„nie goń mnie Alufufu” Zofii Sofim Mikuły
Leszek Żuliński
REKONSTRUKCJA EMOCJI
Przyznajcie: Alufufu to ładne imię. Intrygujące. Zosia Mikuła powołała je do życia już sporo czasu wcześniej (chyba w „porozsypywanych” tekstach, które być może i tu się znalazły). A może jeszcze w latach dzieciństwa Alufufu zaistniał, co najbardziej prawdopodobne. Może plątał się gdzieś po podwórku i fikcyjnie nie trzeba było go wymyślać? Bo w jednym z wierszy Mikuła pisze: wychodziłyśmy na podwórko / w jednej bramie stał Alufufu. W wierszu sąsiednim: Alufufu skrył się w bramie / tamtego dnia stał obok słupa / kiedy Leonka leciała przez dwa piętra za matką.
Myślę sobie: wielu z nas w dzieciństwie widziało jakichś dziwaków, obdartusów, tajemniczych, milczących kloszardów. Potem oni mniej lub bardziej onirycznie tłuką się w naszych głowach.
Za murem mojego domu mieszkała Frau Lotta (opisałem to w tomiku Suche łany) – tajemnicza, samotna, wyobcowana Niemka, której dokuczaliśmy, ale która do dzisiaj śni mi się po nocach. A więc nosimy w sobie jakieś nie rozstrzygnięte zagadki, wloką się za nami jakieś cienie, które nas meczą latami. Zagadki, których nigdy nie rozwiążemy.
Tacy tajemniczy, oniryczni bohaterowie cudownie personalizują cykliczne wiersze. Przypomnijcie sobie chociażby Pana Cogito. Jednak Alufufu to nieco inna postać, mniej filozoficzna, za to ezoteryczna i raczej nieokreślona. A jednak goni Zosię po dzień dzisiejszy, co już wynika z tytułu, jaki nadała temu tomikowi.
Cały ten tomik tonie jakby w aurze pogoni za czasem utraconym. To bardzo piękne wiersze: wspominkowe, nostalgiczne, rekonstruujące aurę wielu gorących przeżyć.
Najmocniej chyba jednak rzuca się w oczy w tych wierszach nuta miłosna. Zosia to kotka rozgrzana (proszę powściągnąć domniemania: to tylko mój domysł). Nuta zawieszona w aurze subtelności i nostalgii.
Ale zacznijmy od reminiscencji dzieciństwa. Oto wiersz (już w fragmenciku zacytowany na początku tej recenzyjki) pt. kto skradł nam wózek dla lalek: u wandzi bajki błądziły po ścianie. / a Adamem bawiłyśmy się / całą armią. / krzyś włączał elektryczną kolejkę / pędziła wkoło i wkoło / dopóki wagonik nie wypadł z szyn. / krzysiek miał wszystkie zabawki / a ela pianino./ ela grała. / my wdrapywaliśmy się na pianino / z pianina na szafę / z szafy na piec. / a potem skakałyśmy / z pieca na szafę / z szafy na łóżko. // wracali rodzice. / Ela znowu grała. / wychodziłyśmy na podwórko / w bramie stał Alufufu.
Zauważcie: czysty realizm wspominkowy. Chyba zero „poetyckości”. Ale ona jest. Ją poczujemy, gdy sami przypomnimy sobie nasze błahe scenki z dzieciństwa. One, pozbierane jak ziarnko do ziarnka, budują jeszcze po latach mitologię naszego dzieciństwa. Już nie pamiętam, który harcownik wymyślił to cudne zdanko: Któż z nas nie był dzieckiem, chyba każdy! To „chyba” jest tu ważne, bo w dzieciństwie zaczyna kiełkować tezaurus naszej dorosłości. Freudowskie sub-ego gdzieś tam się w nas kołacze. A ta dziecięca nostalgiczność cudnie prowadzi w następny etap – etap dorastania. Jednak osobliwy i w dużej mierze kluczowy dla tego tomiku jest tytuł jednego z wierszy: dziewczyny z ósmej b wciąż wiszą na trzepaku. To „niewyrastanie” z dzieciństwa jest czułą tęsknotą, obsesją utraconego czasu, melancholią wieku dojrzałego. I ta nuta tworzy tu patchwork egzystencjalny i sentymentalny (dalece nie przesentymentalizowany), w którego imaginarium Mikuła teraz się odnajduje. O starszych panach mówi się chłopaki nie płaczą, Zosia zaś znalazła bardzo piękny i wyważony wyraz nostalgii.
No a teraz proszę się „nastroić miłośnie”. Oto wiersz pt. nie mam tytułu do tego wiersza: kiedy czytam twoje listy podpinam włosy. zawsze / wyjmowałeś z nich spinkę i patrzyłeś jak opadają na plecy. / kto dziś pisze listy? kto je związuje kokardami? // coraz większa odporność na alkohol nie pozwala zgubić / wszystkich rozwiązanych wstążek. mówiłeś że to nie miłość / że piszesz te sentymentalne bzdury by ćwiczyć by ćwiczyć biegłość wypowiedzi / a potem całowałeś kartkę i wkładałeś list do koperty. // czuję wilgoć twoich warg. brandy rozgrzewa. // kieliszek mieści się w dłoniach tak jak twoje jądra. / mężczyzna to prosty mechanizm. Znowu czytałam bukowskiego / ile jego kurew mógłbyś przysposobić tęskniąc za uczciwą kobietą // dlaczego wyjmujesz spinkę z moich włosów? Hm, ten wiersz szczególnie mnie poruszył i zaintrygował. Tkwi w nim jakieś opanowanie czułości, ale ona tu przecież jest bohaterką. Relacja obojga bohaterów tego wiersza jest nieprzerysowana, ale czujemy też, że istotna. „Zabawa włosami” mówi o wszystkim. Norwid w wierszu pt. Czułość napisał: …plecionka długa z włosów blond, / Na której wdowiec nosić zwykł / Zegarek srebrny… Za dalekich porównań z tych obu wierszy nie wyciągam, ale zwracam uwagę, jak Zosia za pomocą drobnego szczególiku umie opowiedzieć relację dwojga ludzi – poruszającą.
Czytałem te wiersze lekko, ale i z trudem. Są komunikatywne, lecz trzeba się w nie wmyślać. Po drodze wpadamy w liryczne klimaty, ale też w różne ponurości, niesytości, niepewności. Coś się tam kłębi. Co? Ano próba odnalezienia czasu utraconego i poskładania oderwanych obrazów, wspomnień, wzruszeń, detali. Jak głosi tytuł książki, Alufufu Zofię Mikułę pogonił. I dobrze jej tak – tym tomikiem wypływa ona na szersze wody niż dotychczas.
Na koniec drobna ciekawostka pro domo sua. Znajduję tu wiersz pt. mandarynki to chiński talizman. Dobry, gęsty, a w nim taka fraza: …noc w hotelu felix jest z zasady łatwopalna / to o niej pisał niejaki l.ż… No i widzicie: w końcu dzięki Zosi trafiłem do literatury. A wy, jeśli uważnie wczytacie się ten tomik, podzielicie – mam nadzieję – moją o nim opinię.
Zofia Sofim Mikuła: „nie goń mnie Alafufu”, Wydawnictwo Mamiko, Nowa Ruda 2017, str. 50
Leszek Żuliński