Zbigniew Jankowski „Biała przędza”, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2014, str. 56

Kategoria: port literacki Utworzono: wtorek, 06 maj 2014 Opublikowano: wtorek, 06 maj 2014 Drukuj E-mail


Agnieszka Tomczyszyn-Harasymowicz

PO SWOJĄ CZYSTĄ NIEOBECNOŚĆ – ODRODZENIE DUCHOWE PODMIOTU BIAŁEJ PRZĘDZY Z. JANKOWSKIEGO

W świecie Zbigniewa Jankowskiego jest biało i cicho. Biała przędza plecie się rajskim kłębkiem, który wypadł z rąk Bogu. To jednocześnie miejsce uwielbienia  i niepokoju, miejsce oddania i obwinienia. Głęboka i szczera adoracja Boga wypływa wprost z serca autora, który jednocześnie pozostaje świadomy swojej niedoskonałości: Beze mnie / świat // O jaki / przejrzysty / i pozbawiony / wszelkiego zła! („Pośmiertne”).
Największą wartością jest możliwość powrotu do domu Ojca, przekroczenie granicy duszy i ciała.

Odejście materialne zdaje się być nadejściem duchowym. Jankowski ma świadomość, że przybywa go transcendentalnie, ale ubywa organicznie. Jego ciało nabiera nieziemskiego wymiaru, który prowadzi do dziecięcej wiary: i jak świetliste ławice / przejdą przez ciebie / szczęśliwe jasności / dziecięcej wiary. („Dno różańca”)

To pośrednia stacja przed spotkaniem z Jezusem – niezmącona niczym i naiwnie ufająca wiara dziecka. Taka podróż powrotna inną drogą, aż do nastąpienia chwili, kiedy radością będzie po prostu umrzeć: Aż się przyłapiesz / na cichej radości, / że wkrótce umrzesz / i się przemienisz / w błogie / mnie tu nie ma. Śmierć nie ma wydźwięku ziemskiego, nie straszy (jak w tańcach śmierci), nie ukazuje rozkładu, nie jest kostuchą rodem z Mistrza Polikarpa – śmierć wybawia, umożliwia przejście na stronę, ku Bogu. Podmiot jest gotowy: Teraz przyjdź, Chryste. / Niech wskoczę / w Twoją ciemność na krzyżu. / Niech w niej przepadnę / do ostatniej ukrytej nadziei. / Niech mi się stanie / pełne w Tobie / zatracenie („Kipiel”)

Zbigniew Jankowski widzi człowieka jako byt ludzki, który sobie nie wystarcza ma świadomość swej przygodności i przygodności świata zewnętrznego. Ta pierwotna świadomość postuluje istnienie bytu pełnego, absolutnego, który byłby uzasadnieniem i dopełnieniem osobowości życia człowieka*. Tym bytem jest dla poety Stwórca – usensownienie jego życia. Wyrazem tej wielkiej miłości są fragmenty wierszy pisane językiem czułym, niemalże erotycznym: pobądźmy więc jeszcze, / popieśćmy tę chwilę. /  Niech nas omota, otuli / swoją niemocą  / i razem z nami  / słodko zaśnie. („Powrót Sani”)
I oto – wielka rzeka ponad pustynią, rzeka / doskonale niedostępna, niedotknięta nawet / zamysłem ust, /  wszechwładnie obojętna, rzeka / między nami / i Nim // Nią się napełniam zamykając oczy”. („To za nas”)
Być pisanym / przez Ciebie, / aż do wypisania / ostatniej kropli / z Twojego krzyża, //  do osunięcia się w Ciebie, / nieosiągalnego / po stronie tekstu. („Bez tekstu”)
Taka radość, / jakbyś mnie dotknął od środka, / oczyścił z ostatniej myśli […] („Chwila bez niego”)

Szczególną rolę nadaje poeta słowom, ożywia je i rozlicza z sensów. Jednocześnie broni się przed nimi, ponieważ utożsamia je z niegodziwością: Słowa… moje upadłe anioły; Odejdź, Panie, to pułapka. / Zaraz znowu / będę sobą. / Już czai się pierwsza myśl, / chwyta za pióro…. Prosi Boga, by przyszedł pod postacią ostatniego wiersza odartego z metafor, zdaje sobie sprawę, że teraz musi wytłumaczyć się z wszystkich wcześniejszych utworów, że pamiętają one wszystkie dane im słowa. Słowo ma ogromną, wagę, ale tylko jedno posiada niekwestionowaną moc – Słowo dane przez Boga.

Cisza tak naprawdę nie ma walorów wyciszających w tym zbiorze, jest raczej pozorną próbą uspokojenia samego siebie. Ciągłe wyrzuty sumienia, poszukiwanie Boga za wszelką cenę, poświęcenie siebie słowom – oto świat za zasłoną białości i ciszy. Człowiek nie cichnie wobec Boga, a już na pewno nie cichnie poeta, nawet jeśli gotuje się do ostatniej drogi. Osiąganie świętości jest najtrudniejszym z zadań, o czym przekonuje dopisek z Tomasza z Kempis, który cytuje podmiot: Biada nam, że tak szybko skłaniamy się do spoczynku, jakbyśmy osiągnęli już pokój i bezpieczeństwo, choć w naszym postępowaniu nie widać jeszcze śladu świętości.

Nie jest łatwo pisać poezję religijną, aby nie wpaść w dewocyjne obrazowanie. Myślę, że Zbigniewa Jankowskiego nie interesuje moje zdanie, ani zdanie kogokolwiek na temat jego wierszy, obchodzi go tylko zdanie Boga, ale na tę recenzję musi jeszcze poczekać.

Zbigniew Jankowski „Biała przędza”, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2014, str. 56

------------------------------------------------
*Z.J. Zdybicka Człowiek i religia, Lublin 1984, str. 128

Agnieszka Tomczyszyn-Harasymowicz




Przeczytaj też w ”porcie literackim”  naszego portalu recenzje zbiorów wierszy Z. Jankowskiego Odpływ. Sztuka ubywania (2006), Biały delfin (2009), Zaraz przyjdzie (2011), antologii Morza polskich poetów. Wiersze i wypowiedzi (2013), a także w dziale „eseje i szkice” manifest programowy kołobrzeskiej grupy poetycko-plastycznej REDA "Poezja i żywioł" (za pierwodrukiem w „Węzłach” 1972)