Hanna Dikta „We troje”, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2016, str. 302

Kategoria: port literacki Utworzono: piątek, 11 marzec 2016 Opublikowano: piątek, 11 marzec 2016 Drukuj E-mail


Leszek Żuliński

ROMANS! ALE JAKI!

Hanna Dikta to znane nazwisko, choć przecież jeszcze „na dorobku”. Zanim wydała debiutancki tomik wierszy (Stop klatka, 2012), już była znana jako triumfatorka wielu konkursów poetyckich, publikowała swoje wiersze w prestiżowej prasie literackiej, no i teraz porwała się na prozę. Wszystko pod dobrą marką. Wspomniany wyżej tomik ukazał się w gnieźnieńskich „Zeszytach Poetyckich”, a ta nowa książka w znanym wydawnictwie Zysk i S-ka. Zysk i S-ka to oficyna znana z „komercyjnej produkcji”, więc trochę ręka mi zadrżała, co też przyjdzie mi czytać. Spieszę was uspokoić, że lektury nie żałuję.

Pora przejść do rzeczy… Wszystko zaczyna się od nuty „we dwie”. Agata i Joasia to siostry. Powidoki dawnych lat, młodzieńcze wspomnienia… Ale to właśnie przed laty. Teraz Agata jedzie przez całą Polskę, z północy na południe, bo Joasia poważnie się rozchorowała. Agata jest zdezorientowana i roztrzęsiona. Obciążona na dodatek traumą po śmierci matki. Zatrzymuje się w domu szwagra, Piotra; odwiedzają w szpitalu Joannę, raz, drugi… Ale perturbacje z chorą siostrą mnożą się po jej wyjściu ze szpitala. Agata wraca do swojego domu i męża na północ Polski, lecz ze szwagrem Piotrem pozostaje w kontaktach. Bardzo, bardzo ciepłych. I teraz już domyślcie się sami, dlaczego tytuł książki brzmi: We troje. Siostra i mąż Joanny mają się „ku sobie”. On zdradza żonę, ona zdradza męża, a i relacje między siostrami robią się poplątane. No ale nie oburzajcie się – w tych sprawach ludzkość przerabia od wieków rozmaite warianty. Zdarzają się bowiem związki i inklinacje, które się purystom nie śniły.

Ale, ale… Ale tu muszę wyjaśnić, że inklinacja nie została (niemal do końca książki) skonsumowana. Jak na razie ten trójkąt pozostawał li tylko w fazie emocjonalnej, a libido nie zostało nasycone. Za to zaczęła szamotać się zazdrość, bo Piotr, mąż Agaty, wykrył „zdradę mentalną”. Na tym etapie do końca powieści pozostaje jeszcze sto stron i dalszego toku nie będę wam zdradzał…

Czytadło? Tak czytadło! Nie ukrywam, że po przeczytaniu tej książki stawiam Dostojewskiego lub Manna ponad prozą Dikty. Jednak nie dam na tę książkę złego słowa powiedzieć. Literatura popularna, obyczajowa, beletrystyczna też ma swoje rankingi i swoich mistrzów. Dikta weszła w ten „sektor” zgrabnie, z werwą i talentem. Cała ta fabuła mogła się zdarzyć naprawdę. Trzyma się ona mocno kilku spraw życiowych, tok akcji jest pełen pomysłowych perturbacji, jednak z tzw. „drugim dnem”. Bo ta książka o zawiłych meandrach miłości jest książką cudownie mądrą. Głęboko wmyślającą się w ludzkie marzenia, wapory, meandry, rozterki, nadzieje i „piękne klęski”.

I jeszcze jeden szczególik… W którymś miejscu pada cytat ze znanej piosenki Osieckiej: …a wariatka jeszcze tańczy… Mniej więcej ta temperatura gdzieś się tu błąka. A nasze klęski życiowe i zawody miłosne są – tak to czytajcie – bardzo w tej książce mądre, czułe, emanujące serdecznością.

W prozie podstawowym kluczem do sukcesu jest dar narracji. Dikta go posiada. Fabułę „napakowała” szczegółami, wszystkie zdarzenia umiała urealnić i uwiarygodnić. Oraz otoczyć stosowną aurą. Może nie wszystko jest tu fikcją, może autorka pozbierała pomysły z własnego doświadczenia, otoczenia, z opowiadań ludzkich? To już jej tajemnica. Najważniejsze jest „doświadczenie losu”, które wciąga nas w tę fabułę. Poetyka „czytadła” odniosła tu swój sukces. Poetyka romansu nie wpadła w swoje zwyczajowe pułapki. A o to w tych gatunkach niełatwo.

Debiut prozatorski Dikty uważam za udany. Przede wszystkim napisany jest bardzo dobrym językiem. Swobodnym, bogatym i znakomicie „rymującym się” z sytuacjami fabularnymi, życiowymi, psychologicznymi, emocjonalnymi. Samo życie! Ale opowiedziane w stosownej aurze, którą autorka wyszukiwała zapewne i w wyobraźni, i w realu. I w wiarygodnych szczegółach. Podziwiam. Sam tylko raz, przed laty, próbowałem napisać powieść i wszystko skończyło mi się na piętnastej stronie. To był czysty zysk (bez spółki) – dowiedziałem się, że prozaikiem nie zostanę. Dikta zapewne teraz dowidziała się, że została prozatorką. Modlę się tylko, żeby nie porzuciła poezji – na tej niwie też narobiła nam apetytu. No to umówmy się, Haniu, tak: raz na dwa lata wydajesz książkę prozatorską, a raz poetycką. My, czytelnik, bylibyśmy usatysfakcjonowani…

Hanna Dikta „We troje”, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2016, str. 302

Leszek Żuliński

 

Przeczytaj też opowiadania i wiersze H. Dikty na naszym portalu – odpowiednio w działach „proza” i „poezja”, a także recenzję jej debiutanckiego zbioru wierszy Stop-klatka (2012) – autorstwa Wandy Skalskiej