Wojciech Czaplewski „Próba czytania”, Instytut Wydawniczy ŚWIADECTWO, Bydgoszcz 2014, str. 70
Leszek Żuliński
MIĘDZY ZIEMIĄ A NIEBEM
Bardzo niedawno ukazała się książka eseistyczna Wojciecha Czaplewskiego pt. Pochwała niezrozumiałości, a tuż za nią, teraz, tomik jego wierszy pt. Próba czytania. Ten kołobrzeski autor jest artystą wielu talentów, a jego „inklinacje filozoficzne” już same w sobie mnie podniecają. Zabrałem się więc do lektury tych wierszy z niejakim nabożeństwem. Ono jednak szybko zamieniło się w skupienie, bo to są wiersze „gęste”. Tak nazywam wszelki przekaz poetycki, którego zrozumienie wymaga uważnego wczytania się w tekst. Czaplewski nie jest „poetą dosłownym”, ma natomiast dar tworzenia obrazów, których semantykę trzeba wyłuskać z parabolicznych obrazów i skojarzeń wiersza.
Czy chcę przez to powiedzieć, że są to wiersze trudne? Raczej nie; raczej chodzi mi o tę właśnie „gęstość”, do której trzeba skalibrować własne narzędzia recepcyjne. Może to inna dykcja, do jakiej nie jesteśmy przyzwyczajeni? Też chyba nie, lecz to na pewno dykcja wymagająca dostosowania się do jej logiki i imaginarium. Miałem z tym tomikiem taką więc przygodę: pokonywałem wszystkie jego progi typowe dla współczesnych poetyk, ale często musiałem wiersz czytać dwu- lub trzykrotnie, żeby mieć pewność, że inaczej już go rozumieć nie można.
Co rzuca się oczy? Na pewno mariaż estetyzmu z intelektualizmem. Ta ostatnia ambicja autora nie zagoniła go w język dyskursu oschłego czy usłużnego precyzji pojęciowej. Wspomniany estetyzm oraz „kontrolowany liryzm” dzielą tu się opłatkiem swej urody z konstrukcjami myślowymi.
Jednak to co napisałem powyżej, to dopiero mój cichy przedśpiew, by dotrzeć in media res. Bowiem nie zająknąłem się jeszcze, że są to wiersze wysoce kulturowe. Czaplewski wchodzi w gąszcz mitów, w las sytuacji i przesłań, które już się zdarzyły, w tę wielowiekową ściółkę krajobrazu symbolicznego, który nie opuścił nas do tej pory. Może dlatego, by nie rozchwiała się busola. Może dlatego, byśmy mieli zawsze przy sobie mapę wiecznej wędrówki i jej przeznaczenia.
Oto utwór pt. "Pieśń". Poprzedzony mottem: Wstań, pospiesz się, przyjaciółko moja i przyjdź. Cytuję: Chwila to wieczność. Żar jeszcze nie wystygł, / Choć nie wiem, czemu, czułem że się zmieniam, / że drżę, że wobec ciemnego płomienia / tych oczu staję obnażony, czysty, // do dna rozdarty, bezwstydnie przejrzysty / jak żywa woda. Groza upojenia, / gdy świat się kurczy do kropli, mgnienia, / śladu, powiewu, wzlatującej iskry // z żarzących się zgliszcz. Kiedy to się stało, / i – czy naprawdę? Robię jednak krok za mało, / gubię się w znakach. Gdybym się obudził, // wstał i pośpieszył, gdybym biegł z oddali, / byłbym wśród tych, co Boga oglądali.
Proszę zauważyć: sacrum tego wiersza wpisuje się swoją mową, pejzażem, aurą w język i sytuację biblijną. Tu kanon i archetyp wiszą „w powietrzu”. A jednak, gdy kilkakrotnie przeczytamy ten wiersz przestaje nam się wydawać, że jest on stylizacją Starego Testamentu. Jest i nie jest? Jest czy nie? Na tym polega osobliwość Czaplewskiego, że zastane schematy potrafi on „zagospodarować” na nowo. Przytoczone wyżej motto pochodzi z Pieśni nad pieśniami. Toteż teraz zastanawiamy się, czy to jest erotyk? Niekoniecznie, oj, niekoniecznie. Ale jak się uprzemy, to czemu nie? Takie właśnie dylematy „dzieła otwartego” zaskakują nas w tym tomiku często.
Tak zwana mowa wysoka zdarza się tu wielokrotnie, ale autor zawsze wkłada ją w klamrę nieprzewidywalnego sensu. A w konfrontacji z wyżej cytowanym wierszem ciekawie wypada i ten, zatytułowany "Oblubienica": Czterdziestoletnia kierowniczka sklepu / kroi ser. Myśli, ile jeszcze czasu / do osiemnastej, ile cienkich plastrów / zetnie maszyna. W szybie strugi deszczu, // za miesiąc urlop. W jakimś innym miejscu / znaleźć się, zgubić, ożyć, umrzeć, zasnąć, // ostrze wiruje coraz bliżej palców, / chleb pokrojony i rozlane mleko, // wyciągasz banknot i biegniesz przez góry, / pytam o drobne, nagle cisza w sklepie, / prosisz o jeszcze dwa plasterki, córy / jerozolimskie, ja biegnę do Ciebie, // ostrze wiruje bliżej, krzyczę z głodu, / chora z miłości, na skraju ogrodu. Ha!, nagle z poprzedniego wiersza wpadamy w jakąś sytuację pospolitą i banalną, lecz i ona pod koniec tekstu odrywa się od przyziemia i szybuje w unisono przestrzenie.
Gra Czaplewski takimi amplitudami świetnie, porusza się zgrabnie między sacrum a przyziemnością, zderza różne języki, ale cudownie potrafi ten pozorny rozgardiasz skleić metafizyczną nutą. Czasami jego wiersze przyjmują ton niemal traktatowy, ale na przykład zdarzają się epigramaty takie jak ten: na oknie motyl igra // Łopot światła. Tytuł wiersza: "Lato". A więc impresyjka lata, ale jakie koło musiał zatoczyć język poetycki, by przysiąść na tym pomyśle?
Wątki religijne pojawiają się tu często. Ale na przykład w tryptyku" Ziemia Święta" są wyrażone językiem współczesnym, sprozaizowanym. Ciekawostką więc był dla mnie fakt, że Czaplewski sakralizuje lub prozaizuje sceny według decyzji, których nie jesteśmy w stanie z góry się domyśleć. Ta gra jest bez wątpienia sygnałem, że i ten klasycyzujący autor liczy się z postmodernistyczną biocenozą swego pisania. Na przykładzie tej poezji można by napisać ciekawy szkic o tych dwóch frontach kultury literackiej, jaka spotkała się w tym tomiku. Zderzyła – inteligentnie, wyrafinowanie, czasami dowcipnie. Najważniejsze jednak, że Czaplewski ma sporo do powiedzenia. Gdyby odłożyć na bok wszelkie „recenzenckie mądrości”, to zostałoby nam na pewno do powiedzenia to najważniejsze: ten autor, poetycki debiutant, całą wrażliwość, uczuciowość, egzystencjalność swoich wierszy stawia w planie kulturowym i tym samym pisze poniekąd metapoezję, która walczy o swój wyraz, tak jak autor o swoją prawdę, przeczucie i przesłanie.
Wojciech Czaplewski „Próba czytania”, Instytut Wydawniczy ŚWIADECTWO, Bydgoszcz 2014, str. 70
Leszek Żuliński
Przeczytaj też w „porcie literackim” recenzje tomu esejów literacko-filozoficznych Pochwała niezrozumiałości W. Czaplewskiego, a także jego szkice, felietony oraz prozę w działach „eseje i szkice”, „felietony”, „proza”