Wacław Mejbaum „Opus Nigrum”, Zaułek Wydawniczy POMYŁKA, Szczecin 2017, str. 344
Leszek Żuliński
FILOZOF STĄPAJĄCY PO ZIEMI
Cezary Sikorski i jego oficyna Zaułek Wydawniczy „Pomyłka” wkroczyli na rynek książki w 2009 roku. Był to start spektakularny, bowiem książki „Zaułka” wyróżniały się edytorskim standardem. No i w sumie lista autorów okazała się zacna. W roku 2014 ruszyła seria książek eseistycznych, także historycznych pn. „Esej, Słowo, Rozmowa” zainaugurowana rozmową z Arturem D. Liskowackim (którą prowadzili Jerzy Borowczyk i Michał Larek), następnie były: „Rozmowa” (Cezarego Sikorskiego i mojej skromnej osoby), „Listy z oflagu” Witolda Wirpszy oraz „Wykrywacz prawdy” (rozmowa Darka Foksa z Bohdanem Zadurą).
I oto ukazała się piąta książka w tym cyklu: „Opus Nigrum” prof. Wacława Mejbauma (1933-2002). Przypomnijmy, kto zacz: Filozof, wieloletni dyrektor Instytutu Filozofii Uniwersytetu Szczecińskiego. Studia filozoficzne podjął na Uniwersytecie Warszawskim. Studiował również fizykę na Uniwersytecie Wrocławskim. Stopień doktora filozofii uzyskał w 1965 roku na Uniwersytecie Wrocławskim, a habilitację uzyskał na Uniwersytecie Jagiellońskim. Od 1985 roku pracował na Uniwersytecie Szczecińskim. W 1994 roku uzyskał stopień profesora zwyczajnego. W polu zainteresowań Mejbauma leżały zagadnienia epistemologii, filozofii języka, marksizmu, metaetyki i metodologii nauk. Jest autorem i współautorem około 300 publikacji w zakresie filozofii i literatury, w tym bajek.
Biegną lata… I oto uczeń i asystent Profesora, doktor filozofii Cezary Sikorski, ocala od zapomnienia mądrą i piękną postać. Myślę, że ona – ta książka – szczególnie leżała Sikorskiemu na sercu, bowiem Cezary był w czasach swej pracy akademickiej mocno z Profesorem związany. Książki nie trzeba było składać z rozsypanej spuścizny, bowiem autor zostawił maszynopis, który za jego życia nie został wydany. Piękny gest ucznia wobec Mistrza, ale też bezcenne „ocalenie od zapomnienia”.
Przytaczam szerszą notę Sikorskiego na temat Mejbauma: System Mejbauma nigdy nie przyjął formy systemowej. Przez swoją transgraniczność i transgresyjność czasami był nieco chaotyczny. Korzystał nie tylko z wykładu i perswazji, ale także z siły skrótu myślowego i prowokacji. Bo czyż nie jest prowokacją propozycja, aby postęp kultury socjalistycznej mierzyć tempem wchłaniania filozoficznych odkryć Heideggera? Jaką miarą mierzyć twierdzenie, iż „Leninowska koncepcja partii stanowi konkretyzację Heglowskiej koncepcji członu pośredniczącego między rozumem ogólnym a jednostkowym, i że jest to pierwszy w historii wypadek, kiedy Heglowska idea pojednania opuściła dziedzinę mitu i znalazła swoje – częściowo choćby urzeczywistnienie. Bez wątpienia są to teoretyczne prowokacje, od których aż skrzy się dzieło Mejbauma. Ci, którzy pamiętają ostatnie lata „realnego socjalizmu”, wiedzą, że miały one smak owocu z drzewa skrytego w cieniu wiedzy zapomnianej i nieco tajemnej. Tak, Mejbaum poruszał się wówczas po „ciemnej stronie mocy”. Przywoływał koncepcje przeczące oczywistościom Światłości i Prawdy…
Zatem już z grubsza zaczynasz orientować się, Czytelniku, w jakich czasach przyszło Mejbaumowi być filozofem. Tak zwane „ukąszenie Heglowskie” porażało opony mózgowe, jednak wielu zacnym postaciom udawało się „kluczyć” w tym gąszczu ortodoksji; także język ezopowy ułatwiał ocalać rozum i prawdę. A potem szybko „wrócić do pionu”.
Tak czy owak znajdujemy tu takie rozdziały, jak: „Problem kultury socjalistycznej” czy „Marksizm, marksizm… I co dalej?”. Taaak, już gdy mieliśmy za sobą słusznie minioną epokę, to jeszcze musieliśmy po niej sprzątać swoje głowy i porządkować szuflady. Narzędzie dystansu było tu bezcenne.
O czym pisał Mejbaum? Mamy tu 16 rozdzialików – niezależnych od siebie. Silva rerum, ale bynajmniej nie chaotyczna. Już same tytuły zachęcają do lektury, m.in.: „Rzecz o ironii w literaturze”, „Absurd filozofii”, „Złudzenia racjonalistów”, „Bycie wolnym – bycie z zewnątrz?”… Mejbaum nie „filozofował w obłokach”, stąpał po ziemi. Nie wiem, czy istnieje pojecie „filozofii utylitarnej”, ale zgódźmy się, że ona nie powinna być czystym wymysłem.
We wspomnianym wyżej eseju „Bycie wolnym – bycie z zewnątrz? filozof zaczyna od tego, że zrozumienie konieczności jest niezbędnym warunkiem wolności. Zauważcie, że nie ma w tym stwierdzeniu żadnego wishful thinking tylko realizm i racjonalizm. Świadomość ograniczeń i determinacji. Do tego niezbędny jest „półdystans” – on podtrzymuje równowagę rozumowania. Przypomina Mejbaum piękne zdanie Rimbauda: Ja to ktoś inny (warto je zapamiętać!). A to z kolei wymaga samowiedzy i panowania nad sobą. Oraz trudnej sztuki dystansu wobec siebie i wobec drugiego człowieka. No więc wolność powinna być „monitorowana” przez poczucie odpowiedzialności i wyrzeczenie się „genu dominacji”. Gdzieś nad tym wszystkim powinna kręcić się busola moralności, która naprowadza nas ku temu, co słuszne i dobre.
W ogromnym skrócie „streściłem” powyżej jeden z rozdziałów tej książki, ale pokazujący jak bardzo filozofowanie Mejbauma było nieabstrakcyjne i trzymało się blisko ziemi. W wielu esejach tak tu się dzieje. Problem w tym, że filozofowie piszą książki dla filozofów. Tzw. przeciętny czytelnik nie jest w stanie przebić się przez język filozofowania, przez gąszcz terminologii itd. Dużo przez to tracimy, chociaż to nasza wina. Wacław Mejbaum i tak jest w miarę komunikatywny i potrafi swoje rozumowanie zrymować z konkretnością. Skorelować z miotaniną naszego zakichanego życia…
Przebijałem się przez tę książkę z potem na czole. Ale było warto!
Wacław Mejbaum „Opus Nigrum”, Zaułek Wydawniczy POMYŁKA, Szczecin 2017, str. 344
Leszek Żuliński