Anna Krasuska „Ona i ja”, Wydawnictwo Naukowe ŚLĄSK, Katowice 2015, str. 64

Kategoria: port literacki Utworzono: poniedziałek, 03 sierpień 2015 Opublikowano: poniedziałek, 03 sierpień 2015 Drukuj E-mail


Anna Łozowska-Patynowska

W ZAWIŁYM PROCESIE CZYTANIA CZŁOWIEKA

Tom poetycki Ona i ja przyjmuje założenie sobowtórowości, ukazania siebie jako ja i nie-ja jednocześnie. Krasuską czytać powinniśmy zatem w kilku kierunkach, po pierwsze, jako opowieść autoteliczną, po drugie, jako tekst autobiograficzny („Ona,/ nieprzeczytana książka (…)/ pogrzebana pod literą K”), i po trzecie, jako historię kreacji fikcyjnej postaci. Te różne drogi lektury wymuszają jednak wzajemne ich przenikanie.
Na przykład w „Spotkaniu po latach” możemy interpretować życie bohaterki jako częściowo nieprawdziwe, a chwilami spójne z rzeczywistością samej autorki, która w wierszu „Pisanie” daje nam wskazówki do śledzenia jej śladów, tych resztek przekonań i sądów, które zostały ukryte w samej bohaterce. Zbiór jest więc integralnym, koherentnym związkiem międzytekstowych relacji, co więcej nawet koneksji intertekstualnych, ponieważ tekst Krasuskiej w wielu miejscach przypomina wędrówkę ‘Pana Cogito’.

Krasuska sięga do odwołań kulturowych, ukazując korespondencję z innymi dziedzinami sztuki, jak z teatrem czy malarstwem. Szereg tych odwołań nie jest przypadkowy. Wyznacza nam bowiem trasę objaśnienia sensu ludzkiego życia, które jest niezwykle złożone. W wierszu Krasuska pragnie przekonać czytelnika, by wyruszył w podróż intertekstualną. Daje ku temu pretekst, odwołując się do Stanisława Wyspiańskiego i jego koncepcji literackiej, w której pryzmat wiedzie nie odwzorowanie rzeczywistości, lecz wyobraźnia artystyczna. Krasuska porównuje teatr do obecnego świata („siedem miliardów aktorów”), ale ten świat wymyka się z rąk samemu reżyserowi, obojętnie jak go nazwiemy, czy Absolutem czy też Fatum, a  może samym człowiekiem, do tego stopnia, że przerasta nawet samego reżysera.

Potęga kreacji przesiąkła świat, opętała go, przygniotła, zburzyła formę. Odniesienia do wielu utworów Szekspira, m.in. Hamleta, Makbeta, Jak wam się podoba? nie są niespodzianką. Odzwierciedlenie znajduje to w podobnej kreacji przestrzeni w utworach Krasuskiej. Na przykład w utworze „Teatr mój widzę ogromny” świat jednocześnie przyspieszył i zwolnił w swoim rozwoju, nieznane są kierunki jego istnienia, ani nawet jego późniejszy los. Żyjemy w chaosie, w przestrzeni amalgamatycznej przypadków, nic nie może się zdarzyć i może zdarzyć się wszystko. Niczego nie jesteśmy w stanie przewidzieć, o czym świadczy fragment: „nie taki był pierwotny scenariusz/ obecnego by nawet Szekspir nie przewidział”.

Relacja ona-ja to najważniejsze zagadnienie w zbiorze Anny Krasuskiej. Wiersz otwierający ten zbiór poetycki pt. „Pisanie” ukazuje metamorfozę bohaterki. Ego podmiotu zostaje zastąpione przez osobę z zewnątrz. Jest to problem inności-obcości, w który podświadomie wpisuje się każdy człowiek. Rozbieranie i ubieranie to proces „podmieniania” siebie, stawania się kimś innym.  W tekście dostrzec mnożna głęboką tego przyczynę. Przemiana osoby wynika z chęci odrzucenia wspomnień i przeszłych doświadczeń, które stanowią pewnego rodzaju nadmiar znaczeniowy. Przesyt emocji znacznie ją obciąża do tego stopnia, że bohaterka musi zacząć z siebie wyrzucać przerost reminiscencji, niczym zbędny balast. Zastanawiający jest tylko cel całkowitego obnażenia: „Zdejmowała przyciasną skórę,/ odbicie w krzywych lustrach”. Świat konsumpcji zmusza nas niekiedy do eliminowana wszystkich barier, również tych mentalnych. Ale istnieją również wartości, które określić możemy jako nienaruszalne.

Dlatego bohaterka nie chce zatracić siebie w świecie, który jest nietrwały. Sobowtór, którego ponownie ubiera bohaterka, pomyślany wariant siebie, ma ją zabezpieczyć przed bezpośrednim wpływem nieprzychylnego świata („zamieniała pierwszą osobę na trzecią/ (może powiedzieć: to nie ja, to ona)”). Pisanie, które jest przecież tytułem jej wiersza prowokuje do zadania pytania, na ile ono odsłania mnie, na ile przykrywa płaszczem retoryki? Tak naprawdę tekst Krasuskiej to potwierdzenie tezy niewyrażalności świata słowami. Najlepszym oddaniem znaczeń świata jest właśnie metafora. A adekwatną do jej użycia przestrzenią jest obszar liryki.

Poezja daje Krasuskiej możliwość choć częściowego ujawnienia aksjomatów rzeczywistości, właśnie dlatego, że nie jest daleka od prawdziwości, jest stałą częścią naszego życia. Dlatego usłyszane pytanie: „Kto powiedział, że czasu nie można dotknąć?” staje się zasadą doświadczania rzeczywistości, która jest namacalnie realna.

Wiersz „Spotkanie po latach” prezentuje koncepcję świata Krasuskiej. Czas nie musi być związany z przemijaniem, czas może mijać, a człowieka się nie zmieniać. Człowiek nie jest do niczego predestynowany, nie jest marionetką, ale aktywnym kreatorem swojego losu. Twórcą, który jednak wciela się w jedną z ról, jak Penelopa z wiersza, która „przez lata dzierga dzień za dniem,/ żeby potem miała/ co pruć”. Ludzkie działania mają umotywowany sens. Ale nie będą go miały dopóty, dopóki nie nadamy im konkretnych znaczeń. Właśnie tych idei ukrytych w rzeczywistości poszukuje Krasuska.

Tym samym autorka tekstu stara się uchwycić sens ludzkiej egzystencji, budując złożone matematyczne równania. Ich założenia mieszcząc się w „tryptyku matematycznym” zakładają, że świat rozciąga się od minus do plus nieskończoności, lecz jest ograniczony poprzez jego trwanie od rozwiązania do rozwiązania. Matematyka daje nam pewność, że nie ma sytuacji bez wyjścia, a wszystko sprowadza się tylko do „oczekiwania” na „moment/ na drodze w jedną stronę”. Życie toczy się „w dodatku z ruchem jednostajnie przyspieszonym”, istnienie chce zdążyć przed sobą samym, nie ma chwili do stracenia, do zatracenia istnienia w istnieniu. Lecz Krasuska każe swoje bohaterce się zatrzymać, spoglądając na stałą matematyczną („zwracając oczy ku ludolfinie”), widząc nie jej przemijanie, lecz trwanie poprzez wieczność.
Poetka twierdzi, że wszystko zależy od punktu widzenia. Możemy być pewni istnienia przemijania, czyli skończoności, ciągłego wybiegania ku nieskończoności ze świadomością ukończenia pewnego etapu i wejścia w kolejny, wielokrotnego kresu bytu, bądź też zaufać przeświadczeniu, że niestałość to jedyna niezachwiana wartość, uchwytna podczas zatrzymywania się na drodze naszego istnienia, taka idea, która daje nam możliwość spojrzenia wstecz. To jest właśnie kluczowy moment w życiu człowieka, jego „półgotowość do życia/ niegotowość do odejścia”.

Tytułowa „Ona i ja” to zatem ta sama osoba, która w innym wariancie istnienia, w swoim matematycznym prototypie, poszukuje odpowiedzi na postawione pytanie o wewnętrzny brak pełni („Choć przerastały ją pytania w miejsce odpowiedzi”). Całkowita klarowność istnienia nie istnieje. Nam się tylko wydaje, że produkt zastępczy, nasz mentalny sobowtór, załata nasze poczucie dysonansu poznawczego.
Bohaterka liryczna wiersza „Półoptymizm (część tryptyku matematycznego)” jest zatem „Sama, fragmentaryczna, jednorazowa”. Pragnie poskładać siebie, rozciągnąć swoje trwanie w czasie, oszukać ostateczne rozwiązanie, uniknąć jednego wyniku. Życie to próba przeniknięcia elementarnej algebry, ‘przywrócenia’ rozwiązania ludzkiego losu. Bohaterka utworu „Bezwzględna optymistka (część tryptyku matematycznego)” pragnie zorganizować swoje życie aż do najmniejszego szczegółu („Oby tylko bez powtórzeń (…) (wszak kolejność elementów ma w życiu znaczenie)”), ale szybko okazuje się, że to niemożliwe, ponieważ życie bywa nieobliczalne, tak jak my sami.

Człowiek, który został wrzucony w system równań, zaprojektowany i gruntowanie przemyślany plan wcześniejszych pokoleń, zaszufladkowany, przeznaczony do wykonywania konkretnego zadania, czuje się zagrożony, gdy system podlega rozkładowi. Czego zatem pragnie bohaterka „Tryptyku matematycznego”, upadku odgórnie danego szczęścia w nieszczęściu czy jego trwania? Jeżeli jej „nadzieja”, jak pisze w wierszu „Bezwzględna optymista” stanie się ludzką, nie „matematyczną”, to zacznie się cieszyć z wolności własnego sumienia. I ostatnia okoliczność, która dookreśla kwestię intuicji bohaterki, jej wiara w świat wartości niepodważanych („nadal wierzy/ że znajdzie swój/ kąt”).

Rozważania o człowieku prowadzi podmiot liryczny w kolejnych wierszach. Utwór „W sieci” jest doskonałą ilustracją ograniczania ludzkiej wolności. Człowiek teraźniejszości nie istnieje bez „sieci” wirtualnych zależności. Ten świat został w utworze przedstawiony jako przestrzeń sacrum („cudownie rozmnożona w wirtualnym świecie”). Rzeczywistość internetowa to nie tylko najlepszy z możliwych światów, ale jedyny świat bohaterki, przynajmniej jedyny prawdziwy. Ta przestrzeń staje się miarą istnienia człowieka, wyznacza jego rytm życia („Klik, klik, klik, klik…/ Miarowo bije tętno.”). Ale ta rzeczywistość pełni rolę zamiennika, respiratora utrzymującego człowieka przy życiu w sposób sztuczny. Bodźce, które wysyła do człowieka to tylko impulsy pośrednie, obrazy zastępcze, „przeciekające” przez ekran.

W wierszu „Pytanie retoryczne”, będącym dramatycznym poszukiwaniem „człowieka w człowieku”, odnajdujemy brutalne odniesienie do świata współczesnej kultury. „Ile jest człowieka w człowieku/ Jak sera w serze,/ mięsa w mięsie”. Krasuska pyta, czy jesteśmy w stanie określić strukturę człowieka, wyjąć z niego esencję? Autorka tekstu prowadzi te rozważania, ponieważ tak naprawdę chce lepiej zrozumieć siebie samą, swój własny „ból istnienia”. Jednocześnie poetka ma świadomość tymczasowości ludzkiego istnienia i niejednoznaczności ludzkiej egzystencji, która przejawia się w różnych formach – opakowaniach.
Ta różnorodność w obrębie ludzkiej zbiorowości decyduje o naszej wyjątkowości, choć przecież jest to tylko niezwykłość pozorowana przez aktualną rzeczywistość. To kultura stwarza nas, a my czujemy się nieokiełznani przez kulturę. Ale to jest odczucie mylne, należymy do niej, bo z jej wnętrza przychodzimy, badamy jej „skład”, by przyjrzeć się sobie. Ale każdy „produkt kultury”, ma swój „określony termin ważności”, o którym pisze Krasuska w wierszu „Ubywanie”. Marniejemy szybciej niż nam się to wydaje, bo czas „rozpadający się na naszych oczach” jest nieustannie wskrzeszany, życie trwa nadal, choć każda istota ma swój kres.

Świat w zbiorze Ona i ja to rzeczywistość cielesna. Ten świat ma charakter somatyczny, z ciała wyrasta, w ciało z powrotem wrasta („kikut  ściany”, „szkielet grodu”, „żebra dróg”). Ten świat to żywy organizm, który oddycha a jego czasowość nazwać możemy wieczną aktualnością. Jest to rzeczywistość, która nie boi się dalszego istnienia, choć została zdruzgotana, wycięta z całego organizmu. Metonimicznie funkcjonujący świat, w postaci luźnych elementów, czuje się wystarczający dla samego siebie. Jest to rzeczywistość przeszłości, która utraciła swoją historię, bo oto stała się ona skamienieliną teraźniejszości. Obrazy z wiersza „Ubywanie” przedstawiające odkopywanie przemijania mają na celu skonfrontowanie się z przechodzeniem na drugą stronę rzeczywistości, tej która jest desygnatem braku.

Tytułowa „Ona” istnieje skontrastowana, ale i spójna z ‘ja’. Ona to całe zaplecze kulturowe, które zapisane zostało w każdym człowieku. Historia nie istnieje w oderwaniu od człowieka. Dawne wieki to integralna część naszego świata, ale i naszego kodu genetycznego. Stąd szczątki ciała, części organizmu są przywoływane w  kolejnych momentach opowieści o „Niej”.  Saga rodu ludzkiego, a dokładnej, reprezentującego go pojedynczego człowieka, musi być przywoływana po wielokroć w procesie reinterpretacji.

Musimy więc czytać historię człowieka wciąż na nowo, i co więcej mówi Krasuska, wciąż inaczej.  To dlatego w wierszu „Oksymoron” podmiot liryczny tak bardzo domaga się dokonywania niekończącej się deszyfracji metafory. Ta lektura musi jednak zakładać autentyczne spotkanie autora i czytelnika. Nie można mówić „obok” tekstu („zostawił odciski palców na marginesach”), nie można go objaśniać tylko i wyłącznie kontekstowo, jeżeli nie wyjaśni się istoty samego człowieka, który w nim tkwi. Bo tekst to przecież sam człowiek wymuszający na jego komentatorze pewną możliwość oglądu świata, tożsame przeżycia i doświadczenia, choć w podobny sposób. Jeżeli zbliżamy się do mechanicznego procesu czytania, rozmawiamy z obok-tekstem, żyjemy w świecie niby-tekstu i nie rozumiemy go wcale. Pojąc tekst, znaczy objąć go samym sobą, zobaczyć w nim zarówno siebie, jak i drugiego człowieka. To jest gwarancja spełnionego dialogu.

Tytuł zbioru Ona i ja mówi tak naprawdę o człowieku, który bez przeżycia świata kultury nie może istnieć w pełni. „Ona” to wieloaspektowa alternatywa dla ‘ja’, istniejąca w różnych miejscach, niekoniecznie w czasie teraźniejszym. Dlaczego zatem taki tytuł nadała Krasuska swojej poezji? Jeżeli ‘ona’ i ‘ja’, ja i moja inna literacka wizja siebie będą w stanie prowadzić wymianę myśli, spotkać się, choć przelotnie, w jednym mgnieniu, to możemy mówić o rozumieniu nie tylko pojedynczego człowieka, ale i całego świata tekstów, który nadbudowany jest nad nami. To przecież tylko człowiek jest metodą lektury, nie jego warsztat. Bo człowieczeństwo to coś więcej niż obowiązki i powinności. Ludzkie istnienie to fakultatywne prawo do bycia egzegetą całego świata, który nas otacza.

Anna Krasuska „Ona i ja”, Wydawnictwo Naukowe ŚLĄSK, Katowice 2015, str. 64

Anna Łozowska-Patynowska

 

 

Przeczytaj też na naszym portalu w dziale „poezja” wiersze A. Krasuskiej, a także recenzję jej debiutanckiego zbioru Ona (2013) – pióra A. Łozowskiej-Patynowskiej