / świata, z którym nie chciałem mieć nic zbieżnego, a któremu / tak zazdrościłem. Za mało czasu, za późno. Na wyrodnych drogach przypadku / byłem posłusznym skautem. Trudno w odłączeniu / przemierzać ciemne lasy, wyszarpywać pazurami urobek samouctwa, / śnić niespokojne koncepcje, nie pasujące do żadnych kodeksów „świętych / i sprawiedliwych” społeczności. I tylko kurz pod stopami wie / ile się nałykałem rozpaczy.
To słowa przejmujące, acz nie histeryczne. To poniekąd wyznanie klęski. Łacinnicy mówią: vanitas vanitatum et omnia vanitas. W takiej aurze Prokopiak żyje od lat. Nihilizmu i „marności” nie wywołuje jak wilka z lasu, ale to one jak rzep się do niego przyczepiają.

Bywają w tych wierszach „momenty” mniej traumatyczne, ale jakby poeta nie kombinował, to zawsze zjeżdża w owe vanitas. Znowu fragmencik: dopóki się da / piję rosę z dzwonków konwalii / mieniących się jak pejzaż / oglądany przez szkiełko / zakopane w dzieciństwie / trzeba przerwać / wypełnić dziś i jutro / potem (być może) / wywiesić białą flagę / i przeliczyć schody / do podziemia. No!, sami widzicie: sielsko się zaczyna, a hadesem się kończy. Poniekąd jest w tym pewien racjonalizm, bowiem Prokopiak jest wyczulony na raj dzieciństwa, który – jak ewoluuje – to sami wiecie.

A teraz zobaczcie jak wygląda erotyk a la Prokopiak. Oto wiersz pt. Pocztówka do Violi: przywróciłaś mnie światu / już nie chodzę bocznymi ulicami / z workiem nabrzmiałym od przeszłości / nie nawykłem do nadziei / na jej terenie czuję się jak imigrant dlatego / patrzę w ciebie i karmię się / każdym posłanym mi rozczuleniem / czasem pod sercem / uwiera jeszcze zadra starego kraju / a dawne wiersze czytam / jak listy proskrypcyjne / wtedy opatulam cię oddaniem / wdycham aromat twojej całuśności / i sam nie wierzę / że uwierzyłem.

Bardzo znaczącym wierszem w tym zbiorze jest także Przystanek 89 (uwaga! cyfra nie przypadkowa!). To wiersz, który „brzmi politycznie”. Przypomniały mi się czasy „mówienia wprost” i kontestacji poetyckiej. Może poetyka co nieco się zmieniła. Ale znajdujemy tu zamienianie „głodowych pensji na drobne minuty”, kłamstwa o „kosztach produkcji” i „wzroście gospodarczym” oraz „kontach oligarchów”. Itd., itp. – jakby stare wracało. Znowu jesteśmy oszukiwani i zawiedzeni. Innymi słowy Prokopiak potrafił oderwać się od własnego ego i spojrzeć na rzeczywistość obecnego czasu.
No więc – zapytacie – gdzie się podziały te grobowe miśki? Otóż one nie zrobiły zamachu na cały tomik, tylko przypomniały dawny, ponury czas. Może Prokopiakowi chodziło o miejsce ostateczne i docelowe? Załóżmy że tak. Bo wszystko tak się kończy, czy jesteśmy eudajmonistami czy fatalistami…
*
Dodam jeszcze, że tomik wypełniony jest zdjęciami tamtych grobów. Ponurych, zarośniętych, z których patrzą na nas z dziecięcych grobów pluszowe miśki „sfatygowane” (jak wspomniałem) latami, zimami, deszczami… Martwa natura historii i ponurego czasu! I wiersze ponuro patrzące w jakąkolwiek przyszłość. Wiersze o losie, po którym niczego dobrego się nie spodziewajcie.

Piotr Prokopiak „Cmentarne miśki rozumieją czas”, Wydawnictwo KryWaj Krystyna Wajda, Koszalin 2017, str. 48

Leszek Żuliński